[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kruku?
Roześmiał się cicho, nim odpowiedział na jej pytanie w Haida.
Janna wysłuchała krótkiej burzy dzwięków, oznaczającej haidańskie imię fioletowego
morskiego jeżowca.
- Co to znaczy?  spytała.
Kruk uśmiechnął się szeroko pod czarnym wąsem.
- Nie ma ...
- Dokładnego tłumaczenia - dokończyła Janna i jęknęła. Zbyt często słyszała ostatnio to
zdanie. - Więc podaj mniej dosłownie.
- Okrągły, fioletowy, kolczasty, jadalny mieszkaniec morskich skał.
- No widzisz?- uśmiechnęła się tryumfalnie.  Nieważne, jak wyjątkowy jest język. Stworzył
go ludzki umysł, posługując się wciąż tym samym bazowym diagramem. Nazwy są opisowe.
Naukowa nazwa fioletowego jeżowca mówi mniej więcej to samo, co nazwa w haida, choć
bardziej szczegółowo. Z wyjątkiem jadalności. - Uśmiechnęła się. - Na ogół naukowcy nie są
zainteresowani zjadaniem obiektów badań.
Kruk obserwował kolczastego, jaskrawofioletowego jeżowca.
- Rozumiem ich - stwierdził z przejęciem. - Sam jego widok odbiera apetyt.
. - W Japonii ikra jeżowca jest takim przysmakiem Jak kawior w Rosji.
- Nie jesteśmy w Japonii.
- Gdzie twoje zamiłowanie do przygód?
- Na dnie zatoki razem z twoim rozumem - odparował.
- Nie będzie zupy z jeżowca?
- Nie będzie.
- A może jeżowiec na surowo?
- A może piasek na surowo?
- Orły jadają jeżowce  zakończyła Janna, wspominając swe zaskoczenie, gdy zobaczyła
młodego, nieopierzonego orła, który przysiadł na belce i zjadał jeżowce, robiąc to z
wyraznym apetytem.
- Jestem z rodu kruka, nie orła.
Iskierki rozbawienia zniknęły z oczu Janny zastąpione wyrazem ciekawości. Chciała ...
musiała ... dowiedzieć się o nim jak najwięcej.
- Co?
- Haida dzielą się na dwie grupy, orła i kruka - wyjaśnił. - Moja matka była krukiem. A
zatem i ja
jestem krukiem.
- Czy Haida tworzyli społeczeństwo matriarchalne?
- W pewien sposób. - Uśmiechnął się krzywo. - I bardzo dobrze, gdyż moim ojcem był
szkocki
wędkarz o imieniu Carl, który wyjechał, gdy tylko skończyło się tarło łososia. Dlatego
nazywam się Carlson Kruk.
- Czy ten człowiek wiedział, że twoja matka jest w ciąży?
Ledwo zdążyła to powiedzieć, zorientowała się, że staje się zbyt dociekliwa. Lecz chciała
poznać Kruka jak najlepiej i ta potrzeba tłumiła dobre maniery.
- Wątpię. - Wzruszył ramionami. - Wątpię, czy miałoby to znaczenie, nawet gdyby wiedział. -
Zawahał się i dodał cicho: - Poderwał matkę w barze. Ciągle potrzebowała pieniędzy na
alkohol.
W oczach Janny błysnęły łzy. Przypomniała sobie, jak dumny był jej ojciec z udanych synów
i córki, jak wiele miłości było w ich rodzinie. A potem pomyślała o Kruku, który dorastał
pozbawiony takiej miłości.
- Cóż za strata - szepnęła. - Większość mężczyzn byłaby gotowa na wszystko, by mieć
podobnego do ciebie syna.
Kruk przymknął na chwilę oczy.
- Nie bardzo - rzekł w końcu szorstko. Otworzył oczy. - Jestem Haida. Indianin. Może nie ma
to znaczenia tu i teraz, w tej zatoce, ale tam, skąd ty pochodzisz, jest piekielnie ważne.
Janna chciała zaprotestować, ale powstrzymała się To, co mówił Kruk, było prawdą.
Wprawdzie jej się to nie podobało, ale była zbyt wielką realistką, by zaprzeczyć.
- Ja tego tak nie odczuwam - oznajmiła dobitnie. - Jesteś mężczyzną, Carlsonie Kruku.
Najwspanialszym, jakiego w życiu spotkałam. Tylko to się dla mnie liczy. I nie ma znaczenia,
czy jestem w Zatoce Totemu, czy na Księżycu.
Głos Janny załamał się. Odwróciła się szybko, układając w kamiennym gniezdzie kruchego,
kłującego jeżowca. Szybko otarła łzy rękawem grubego swetra. Był wilgotny i pachniał trochę
morzem, a trochę mężczyzną.
- Janno. - Głos Kruka był głęboki, delikatny i chrapliwy.
Przyciągnął ją ku sobie i, wsuwając pod brodę stwardniałą dłoń, uniósł lekko jej twarz. Zaczął
coś mówić, dostrzegł łzy i poczuł, że traci oddech. Zbliżył usta i musnął wargami jej rzęsy.
Zdumiał się, że tak trudno było mu przerwać ten delikatny pocałunek. Powoli odsunął się od
dziewczyny.
- Nie byłem nieszczęśliwy-wyznał cicho. - U Haida dzieci należą do szczepu matki, a chłopcy
przechodzą inicjację pod opieką jej braci. Wychowali mnie wujowie, co jest zwyczajem
mojego ludu.
- A twoja matka? - szepnęła niepewnie Janna.
- Zanim skończyłem sześć lat, matka nie potrafiła zadbać nawet sama o siebie. Porzuciła
mnie i ciągle piła. Na cztery lata przed jej śmiercią wuj adoptował mnie zgodnie z prawem
plemiennym i prawem kanadyjskim. Eddy jest dobrym człowiekiem i silnym mężczyzną.
Latem łowi łososie, a zimą rzezbi wizerunki równie stare i niezwykłe jak język haida. Polubi-
łabyś Eddy'ego. On by cię pokochał. W pogardzie ma tylko kobiety zbyt rozpieszczone, by
wędrować podczas burzy po Wyspach Królowej Charlotty.
Janna przyglądała mu się uważnie, szukając skrywanych pod słowami emocji. Wyczuwała,
że zwykle niechętnie mówi o rodzicach ... A jednak jej opowiedział o swoim dzieciństwie.
Kiedy spojrzała w lśniące czarne oczy, najwyższym wysiłkiem woli powstrzymała się, by nie
rzucić mu się w ramiona. Przecież taki gest byłby katastrofą. Niezależnie od gustów
Eddy'ego, Kruka pociągały kruche blondynki, które nosiły jedwabne chusty w kolorze idealnie
dopasowanym do tajemniczych, błękitno-zielonych oczu.
- Czy Eddy jest mężczyzną w dostatecznym stopniu, by zjeść zupę z jeżowca? - zapytała w
nadziei, że Kruk nie zauważy, jak drżą jej wargi i wyginają się w podkówkę.
- Nie mogę się doczekać, żeby to sprawdzić.
- Uśmiechnął się nagle.
Janna odwróciła twarz ku morzu. Zbliżała się kolejna linia szkwału.
- Jak długo będziemy czekać? - zapytała.
- Na zupę?
- Na szkwał.
Kruk spojrzał na morze. Zmarszczył czoło, widząc gęstą czarną ścianę chmur, zbliżającą
się ku nim na skrzydłach coraz silniejszego wiatru. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl