[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie rozumiem, co dzieje siÄ™ ze mnÄ…, tym bardziej oni siÄ™ pogubiÄ…. Sam, sobie, gwozdziem,
rękę? Zwariował!
244
Odsunąłem pogrzebaczem węgle, poprawiłem \agwie, odstawiłem pogrzebacz do garnka i
spostrzegłem, \e w garnku obok pogrzebacza stoi - ro\en. Rączką do góry.
WyjÄ…Å‚em go.
Zakończony ostro, grubość kowalskiego gwozdzia.
Przeraziłem się.
To nie przypadek - ktoś podsunął mi go umyślnie.
Kto?! Diabeł czy Opatrzność?
Teraz nie ma odwrotu!
Desperacko przeszedłem - drugimi drzwiami - przez sień do kuchni. Z matczynej apteczki
wziÄ…Å‚em plaster, no\yczki, banda\, wodÄ™ utlenionÄ….
Zajrzałem, czy się nie obudzili.
ZpiÄ….
Uło\yłem polano. Obmacałem dłoń. Węgielkiem, czarną kropką, zaznaczyłem miejsce.
Starannie obtarłem ręcznikiem końcówkę ro\na. Jeszcze ją zdezynfekować - w ogniu.
Wsunąłem ro\en między polana. Zaczekałem. Wyjąłem.
Koniec szpikulca \arzył pomarańczowo.
Przekłuję dłoń czerwonym \elazem, postanowiłem. Będzie bardziej bolało. Moje zwycięstwo
nad samym sobą będzie większe!
Nad samym sobÄ… - co to znaczy?
Ja Odwa\ny pokona Ja Strachliwego. Zara\onego strachem. Rządzonego przez Diabła
Strachu!
Och! Ju\ przeczuwałem tę ulgę, tę radość, to wyzwolenie!
Spojrzałem na zegarek. Za pięć dwunasta.
Znowu Opatrzność? Idealny moment: skupię się. Wło\ę ro\en do ognia. Roz\arzę, od nowa!
Zaczekam. Kiedy sekundnik zbli\y siÄ™ do  zero-zero-zero" - wycelujÄ™ szpikulec w kropkÄ™ i -
pchnÄ™!
śeby dłoń nie  uciekła", poło\ę ją na polanie.
Ogarnęły mnie spokój i pewność. Rozgrzałem ro\en. Po-
245
patrzyłem na zegarek. Trzydzieści sekund przed północą uło\yłem dłoń na polanie, wyjąłem
ro\en, wycelowałem szpikulec w kropkę, przybli\yłem i-----
Nie pchnąłem. Nie dałem rady. Nie było komu pchnąć.
Odło\yłem ro\en i - sflaczałem.
Nie dam rady! Nie potrafiÄ™! Nie zrobiÄ™ tego!
Włączył się rozum.
Odwagę sprawdzasz?, zaatakował Rozum. To sprawdz sensownie. Uratuj tonącego! Jedz do
Iraku! Skocz ze spadochronem! Oto jak człowiek normalny zdaje egzamin! To, co chcesz
zrobić, jest absurdalne!
Mózgowcu, mylisz się, odpowiedział Cyrano. On chce sam -sobie - z siebie - dokonać swego
 stworzenia Adama". On to musi zrobić dla siebie. Chce mieć fakt - początek - zawiązek -
pestkę swego własnego JA!
Przed pierwszą znowu się sprę\yłem, \eby wykonać to, czego nie dałem rady o dwunastej.
Znowu nie pchnąłem. Znowu huśtawka.
To samo powtórzyło się o drugiej, trzeciej, czwartej-----
0 siódmej obudził mnie ojciec. Zasnąłeś?, zdziwił się. Tutaj? Idz do łó\ka -
Niczego nie zauwa\ył.
Rozgrzebałem popiół, wło\yłem drzazgi, szczapy. Sen mi pomógł. Nie pamiętałem, czy się co
śniło. Nie pamiętałem szamotaniny sprzed zaśnięcia. Coś -jeszcze nie wiedziałem co - scaliło
mi się w głowie.
Wło\yłem ro\en do ognia.
Spokojnie poczekałem, a\ końcówka się roz\arzy.
Poło\yłem lewą dłoń na polanie. Prawą wziąłem ro\en, przybli\yłem do kropki.
1 pchnÄ…Å‚em.
Chyba wrzasnąłem, bo wbiegła matka: Co się stało?
Nic, nic, mamo. Oparzyłem dłoń.
Przyniosę maść.
Nie trzeba, mam krem w plecaku.
246
Dopiero teraz spojrzałem na zegarek.
Pół do ósmej.
Wojowałem osiem godzin?
Uff!!!
Opatrzyłem dłoń i poło\yłem się do łó\ka. Cyrano! Jeśli jest na świecie szczęście - to właśnie
jest ono we mnie. Jestem
falą szczęścia. Le\ę na wznak-----wydaje mi się, \e lewicuję
-----\e zawisłem w powietrzu-----
Zasnąłem pół metra nad łó\kiem. Zpiąc, unosiłem się na wietrze.
Sobota, synu. Jestem w Borowie. Przyszedłem się wyspowiadać z mojego cię\kiego grzechu.
Dłoń mam opatrzoną. Jestem pozbierany. Jeszcze nie wiem, co zrobię, ale znam kierunek. Jak
namagnesowana igła. Ksiądz Jarek.
Spowiedz? Kościół? Czy to nie wykręt?
Wykręt!
Powinienem zgłosić mój sekret - poliq'i. Tak, pójść na posterunek, zło\yć doniesienie na
samego siebie. O popełnieniu zbrodni.
Jestem przed posterunkiem. Czy dobrze robiÄ™? Sumienie, spytaj Rozumu.
Rozum: Tutaj mieszkajÄ… twoi rodzice. O twoim dziwacznym doniesieniu rozplotkuje siÄ™
okolica. Twoi starzy będą ośmieszeni.
Sumienie: Ale musimy to załatwić.
Rozum: Jedzmy do Miasta. Do oficera dy\urnego. Albo do prokuratora.
Jadę, synu. Wiem, \e tak trzeba. To musi być zrobione.
Przystanek. Kiosk. Kupiłem pleplota na drogę (a jednak), zaczekałem na autobus, wsiadłem.
Bilet u kierowcy. Wolne miejsce przy oknie. Zasiadam, otwieram pleplota. Tytuły, fotografie,
reklamy.
Obok mnie zasiada harcereczka. Zadarty nosek. Zerka, podczytuje.
247
Ostatnie tygodnie, miesiące, dni. I szedł do Niego w cierpieniu (fotografia: tłum przed
Bazyliką). Od kilku dni lęk mroził nasze serca: Ojciec Zwięty konał. Miliony ludzi na świecie
\arliwie modliły się o cud. Ale cud się nie ziścił. Jan Paweł II odszedł pogodny, pokładając
ufność w Bogu.
Pogrą\eni w bólu i \alu (fotografie). Filipiny. Dublin. Pakistan. Watykan. Gdańsk.
Wadowice. Indie. Jasna Góra.
Fotografie:
30 stycznia - JP II, biały, w swoim papieskim oknie - na Jego orędziu ląduje biały gołąb!
Mina Papie\a: Przyleciałeś po mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl