[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niełatwo było na ten świat się Pwydostać, teraz nie przedstawiało to najmniejszych trudności, pecz
magia okna na świat pozostała.
Statek mijaÅ‚ latarniÄ™ na torze wodnym. Maria nie wytrzy¬maÅ‚a i pomachaÅ‚a rÄ™kÄ…. Nie mogÅ‚a
być zauważona z odległości 1 kilku kilometrów dzielących ją od statku, ale sprawiło jej to
przyjemność. Pozdrowiła statek. Niech płynie szczęśliwie.
WróciÅ‚a do samochodu, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ bezwiednie. Przy¬jemność psuÅ‚y tylko zwaÅ‚y
śmieci wyrzuconych tu nie wiadomo 'przez kogo. Jej szare komórki przez cały czas pracowały i
była bliska rozwiązania zagadki tego czegoś, co po niej chodziło. Kiedy jednak uruchomiła toyotkę
i zaczęła nią zjeżdżać w dół, wykombinowawszy, że w ten sposób wróci na dawną drogę do Polic,
musiała już tylko myśleć o tym, żeby się nie zabić i nie rozwalić samochodu. Było wąsko i
dziurawiÄ™, a na do¬datek stromo, poza tym jednak przeÅ›licznie. Maria z duszÄ… na ' ramieniu
zjeżdżaÅ‚a bardzo powoli miÄ™dzy kwitnÄ…cymi jabÅ‚o¬niami wÅ›ród ogrodów poÅ‚ożonych tarasowo na
zboczu. Kiedy już straciła nadzieję, że wyjdzie z tej jazdy cało, pojawiła się przed nią ulica, która
po prostu musiała być tą właściwą. I była.
Wtedy, kiedy Maria miała wreszcie wolną głowę, niezajętą widokami ani rajdem Skolwin
(tak nazywała się dzielnica, do której dotarła, ale nie była tego świadoma), rozjaśniło jej się w
głowie i to, co po niej chodziło wreszcie doszło.
Otóż Konie", które obiecała Saszy przetłumaczyć na polski pasują jak ulał do pana Stefana,
do tej jego obawy przed' śmiercią& jakby nie patrzeć, w tym wieku raczej uzasadnionej. To on
krzyczy bezgłośnie i prosi, żeby konie nie pędziły tak szybko, żeby jeszcze poczekały, żeby mógł
stanąć na krawędzi między życiem a śmiercią i trochę tam pobyć. Pobyć, pożyć.
DojechaÅ‚a do pierwszej przecznicy, zawinęła z wizgiem i za¬wróciÅ‚a w stronÄ™ domu. Pół
godziny pózniej siedziała przed komputerem, gadając do siebie. Wpisywała kilka linijek,
za¬stanawiaÅ‚a siÄ™, zostawiaÅ‚a jakieÅ› przerwy miÄ™dzy wierszami, potem wracaÅ‚a do nich,
uzupełniała, kasowała, a co jakiś czas klęła pod nosem jak stary budowlaniec. Pani Lila wołała ją na
kolację, ale Maria przeprosiła, wzięła sobie na talerzyk trochę galaretki z nóżek, którą Lila zrobiła
na jej cześć, ponownie prze¬prosiÅ‚a i razem z zimnymi nóżkami zniknęła w swoim pokoju.
Dokonała kilku poprawek i znowu pojawiła się w kuchni.
Lilu, te nóżki są boskie. Pomagają mi na talent. Dostanę jeszcze odrobinkę?
Oczywiście, kochana. A jak ci idzie?
Lila sama była artystką i popierała sztukę oraz kulturę we wszystkich jej przejawach. Mogło
to być tłumaczenie poezji, dlaczego nie. Byle wiersz dobrze wyszedł.
Jako tako odrzekła Maria. Mam problemy z jednym dwuwierszem. I z jednym
upiornym określeniem. Dziękuję za ocet, wolę cytrynę.
A może byÅ› sobie chlapnęła? zaproponowaÅ‚a Lila życz¬liwie. Nóżki lubiÄ… czystÄ…
wódeczkę zamrożoną, a niektórzy poeci to nawet nóżek nie potrzebowali, tylko właśnie wódeczki,
mogła być niezamrożona. A ty jak?
Dziękuję ci, Liluniu. Ja muszę być trzezwa jak świnka, inaczej nic nie napiszę.
Masz racjÄ™. Ja też tak mam. Jak coÅ› robiÄ™ na serio, to wy¬Å‚Ä…cznie po trzezwemu. Potem siÄ™
mogę napić, jeśli jest z kim. aryś, zjedz to tutaj. Chwila przerwy w myśleniu dobrze ci Jrobi.
Powiedz mi, co to za określenie, z którym masz kłopot. I Priwieriedliwyje odrzekła Maria i
usiadła przy stole. masz rację, odetchnę momencik. |. Kto wyje, powiedziałaś?
Nikt nie wyje. No, może ja. Konie sąpriwieriedliwyje. We prszystkich tłumaczeniach jest
jednakowo: narowiste. A pri¬wieriedliwyje wcale nie znaczy narowiste". Narowisty koÅ„" po dla
mnie poza tym pojęcie zootechniczne, a nie poetyckie, pie ma czaru, jeśli rozumiesz, co mam na
myśli.
I Rozumiem. A co to znaczy? i Pńwieriedliwyj to po naszemu grymaśny, kapryśny".
Naro-lyistego" ja odczuwam jak takiego trochę świrusa. Tu kopnie, tu tzrzuci z siodła& A te
konie priwieriedliwyje nie są stuknięte, tylko Imają własne zdanie. Nie słuchają woznicy są
nieposłuszne&
Zamarła przez chwilę z kawałkiem nóżki nabitym na widelec.
Stanęło ci w gardle? zaniepokoiła się Lila. Rąbnąć cię w plecki?
Nic mi nie stanęło. Nieposłuszne! Po prostu! Oczywiście. One są NIEPOSAUSZNE, Lilu
moja kochana! Jak się jeszcze |na czymś zaprę, przyjdę do ciebie coś zjeść.
Złapała talerz i pobiegła do komputera. Kwadrans potem Lila przyniosła jej herbatę.
Pokażesz, co zrobiłaś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]