[ Pobierz całość w formacie PDF ]

*
W ich kompanii było dwunastu mężczyzn, a wszyscy w doskonałych nastrojach.
- ...Widziałeś, jaką miał minę, kiedy nasz pan kazał mu zdjąć koszulę?
- Widziałem twarze kobiet, kiedy to zrobił.
- Tak, o mało nie zemdlały na widok jego białej skóry.
- A wtedy ten malutki korzeń jeszcze mu się skurczył.
- Już nigdy nie oszuka naszego pana!
Rozmowy ciągnęły się w nieskończoność, a Dienwald wydawał się bardzo z siebie
zadowolony. Niebo wypogodziło się i teraz Daria wyraznie widziała swoich wybawców.
Philippa zdjęła wełnianą czapkę. Włosy spływały jej gęstymi lokami na plecy. Zmiała
się, jadąc obok męża. Trzymali się za ręce. Daria wspomniała Walię, dni, kiedy Roland coś
do niej czuł, kiedy jechali konno. Chwalił ją, gdy zapamiętała jakieś zdanie w języku
walijskim...
Dienwald odwrócił się do niej.
- Jesteśmy niedaleko Thispen-Ladock. Jeszcze godzina. Dobrze się czujesz, Dario?
Miała ochotę krzyknąć, że nie. Próbowała sobie wyobrazić, co powie Roland, kiedy
dotrą na miejsce. Zamknęła na chwilę oczy i pochyliła się.
- Tak. Nic mi nie jest - krzyknęła, ale nie oszukała Dienwalda.
- To dziwne - powiedział do żony. - Czyżby Roland ją uwiódł, uczynił brzemienną i
poślubił? Ale dlaczego zostawił ją w Wolffeton?
- I właściwie dlaczego chciała do niego dołączyć? Czyżby była głupia? Przecież
powinna wiedzieć, jakie niebezpieczeństwa czyhają na kobietę.
- Zupełnie jak ty, kiedy uciekłaś z Beauchamp.
Dienwald przypomniał jej o przygodzie, która zakończyła się bardzo szczęśliwie.
Philippa zmarszczyła czoło, a potem się roześmiała. Dienwald uścisnął jej dłoń i westchnął.
- Współczuję biednemu Gilesowi. Nie chcę nawet myśleć o tym, co by się stało,
gdybyś dotarła do jego domostwa, a nie do mnie.
Daria usłyszała, jak obydwoje się kłócą, obrzucają wyzwiskami i śmieją radośnie.
Zrobiło jej się przykro. Odwróciła głowę i obserwowała okolicę. Patrzyła na zielone wzgórza,
zagajniki i lasy. Wszędzie wokół pasły się owce, a na horyzoncie ciągnęły się łany zbóż. Nie
widziała już nagich klifów, skał i zgiętych drzew. Krajobraz był coraz łagodniejszy. Daria
poczuła zmęczenie, nie mogła jednak poprosić towarzyszy podróży, by się zatrzymali.
Wiedziała, że Philippa nie poprosi o postój, że będzie jechała w ślad za mężem, nawet
gdyby miała przypłacić to życiem.
*
Roland wszedł na wieżę wartowniczą, kiedy usłyszał wołanie jednego ze swoich ludzi.
- KtoÅ› jedzie, panie. Nie wiem kto.
Stary sir Thomas Ladock zmrużył oczy, przyglądając się jezdzcom.
- Ależ to chyba Dienwald de Fortenberry. Nie widzisz jego herbu?
- Dienwald?
- Tak. Poznałem go wiele lat temu. Jego herb widzę wyraznie. To orzeł i lew, a
pomiędzy nimi miecz. Czy Dienwald jest podobny do swego ojca?
Roland uśmiechnął się.
- Tak. Oczywiście.
- Jedzie z nim kobieta... nie, dwie kobiety... i tuzin zbrojnych - zawołał Salin.
Roland przyglądał im się uważnie i z niepokojem. Rosło w nim dziwne uczucie, które
wzięło się nie wiadomo skąd. Kiedy jezdzcy zbliżyli się, zobaczył wśród nich swoją żonę.
Jechała po lewicy Dienwalda. Po prawej jego stronie jechała Philippa, ubrana jak chłopak z
rozpuszczonymi na plecy włosami.
- Zdaje się, sir Thomasie, że niedługo poznasz moją żonę - powiedział najspokojniej
jak potrafił.
- Twoją żonę? - powtórzył sir Thomas, patrząc na grupę jezdzców. - A co ona robi z
Dienwaldem?
- Nawet nie chcę wiedzieć. Salin uśmiechnął się.
- Stęskniła się za tobą, panie, i przyjechała.
- Niech ci się nie wydaje, Salinie, że ona jest taka słodka i niewinna. Wszystkie
kobiety to wcielone diabły.
Sir Thomas wiedział o ludziach więcej niż sam chciał. Spojrzał na młodzieńca, który
był dla niego jak syn.
- %7łycie często robi nam niespodzianki - powiedział. - Zejdzmy na dół, mój chłopcze.
Powitajmy naszych gości.
ROZDZIAA 16
Sir Thomas doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że Roland jest wściekły. Cały
zesztywniał, kiedy jezdzcy przekroczyli bramy warowni. Po kilku minutach, ku swemu
wielkiemu zdziwieniu, Thomas zrozumiał, że ta złość skierowana jest do szczupłej
dziewczyny towarzyszącej Dienwaldowi. To pewnie jego żona. Ale dlaczego jest tak bardzo z
niej niezadowolony? Są małżeństwem od niedawna. Pamiętał, jak sam zaraz po ślubie nie
spuszczał Constance z oka. Przez całe trzy miesiące byli nierozłączni. Coś tu jest nie tak.
Spojrzał na młodzieńca, ale nic nie powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl