[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ryzykować wypuszczenia jej tak po prostu.
- Dobrze... nie chcę, żeby się pani spózniła - mówię (w sposób możliwie jak
najbardziej naturalny). - OdprowadzÄ™ paniÄ…. Chodzmy.
Gram va banque. Wstaję, ona też, chwytam ją po raz drugi za ramię i holuję do
samochodu. Wściekam się na myśl o moim steku ze szpinakiem. Złość mnie ogarnia, gdy
przypominam sobie, co ta idiotka, podająca się za Cynthię Spotlight, powiedziała mi przed
chwilÄ….
Przed moim samochodem stoi jakiś inny wóz, wewnątrz siedzi jakiś ciemnowłosy
facet, który, jak na mój gust, zbyt intensywnie się we mnie wpatruje; jest na wpół odwrócony
i pali, nie drgnąwszy nawet o milimetr. Za moim wrakiem stoi drugi samochód z jakimś
czarniawym gościem o czerwonej twarzy, który wpatruje się we mnie jeszcze bardziej
uporczywie niż pierwszy. Czemu ci wszyscy faceci tak mi się przyglądają? Z tego
wszystkiego zaczynam się robić nerwowy. Wpycham fałszywą Cynthię do samochodu,
zatrzaskuję drzwi i błyskawicznie siadam za kierownicę. Jeśli będą mnie śledzić, to trudno.
Wiem, co mam robić. Jestem coraz bardziej wściekły, bo, oprócz mojego steku ze szpinakiem
i tego, co mi powiedziała, mam przed oczyma Sunday Love, przed którą ta kretynka
przeszkadza mi dostatecznie się usprawiedliwić.
- Tak bardzo pana bawi zarobienie kulki w Å‚eb?
Przerywam jej wpół słowa ruszając jak szalony i dynda mi, czy jadą za mną, czy nie.
Cholera mnie bierze, więc grzeję pełną parą pod najbliższe biuro policji. Staję tuż przed nim.
- Jeśli pani przyjaciele pragną się ze mną podroczyć - mówię - to niech przyjdą. W
oczekiwaniu, przeprowadzimy krótką rozmowę. Skąd się pani wzięła i jakie jest pani
prawdziwe nazwisko?
- Co to pana obchodzi - odpowiada. - Niech pan odda zdjęcia, a nic się panu nie stanie.
W przeciwnym razie spotka siÄ™ pan z Petrossianem w kostnicy miasta Los Angeles. To
wszystko co miałam do powiedzenia i proszę nie oczekiwać, że usłyszy pan cokolwiek
interesującego. Jestem głupia, zle wychowana i mam sztuczny biust.
Patrzę na nią z boku i jestem zmuszony zdać sobie sprawę, że dziewczyna nie da się
zrobić w ten sposób. Otaczam ją ramieniem. Z tymi swoimi wydatnymi ustami i jasnożółtymi
oczami jest dość podniecająca.
- I cóż ci zrobiłem siostrzyczko? - pytam. - Tak bardzo byś chciała, żeby przytrafiło
mi się nieszczęście? Taka jesteś niedobra?
Zmieje siÄ™. Zmiech ma prostacki. Trudno. Ale biust jest prawdziwy.
- Tylko niech mi pan tutaj nie próbuje wciskać kitu - mówi.
- A może poszlibyśmy do kina? - proponuję.
- Mowy nie ma... - szepcze.
- To nieładnie... - mówię. - A już prawie ci wybaczyłem... bawi cię twoja praca?
- Za to mi płacą.
- Zgoda... ale na pewno nie płacą wystarczająco, no i masz chyba prawo do wakacji...
Nie chciałabyś ich spędzić ze mną? Taka mała zaliczka.
- Och! - woła. - Ależ pan upierdliwy!...
Kiedy choć raz mój urok powinien był zadziałać, to akurat wysyła mnie na drzewo.
Dałbym wiele, żeby mieć gębę Mickey Rooney a. Przy moim farcie, to pewno dziewczyna,
co lubi popaprańców. Zabieram ręce z jej ramion i ponownie ruszam w drogę, bo nie ma już
potrzeby stać pod biurem policji, żeby zrobić to, co zamierzam.
Po jakimÅ› kwadransie, nie patrzÄ…c na niÄ…, pytam:
- Dokąd wywiezliście Cynthię?
Nie odpowiada. Przygotowuję się. Przybyłem w prawie niezłe miejsce: ogrody, mało
ludzi. Skręcam w małą, wznoszącą się uliczkę i przystaję. Bez ostrzeżenia chwytam ją, jedną
ręką zamykając jej usta, podczas gdy drugą ściskam ją za gardło. Wierzga mi w okolicach
nóg, a jej szpiczasty obcas sprawia, że nie omal krzyczę z bólu, lecz wytrzymuję, a i ona
uspokaja się pomału, jako że traci oddech. W tym momencie zwalniam uścisk i lekko daję jej
po Å‚bie.
Upuszcza torebkę i leży bez ruchu. Sięgam po torbę. Przeszukuję ją. Trudno. Nie jest
to zabawne, ale trzeba.
Dziewczyna jest goła. Goła w pełnym tego słowa znaczeniu. Robi mi się w związku z
tym ciepło za uszami i pozwalam sobie na przeprowadzenie doświadczeń, w końcu mam
prawo poznać jak jest zbudowana kobieta, a okazja jest wyśmienita, bo ona nie porusza się
bardziej niż kłoda. Moja lewa ręka wędruje wzdłuż jej nóg i wyżej, nad pończochy; czuję
ciepłą, delikatną skórę i instynktownie szukam miejsca, które jest najcieplejsze i
najdelikatniejsze, nie ma tam żadnych dokumentów. Dla spokoju sumienia przeprowadzam
drobiazgowe poszukiwania, a ona, przez sen, wzdycha leciutko, z zadowoleniem. Osobiście,
kiedy dają mi po łbie, nie znajduję w tym żadnej przyjemności, lecz kobiety to dziwne
stworzenia. Przerywam, bo za chwile ja także wydam jęk zadowolenia i wyciągam rękę, by
przejść trochę wyżej. %7ładnego schowka w staniku. Jest na to zbyt dobrze wypełniony czymś,
co nie ma nic wspólnego z kauczukiem, który pakują sobie tam wszystkie, chcące się
upodobnić do Paulette Goddard. Do licha! Jestem zbyt silny, by zajmować się mechaniką
precyzyjną i zrywam wyżej wymieniony stanik... na pewno będzie miała mi to za złe.
Zatrzymuję się i błyskawicznie wysiadam... Jeśli pozostanę jeszcze pięć minut w tym
samochodzie, nie odpowiadam za siebie...
Otwieram drzwiczki i układam dziewczynę w pozycji siedzącej, całkiem bez
świadomości, pod ścianą najbliższej posesji. Wsiadam i zmykam.
Odjechawszy stamtąd, natychmiast przyspieszam. Kierunek punkt zbiórki -
California Call .
A tak przy okazji, jak to się dzieje, że nikt mnie nie śledzi?
Mam nadzieję, że Gary już wrócił.
Aypię na leżącą obok mnie torebkę tej niby-Cynthii. Jest całkiem nowa, dość gruba.
Wygląda na pełną. Mam wielką ochotę zajrzeć do niej... Nie mówiąc już o tym, że nie mam
najmniejszej ochoty trzymać jej w samochodzie. To mogłoby być niebezpieczne.
Lecz teraz - patrząc wstecz - mam takiego cykora, że posuwam jak lux-torpeda aż do
Call , gdzie zatrzymuję się na wpół martwy ze strachu. Zakichany ze mnie detektyw. O mało
co nie straciłem cnoty.
XI KALKULUJEMY
Pędzę do pierwszej windy. Ucieka mi sprzed nosa. Wsiadam do drugiej i windziarz
pojmuje, że mi się spieszy.
- Szesnaste - mówię. - Call .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]