[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu, ja tu zostanÄ™.
W Anglers Arms?
Nie. Myślę, że twój kierowca zniknie teraz. Założę kwaterę główną w
Ambledever, dziesięć mil stąd i, jeśli Moira jest gdzieś w tym koszmarnym
domostwie, znajdÄ™ jÄ….
Frankie nie była do końca przekonana.
Będziesz na siebie uważał?
Będę przebiegły jak wąż.
Z ciężkim sercem poddała się. Plan Bobby ego wyglądał dosyć rozsądnie.
Rzeczywiście, sama nic tu już nie mogła zdziałać. Bobby odwiózł ją więc do
Londynu. Frankie, rozgościwszy się w domu przy Brook Street, poczuła się nagle
samotna i opuszczona.
Nie należała jednak do osób, które potrafią dłużej usiedzieć na miejscu bezczynnie.
O trzeciej po południu można było w okolicach St. Leonard s Gardens zobaczyć
zaaferowaną młodą damę w binoklach, ubraną modnie acz skromnie, z plikiem
broszur i ulotek w ręku.
Ulica St. Leonard s Gardens w Paddington była wyjątkowo Ponurym skupiskiem
domów, w większości dość poważnie zrujnowanych. Widać było wyraznie, że zakątek
ten czasy świetności miał już od bardzo dawna za sobą.
Frankie szła ulicą, sprawdzając numery domów. Nagle zatrzymała się, wyraznie
niezadowolona.
Numer siedemnasty opatrzony był tablicą informacyjną Dom na sprzedaż lub do
wynajęcia .
Frankie niezwłocznie zdjęła binokle oraz zrezygnowała z zaaferowanej miny.
Zanosiło się na to, że agitatorka polityczna nie będzie potrzebna.
Na tablicy znalazła kilkanaście adresów pośredników handlu i wynajmu
nieruchomości. Wybrała i zanotowała dwa z nich. Mając już plan działania, Frankie
ruszyła wcielać go w życie.
Na pierwszy ogień poszła firma Gordon & Porter z Prac Street.
Dzień dobry powiedziała. Byłabym wdzięczna, gdyby pan zechciał podać
mi adres pana Caymana. Mieszkał pod siedemnastym na St. Leonard s Gardens.
Istotnie, tak odrzekł młody człowiek, do którego zwrócili się Frankie. Nie
pomieszkał długo. Działamy w imieniu właściciela. Pan Cayman wynajął od nas ten
dom na kwartał. Zdaje się, że spodziewał się w każdej chwili zagranicznego
kontraktu. Wygląda na to, że się doczekał.
Więc nie macie panowie adresu?
Niestety, nie. Uregulował rachunki i sprawa załatwiona.
Ale musiał podać jakiś adres, kiedy podpisywał umowę?
Tak, jakiegoÅ› hotelu, zdaje siÄ™, kolejowego, na stacji Paddington, wie pani.
%7Å‚adnych referencji?
Zapłacił za kwartał z góry i dał zaliczkę na rachunki za elektryczność i gaz,
więc sama pani rozumie&
No, tak rzekła Frankie z rezygnacją.
Zauważyła, że młodzieniec przygląda jej się bacznie. Pośrednicy mają oko i
potrafią określić, do jakiej klasy klient należy, więc zainteresowanie Frankie
Caymanem wydało mu się pewnie cokolwiek dziwne.
Jest mi winien sporo pieniędzy zełgała.
Wiadomość ta wstrząsnęła młodym człowiekiem do głębi. Zdecydowany pięknej
oszukanej damie dostarczyć Caymana żywego lub umarłego, rzucił się wertować
sterty korespondencji. Niestety, bez efektu.
Frankie podziękowała i oddaliła się. Pojechała taksówką do następnego biura. Nie
zamierzała znowu tracić czasu na wypytywanie się o Caymanów. To tamten agent
wynajmował im dom, więc nie było co dłużej szukać informacji o nich. Tu poprosiła
o wykaz nieruchomości do wynajęcia.
Zdziwionemu pośrednikowi wyjaśniła, że poszukuje taniego obiektu na schronisko
dla dziewcząt. Po chwili wychodziła z kluczami do domu przy St. Leonard s Gardens
17 oraz do paru innych nieruchomości, których wcale nie zamierzała oglądać.
Udało się, pośrednik nie miał ochoty z nią iść; pewnie osobiście pokazują tylko
mieszkania umeblowane.
Już od progu posesji numer 17 uderzył ją w nozdrza mysi zaduch nie wietrzonego
mieszkania. Dom był wyjątkowo odpychający, niechlujnie wykończony, z płatami
odłażącej, brudnej farby na ścianach. Frankie zwiedziła go metodycznie od piwnic po
dach. Mieszkania nie sprzątano po wyjezdzie lokatorów. Pełno tu było kawałków
sznurka, starych gazet, pojedynczych gwozdzi, jakichś narzędzi. Ale z rzeczy
osobistych nic, nawet skrawka podartego listu.
Jedyne, co mogło mieć jakieś znaczenie, to leżący na parapecie, otwarty rozkład
jazdy pociągów sieci ABC. %7ładna miejscowość na otwartej stronie nie była
podkreślona, Frankie przepisała więc wszystkie do swojego notesiku. Nie o takich
plonach poszukiwań marzyła. Jak dotąd, poszukiwania Caymanów spełzły na niczym.
Pocieszała się myślą, że w zasadzie tego właśnie się spodziewała. Jeśli pan i pani
Cayman byli na bakier z prawem, to postarali się zatrzeć za sobą ślady. To było jakieś
pośrednie twierdzenie ich winy.
Niemniej jednak czuła się mocno rozczarowana, zwracając agentowi klucze i
zwodząc go obietnicą pózniejszego kontaktu.!
Szła ulicą przygnębiona i zastanawiała się, do czego należało się teraz zabrać.
Bezowocne rozmyślania przerwała jej gwałtowna ulewa. Taksówki nie było ani na
lekarstwo, więc aby ocalić swój ulubiony kapelusz, wskoczyła do metra; wejście było
tuż obok. Kupiła bilet do Piccadily Circus i gazetę w kiosku.
Metro o tej porze było prawie puste. %7łeby oderwać myśli od dokuczliwych
problemów, spróbowała się zagłębić w lekturze gazety. Przeglądała ją wyrywkowo.
Zmiertelne wypadki na drogach. Tajemnicze zniknięcie uczennicy. Przyjęcie
wydane przez lady Peterhampton u Claridge a. Sir John Milkington przychodzi do
zdrowia po wypadku na słynnym jachcie Astradora , tym samym, który należał do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]