[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalazła w sobie siłę, by mówić w obronie prawdy i uczciwości serca. - Jak możesz być taka
zła?
63
- Zła? Zła? - Nadzorczyni wyprostowała się. Unosiła się nad niewolnicą niczym przerażająca
wieża. Jej twarz płonęła. Uderzyła tak mocno, że dziewczyna upadła. Ild-ren kopnęła ją - za
prawdę. Według jej zasady otwartość i szczerość nie były najbardziej poszukiwanymi
zaletami.
- Ty niewdzięczna dziwko. Co ty sobie wyobrażasz? Jeśli chcesz zobaczyć, jak jestem zła, to
zaraz będziesz miała okazję. To mówiąc podbiegła do drzwi. - Zobaczymy jak cię twój
Książę będzie teraz bronić - powiedziała i szarpnęła drzwiami tak, że uderzyły z hukiem o
ścianę.
- Straż! Straż! - krzyknęła - ta głupia dziwka chce was zabawić. Możecie z nią zrobić, co wam
się podoba - dodała już spokojniej. Pózniej, gdy Ildren rozważała, dlaczego jej się nie udało,
zastanawiała się, czy wszystko przebiegłoby inaczej, gdyby po zdjęciu niewolnicy z Konia,
wsadziła to wyborne i piękne ciało na Pręt i dopiero wtedy ujawniła swój plan. Co by się
mogło stać? Nie była pewna. Mogła mieć tylko nadzieję, że strażnicy pomogą zrozumieć
małej dziwce dostrzec jej błąd.
ROZDZIAA 12
Karząca dłoń
- No i co, znowu się spotykamy, mój nadęty gołąbku - powiedział ktoś w korytarzu. Serce
Anyi zamarło, poznała głos strażnika, którego spotkała w kuchni. - Teraz już nie będziesz
zadzierała nosa.
Chwycił Anyę za włosy i zmusił, by uklękła na zimnej posadzce. Krzyknęła. Azy spłynęły jej
po policzkach.
- Ha! Azy cię nie uratują. Kiedy je widzę, mam ochotę cię kopnąć, ty zasmarkana dziwko -
powiedział.
Jeszcze mocniej pociągnął ją za włosy. %7łeby nie krzyczeć, Anya zagryzła wargi tak mocno,
że zaczęły krwawić.
- Teraz ukłoń się przed swoim panem i władcą, niewolnico.
Zmusił ją, by pocałowała jego buty. Wykręcił jej ręce, chwycił je i pociągnął do góry.
Skłoniła się w pół. W tej pozycji poprowadził ją przez labirynt korytarzy i przejść, w dół
schodów. Anya miała uczucie, że za chwilę upadnie na twarz. W końcu doszli do wielkich,
dębowych drzwi, przed którymi stało dwóch strażników, całkowicie obojętnych na los
niewolnicy.
Anya potknęła się i upadła z głośnym krzykiem.
- Wstań! - syknął prowadzący ją strażnik. - I zamknij się. Strażnicy przy drzwiach spojrzeli na
nich niespokojnie.
- Cicho bądz - przyłożył palec do jej ust. - Rada obraduje. Drogo mi zapłacisz, jeśli twoje
żałosne jęki zakłócą spokój Księcia.
Serce Anyi zabiło żywiej. Wiedziała, że gdyby On ją usłyszał, byłaby uratowana. Zaczęła,
płakać jeszcze głośniej.
- Zamknij siÄ™!
- Puść mnie. Nie bądz tak okrutny - krzyknęła. Zaniosła się głośnym szlochem.
Jeden ze strażników przy drzwiach uczynił ruch w ich kierunku. Anya zaczęła lamentować
jeszcze głośniej. Nagle drzwi otworzyły się. Dojrzała wielki stół i siedzących przy nich
Panów. Usłyszała głos. Jego głos! Była tego pewna. Strażnik zasłonił dłonią jej usta.
Spróbowała go ugryzć. Klnąc pod nosem uderzył ją w twarz. W chwili, gdy czyjaś ciekawska
głowa wysunęła się zza drzwi, strażnik niosąc niewolnicę zniknął za rogiem. Nie zatrzymał
się ani nie zdejmował dłoni z jej ust, dopóki nie minęli szeregu zaułków i nie zeszli schodami
64
w dół. Dotarli do cichego, zatęchłego korytarza z niszą w ścianie. Strażnik rzucił Anyę na
podłogę.
- No, dalej, moja droga - powiedział z satysfakcją. - Możesz krzyczeć tak głośno, jak ci się
podoba. Tędy przechodzą tylko strażnicy i służba. Płacz ci nie pomoże. Tylko pogorszy twoją
sytuacjÄ™.
Poniżyłaby się przed nim, błagając o łaskę i wiedziała, że byłoby to bezcelowe. Jego serce
było zbyt zatwardziałe. Szlochała cicho, ale próbowała się opanować. Nie rozumiała,
dlaczego ten straszny człowiek tak ją traktuje, przecież nie zrobiła mu nic złego. To kucharka
go zdenerwowała.
Uniósł ją za ramiona i spojrzał w twarz. Wzdrygnęła się. Wepchnął rękę pod łańcuch na jej
talii, który natychmiast wpił się w plecy. Jego dłoń niczym wielki i zimny pająk zaczęła
przesuwać się w dół.
Czarne pajęcze oczy unieruchomiły ją. Palce przesunęły się po jej futerku i niespodziewanie
zaczęły delikatnie pieścić. Zadrżała z rozkoszy. Zapragnęła rozłożyć się, by pajęcze żuchwy
mogły chwycić mały pączek i nakłuć go, wtryskując chłodny strumień paraliżującej trucizny.
Chciała, by zimny płyn stłumił jej strach i zawładnął ciałem, roztapiając wnętrze. A wtedy
żuchwy mogłyby wyssać poprzez nabrzmiały języczek wilgotne wnętrze tak, że pozostałaby
tylko krucha łuska, która po chwili rozsypałaby się w drobny pył.
Kazał jej wstać i ugiąć kolana. Palcami przebierał pomiędzy nogami. Jedynymi dzwiękami,
które zakłócały spokój korytarza były zmęczone oddechy Anyi, brzęk łańcucha i delikatne
odgłosy ssania. Nagle zapadła cisza. Wepchnął ją do niszy i przyparł do zimnej, wilgotnej
ściany. Wszystko zaczęło się od nowa. Piersi Anyi zaczęły falować, wzbudzone gwałtownymi
oddechami, które powoli stawały się szybsze niż rytm serca. Kazał jej rozłożyć ręce i chwycić
się nierównej kamiennej ściany. Siłą rozłożył jej nogi tak, że ciało Anyi uformowało żywy,
przestraszony i drżący krzyż.
Wcisnął swój język w jej usta, a twarde palce szarpnęły do góry tak, że całym ciężarem
opierała się na jego ręce. Uniosła się na palcach, by chociaż trochę zmniejszyć nacisk. Język
zanurzał się coraz głębiej i głębiej, jakby chciał zablokować jej gardło. Nie mogła złapać
oddechu, duszona nienawistnym, pożądliwym językiem. Jak ten mężczyzna mógł sobie
wyobrażać, że ona przyjmie jego ordynarne pieszczoty? %7łe zgodzi się na takie nikczemne
poniżenie? Próbowała krzyczeć i szarpnąć głową, by bronić się przed żywym kneblem, który
wypełniał usta.
Strażnik chwycił jej szczękę i wpił palce w policzki. Trzymał ją tak bez ruchu, drwiąc
jednocześnie:
- A więc zaloty prostego człowieka nie podobają się dumnej Pani, księżniczce błękitnej krwi.
Ha! Ordynarny język poddanego nie ma wstępu do królewskich ust. - Splunął na podłogę.
Anya nie mogła zrozumieć nienawiści, z jaką się do niej odnosił. - Zobaczymy, jak
przyjmiesz mój prostacki język w miejscu, gdzie twoje ciało nie kłamie. Może zdołam
roztopić twój lód. A teraz rozłożysz szeroko uda... - chwycił ją palcami za nos. Musiała
oddychać ustami. - Twój królewski nos nie będzie musiał wąchać nieprzyzwoitego zapachu
pocącego się ciała... - Pociągnął jej głowę do tyłu, aż ujrzała sufit niszy. - Będziesz tak
trzymała nos. Do góry. Tak, jak się przyzwyczaiłaś... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl