[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjaśnił. Teraz już wiedziała, czemu nie pojechał. Niepokoiło go to
zwalone ogrodzenie i poczucie obowiązku zatrzymało go na ranczu.
Powinna się z tego cieszyć, ale czuła tylko jakiś niepokój. Jego
męski zapach - wody po goleniu zmieszany z zapachem ziemi -
drażnił jej powonienie. Nie mogła zapomnieć o porannych
pocałunkach i w tej nocnej godzinie, gdy ciemność jeszcze bardziej
wzmacniała jej poczucie osamotnienia, Sara pragnęła tego, czego
pragnąć nie było jej wolno. Nie miała prawa myśleć o przyszłości z
Case'em, który był bratem Reida. Jej serce i umysł dobrze wiedziały,
że byłaby to zakazana miłość. Ale ciało czasami o tym zapominało.
Wciągnęła głęboko powietrze i podała mu pieluszkę.
- Proszę. Spróbuj.
Case spokojnie wziął pieluszkę, a potem położył Chri-stianę na
stole do przewijania. Sara stanęła obok. Od czasu do czasu Case
przypadkowo się o nią ocierał, przyprawiając ją o dreszczyki, które
usiłowała ignorować. Ale na jego korzyść musiała przyznać, że był
całkowicie zaabsorbowany swoim zadaniem. Gdy skończył, spojrzał
na Sarę, oczekując jej aprobaty.
- Bardzo dobrze - pochwaliła. Nie wspomniała, że pieluszka zwisa
z jednej strony i jest za słabo zawiązana. Poprawi to potem, żeby nie
ranić jego dumy. Wzięła dziecko na ręce. - Nakarmię ją - oznajmiła.
Usiadła na fotelu i czekała, żeby Case sobie poszedł.
Case spojrzał jej w oczy, a potem na dziecko. Widziała na jego
twarzy tęsknotę, ale nie poprosiła go, by został. Obecność Case'a
Page
42
RS
przy karmieniu małej sugerowałaby, że zgadza się na dzielenie z nim
najintymniejszych przeżyć, a to mogłoby być nawet
niebezpieczniejsze niż pocałunki. Nie mogła pozwolić, by z poczucia
samotności dopuścić Case'a za blisko siebie. Case nie był mężczyzną,
któremu odważyłaby się dać dostęp do swojego serca.
Minęła długa chwila, zanim w końcu skinął głową i wyszedł.
ROZDZIAA SZSTY
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - zawołała Bobbi Sue.
- Och, jak to miło, że wpadłyście! - Sara objęła przyjaciółkę,
uściskała ją i pocałowała małą Mo. - Zawsze z radością was witam.
Zresztą, w czym mogłybyście mi przeszkodzić?
Page
43
RS
Bobbi Sue rozejrzała się po holu, a potem jej spojrzenie pomknęło
na schody.
- Case'a nie ma?
Sara roześmiała się. Jej przyjaciółka miała zbyt bujną wyobraznię.
- Case pracuje gdzieś na ranczu. Jezu, Bobbi Sue, dlaczego ci się
wydaje... - zamilkła, przypominając sobie o obecności Mo. -
Nieważne. - Uśmiechnęła się do dziewczynki. - Dzidziuś śpi.
Chodzmy do niej.
Poprowadziła gości do kuchni. Mo zrobiła wielkie oczy na widok
śpiącego niemowlęcia.
- Jaka malutka - szepnęła.
- Tak, jest malutka, ale czy uwierzyłybyście, że w ciągu miesiąca
przybrała prawie kilo? Dziś wypada właściwy termin porodu, a ona
waży prawie trzy kilo dwieście.
- Szybko rośnie - przyznała Bobbi Sue - i jest prawdziwym
skarbem. - Och, Mo, już prawie nie pamiętam czasu, kiedy ty byłaś
taka maleńka. Na szczęście mam mnóstwo zdjęć. Saro, ty też robisz
jej zdjęcia?
- Case robi. Ma do tego dryg.
- Przypuszczam, że nie tylko do tego. - Bobbi Sue puściła oczko.
- Przestań - parsknęła Sara, rzucając niespokojne spojrzenie na
Mo. Ale dziewczynka była wpatrzona w Christianę. - I daj sobie z tym
spokój.
- Z czym?
- Z myśleniem, że ja i Case... - Do licha. Nie potrafiła wypowiedzieć
tego słowa.
Bobbi Sue nonszalancko wzruszyła ramionami.
- Jest bratem twojego męża.
- Tak - przyznała Sara w nadziei, że Bobbi Sue wreszcie przejrzała
na oczy. Case był bratem Reida, mężczyzną, z którym nigdy nie
mogłaby się związać.
- I jest cholernie przystojny.
- Bobbi Sue!
- Po prostu stwierdzam fakt. I na pewno nie brak mu dziewczyn.
Page
44
RS
To znaczy, w chwilach, kiedy nie rozczula się nad tobą i nie
fotografuje Christiany.
Sara podała mrożoną herbatę, i dopiero wtedy odpowiedziała
przyjaciółce.
- Po pierwsze - zaczęła cicho, widząc, że Mo nadal w zachwycie
wpatruje się w Christianę - Case się nie rozczula nade mną. I nie
mogę nic na to poradzić, że lubi fotografować swoją bratanicę. Bobbi
Sue, Christiana jest córką jego brata. Bardzo ją kocha. Nawet ją
przewija.
- Coś takiego! - wykrzyknęła Bobbi Sue. - Wydawałoby się, że
Case Jarrett, mężczyzna poskramiający dzikie konie, nie zniżyłby się
do takich rzeczy. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Po prostu nie
mogę!
Sara zachichotała.
- Nie bardzo mu się to udaje. Zawsze czekam, aż wyjdzie z pokoju,
i potem poprawiam pieluszki.
Bobbi Sue z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Chciałabym to zobaczyć na własne oczy.
- I przypuszczam, że masz rację co do kobiet, które za nim latają -
kontynuowała Sara. - Nigdy nie zadowalał się jedną. Jak pamiętam,
ciągle miał jakąś nową.
Bobbi Sue odstawiła szklankę i z ciekawością pochyliła się ku
Sarze.
- Ma teraz kogoś?
Sara skinęła głową. Może po tym, co teraz powie, ukochana
przyjaciółka da jej wreszcie spokój.
- W każdy wtorek jezdzi do miasta i nigdy nie mówi, po co.
- Może na pokera albo kręgle?
Sara roześmiała się głośno, ale zaraz przykryła usta ręką, żeby nie
obudzić dziecka.
- Przepraszam, ale nie mogę sobie wyobrazić Case'a grającego w
kręgle. A w pokera gra tutaj, z robotnikami. Spotykają się raz na
tydzień w ich baraku.
- Więc myślisz, że jezdzi do jakiejś kobiety?
Page
45
RS
- To nie moja sprawa. - Sara wzruszyła ramionami.
- Jednak na noc zawsze wraca do domu - zauważyła Bobbi Sue.
Sara miała już dość tej rozmowy.
- Wraca, bo to w połowie jego ranczo. Nie zapominaj, że on i ja
jesteśmy współwłaścicielami tej posiadłości.
- Ale ty chyba idziesz spać i nie czekasz, aż Case wróci z miasta?
- Nie, nie, oczywiście, że nie czekam. - Nie powiedziała
przyjaciółce, że niejeden już raz, gdy Christiana w nocy zapłakała,
Case w jakiś sposób zdążał znalezć się w pokoju dziecinnym
wcześniej niż ona. Próbowała go namówić, by nie wstawał,
tłumaczyła, że to nie jego obowiązek, ale on tylko obrzucał ją
ponurym i gniewnym spojrzeniem. W końcu przestała nalegać. Tak
długo, jak długo nie wtrąca się w jej życie, niech robi, co chce. Nie
warto mieć w domu rozzłoszczonego mężczyzny. Poza tym
Christiana lubiła swojego stryjka.
Bobbi Sue poklepała ją po ręce.
- Więc cieszę się, że mieszka z wami Wygląda na to, że próbuje ci
pomagać.
- Mamusiu - przerwała im Mo, podchodząc do nich. - Jeszcze nie
zaprosiłyśmy Christiany na moje przyjęcie.
- Och, kotku, rzeczywiście! Przecież właśnie po to
przyjechałyśmy.
- Ciociu, czy Christiana może przyjść w sobotę na moje urodziny?
- spytała Mo szybko.
- Oczywiście. Lekarz powiedział, że już mogę ją wyprowadzać z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl