[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anioł położył mi rękę na głowie i zamachał skrzydłami. Trzeba powiedzieć, że najważniejsza funkcja
anielskich skrzydeł to wcale nie lot, lecz otwieranie wrót między światami. U diabłów tę samą funkcję spełnia
ogon. Wokół nas, niczym pył wzniesiony wiatrem, zatańczył rój lśniących drobinek. Z każdym wymachem rósł
coraz bardziej, w końcu zawirował w korowodzie i zamienił się w długi tunel biegnący ku górze. Wtedy jakaś
siła pochwyciła mnie, uniosła w powietrze i cisnęła do przodu. Omal nie wrzasnąłem, ale w tym momencie
ktoś złapał mnie za rękę. Obejrzałem się obok mnie leciał stary anioł, który teraz odwrócił się do mnie
z uśmiechem.
Przełknąłem gulę w gardle i skinąłem mu głową. Nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa.
Tunel rzeczywiście wkrótce się skończył; jeszcze chwila i już wisieliśmy w błękicie nieba. Nad nami lśniło
złoto słońca, a w dole rozpościerało się zielonkawe morze. W oddali widać było miasto, do którego zmierzali-
śmy.
A nie zauważą nas? Anioł uśmiechnął się.
Nie bój się. Nikt nas nie zauważy. Skinąłem głową. No tak, anioł na pewno wie, co robi. Przestałem się
przejmować, za to zacząłem rozglądać się na boki. Więc to naprawdę ziemia? Ta ziemia, na której żyją ludzie,
będący w pewnym sensie naszymi stwórcami? Ale czad!
Wlecieliśmy do miasta, wylądowaliśmy na jednej z ulic. Obok nas szli ludzie. Wysocy i niscy, grubi i chudzi,
kobiety i mężczyzni. . .
Jeszcze nas nie widzą poinformował mnie anioł. Postój chwilę, rozejrzyj się. Gdy powiesz, że jesteś
gotów, odlecę. Wtedy staniesz się widoczny, będziesz częścią tego świata.
Chyba z dziesięć minut stałem, przyglądając się mijającym nas ludziom. Patrzyłem na samochody, obser-
wowałem migające światła uliczne. . . Anioł cierpliwie czekał, uśmiechając się łagodnie.
Jestem gotów. Skinąłem wreszcie głową. Anioł znów się uśmiechnął.
Nigdy nie myślałem, że powiem coś takiego diabłu, ale. . . życzę ci powodzenia.
Stropiony skinąłem głową. Chwilę pózniej anioł zniknął.
Czemu stoisz na drodze? burknął ze złością jakiś kudłaty chłopak, może szesnastoletni i zepchnął mnie
na bok.
Wpadłem na jakąś kobietę.
Chuligan! Odepchnęła mnie mocno.
Odleciałem na ścianę domu. No cóż, serdecznie witamy na ziemi. Popatrzyłem na chłopaka, potem na
kobietę i uśmiechnąłem się. Chyba mi się tu spodoba. . . Jeśli są tutaj tacy ludzie, to ten świat jest po prostu
stworzony dla diabłów! No dobrze, rozrywkami zajmę się pózniej, a teraz do pracy. Wyjąłem z kieszeni kartkę
z adresem, przestudiowałem ją. Zgodnie z obietnicą, dostarczono mnie prawie na miejsce. Sprawdzmy. . .
Podniosłem głowę, poszukałem tabliczki z nazwą ulicy, następnie popatrzyłem na mapkę. . . Aha, więc ta
ulica biegnie równolegle do tej, której szukam. Jeśli teraz pójdę do przodu. . . Naprzód!
Podniosłem torbę i poszedłem do skrzyżowania znajdującego się pięćdziesiąt metrów przede mną. Porów-
nałem teren z mapą. Tak, teraz w prawo i na podwórko. To jest miejsce, którego szukam. Teraz postawić torbę
i rozejrzeć się. Podwórko jak podwórko. Dzieciaki, dalej starsi chłopcy, stoją i palą. No i dobrze, szybciej do nas
trafią, zresztą, może wcale nie do nas, ale trafią. . . Stop! Dajmy spokój takim rozmyślaniom, przede wszystkim
muszę odnalezć właściwy blok.
Nie szukałem długo, dom stał dokładnie naprzeciwko mnie. Wysoki, jedenastopiętrowy wieżowiec z wiel-
kiej płyty. Dobra, bez różnicy. . . Muszę się skoncentrować. . . Ale na początek trzeba coś zrobić z rzeczami,
przecież nie będę ich wszędzie ze sobą nosił. Rozejrzałem się i zobaczyłem odpowiednio duże drzewo. Pod-
szedłem do niego, obszedłem dookoła, rozejrzałem się, czy nikt na mnie nie patrzy, szybko przełożyłem do
niewielkiej torby najpotrzebniejsze rzeczy, znowu się obejrzałem i przesunąłem dłonią po drzewie.
Szanowne drzewo, czy byłobyś tak miłe i na jakiś czas przechowało moje rzeczy? zapytałem w języku
międzyświatowym. Pień drzewa rozszczepił się delikatnie, ukazując przestronną dziuplę. Szybko powrzu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]