[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kupców. Ze wszystkich sił starałem się usłyszeć, o czym mówią.
Uniosłem się w górę, zrzucając okrycie. Byłem nagi, a całe ciało oblepiały purpurowe
bąble, które pokryły się już strupami. Obrzydliwość! Przy każdym ruchu czułem silne
zawroty głowy, ale jakoś udało mi się dotrzeć do interkomu. Był włączony, a gdzieś na
statku ludzie rozmawiali na tyle blisko mikrofonu, że mogłem usłyszeć poszczególne
słowa...
 ... niebezpieczne... odizolować... nie możemy go nawet wyrzucić... zabezpieczyć
drzwi... lądowanie na księżycu... spalić kabinę...
 ... dowiezć go do...
 Nie ma mowy  pierwszy rozmówca musiał podejść bliżej do interkomu, bo teraz
słyszałem go całkiem wyraznie.  Jest już martwy, prawie martwy. Mamy szczęście, że
zaraza się nie rozprzestrzeniła. Trzeba pozbyć się zródła zakażenia, zanim dotrzemy do
któregokolwiek portu. Nie chcesz chyba, by nazwano nas zakażonym statkiem?
38
 ... odpowiedzialność...
 Oddaj im pieniądze. Pokaż taśmę z kabiny. Jedno spojrzenie przekona ich, że
nie było dla niego ratunku. A jeśli ktoś zacznie go szukać... chcesz, by choroba się
rozprzestrzeniła?
 ... jakoś ich uspokoić...
 Pokaż im taśmy!  to był medyk, poznałem po głosie.  Nie waż się nawet
otworzyć kabiny, dopóki jej nie wypalimy, a i to musimy zrobić w skafandrach. Na
niezamieszkanym księżycu, gdzie infekcja nie ma szans na rozwój. Potem gęby na
kłódkę. Niewielu będzie o niego pytać. Reszcie trzeba mówić, że został na Tanth i że
prawdopodobnie nie żyje. Z czasem wszelkie pytania znikną. Ci na statku zobaczą, że
jego podróż już się skończyła. Nie możemy go nigdzie dostarczyć... mamy na statku
trupa i zabezpieczonÄ… kabinÄ™... zaraza...
Nie miałem wątpliwości, że mówili o mnie. Pierwsze otępienie minęło i mogłem
teraz logicznie myśleć. Velos skazał mnie już na śmierć, jednak ja nie czułem się jak
umarlak. I wcale nie miałem zamiaru skończyć tak, jak chcieli tego obaj rozmówcy. Jeśli
Velos postawiłby na swoim, drzwi mojej kabiny zaspawanoby i zabezpieczono, żeby
uniknąć zakażenia innych. Odciętoby również wentylację i wszelkie inne połączenia
z kabiną. Czekała mnie wtedy długa i powolna śmierć. Oficjalnie powie się, że nie
opuściłem Tanth. Dlaczego wcześniej nie nabrałem żadnych podejrzeń? Nie musieli
dowiezć mnie w żadne określone miejsce. Nie budziło też moich wątpliwości, komu
zostanę dostarczony, zupełnie jakbym był paczką lub partią towaru.
W jaki sposób zatem mogłem się stąd wydostać?
 Na zewnÄ…trz...
Zbyt gwałtownie obróciłem głowę i zawirowania powróciły. Musiałem przytrzymać
się ramy łóżka. Zobaczyłem coś ciemnego. Poruszyło się. Wpatrywałem się w to coś
ogłupiałym wzrokiem, dopóki nie zorientowałem się, co to jest.
Stworzenie, które ostatni raz widziałem przy Valcyr, kuliło się przy mojej poduszce.
Było teraz dwa razy większe niż w chwili urodzenia. Nie było już ślepe. Wpatrywało się
we mnie intensywnie. Widząc, że i ja na nie patrzę, uniosło głowę. Szyja, nadzwyczaj
długa, wygięła się jak u gadów.
 Na zewnątrz  znów słowa te zadzwięczały mi w głowie. Mogłem skojarzyć
je jedynie z tym zwierzęciem. Byłem wciąż tak oszołomiony, że nawet mnie to nie
zdziwiło.
 Na zewnątrz, ale dokąd?  szepnąłem, po czym obróciłem się, żeby wyłączyć
interkom. Nie chciałem, aby ktokolwiek odkrył to, co ja właśnie odkryłem.
 Bardzo mądrze... Na zewnątrz, poza statek...  odparło to coś, schowane
częściowo za pogniecioną poduszką.
 To przecież kosmos...  prowadziłem dalej tę rozmowę, choć byłem przekonany,
że jest ona tylko wytworem rozgorączkowanego umysłu. A może rozmowa, którą
słyszałem przez interkom, też w ogóle nie miała miejsca...
39
 Nieprawda. Dobrze słyszałeś... Zabiją cię... Czuję ich strach... to smród strachu...
czuć go na całym statku...  Zwierzę uniosło głowę i zobaczyłem delikatny ruch jego
nozdrzy, jakby naprawdę wywęszyło coś w powietrzu.  Na zewnątrz... szybko... zanim
zabezpieczÄ… drzwi... Wez skafander...
Wyjść w przestrzeń tylko w kombinezonie? Udusiłbym się po wyczerpaniu zapasów
tlenu w skafandrze. To było jedynie pozorne przedłużanie sobie życia.
 Będą szukać... nie znajdą... wrócimy... ukryjemy się...  nalegał mój dziwny
współlokator.
To był szalony i nierealny plan, dający bardzo małą szansę. Jednak instynkt przeżycia
okazał się silniejszy i skłonny byłem teraz podjąć ryzyko. Moja kabina znajdowała się
dość blisko włazu wyjściowego i pomieszczenia ze skafandrami. Jednak otwarcie składu
kombinezonów zostanie natychmiast dostrzeżone na mostku. A jeśli statek wchodzi
w nadprędkość...?
 Nie  przerwał mi mój kompan.  Nie czujesz...?
Miał rację. Nie słyszałem odgłosu silników ani charakterystycznego szumu. Moje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl