[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to grafittibyło jedynie wyrazem jego skrytej tęsknoty. Tęsknoty za jeszcze bardziej idealnym
miejscem nadającym się na pierwsze spotkanie. Ale zatrzymałam to dla siebie.
ON zapewne miał taką samą potrzebę zobaczenia mnie jak ja sama. I pewnie tak samo się bał.
Chce, żeby nasza pierwsza randka była niezapomniana, pomyślałam sobie. I żadne miejsce,
nawet szczyt wieży kościelnej, nie odpowiada jego wymaganiom. Prawdopodobnie jest opętany
pragnieniem zainscenizowania czegoś jedynego w swoim rodzaju, czegoś wspaniałego.
Muszę MU to wybić z głowy, pomyślałam. ON nie musi skończyć tak jak pewien arabski
budowniczy, który mógł zobaczyć swoją przyszłą małżonkę dopiero wtedy, kiedy wybudował
dla niej najcudowniejszy dom na ziemi. Jego narzeczona zestarzała się i osiwiała z tego powodu,
a on umarł, kiedy położył ostatni kamień, nie zobaczywsz jej ani razu...
Kiedy ON zadzwonił do mnie wieczorem, nie spytałam, dlaczego nie było go na wieży. Nie
spytałam, dlaczego w decydującym momencie uciekł, dlaczego zabrakło MU odwagi, lecz
opowiedziałam MU bajkę.
- Przemyślę to - powiedział i włączył dla mnie kompakt. - Mimo to śpij dobrze, Szeherezado.
Położyłam komórkę obok siebie na poduszce, skuliłam się wygodnie i wsłuchiwałam w
piosenkę.
Let me be the one for you...
Następnego ranka z mieszanymi uczuciami jechałam autobusem. Kiedy ten gość wsiadł
znowu na swoim przystanku, odwróciłam się w drugą stronę, zanim mógł się do mnie
uśmiechnąć. Nie wytrzymałabym jego spojrzenia.
To było bardzo dziwne uczucie, być z kimś tak blisko związaną przez komórkę, a potem
najchętniej chcieć mu zejść z drogi, kiedy pojawiał się jako rzeczywista osoba. Powoli
zaczynałam rozumieć, dlaczego tak ciężko MU było zakończyć nasz komórkowy romans
banalnym spotkaniem. Co będzie, jeśli to, co przez komórkę było takie łatwe i dowcipne, nie da
się przenieść do rzeczywistości i życia codziennego?
Ukradkiem zerkałam na tego faceta. Czy rozmawiający przez komórkę jako tajemniczy
welbiciel był kimś zupełnie innym niż w rzeczywistości? Czy dla siebie i dla mnie
zainscenizował to marzenie, zabawną grę? Teatr, w którym kiedyś musiała opaść kurtyna?
Kiedy wysiadł, nasze spojrzenia jednak się spotkały. Uśmiechnął się. Zniewalająco jak
zawsze!
- No i jak? Jak twoja mama przyjęła stratę peruki? - spytałam Milę w szkole?
- Bez serca. Powiedziała, że teraz przez kilka tygodni muszę sprzątać i mi za to nie zapłaci.
- To okropne! - powiedziała, ale dodałam solidarnie: - Oczywiście ci pomogę. To w końcu
moja wina.
Wlokąc się przez szkolne podwórko, minęłyśmy grupę chłopców, której jak zwykle
przewodził Mark.
Naturalnie nie obeszło się bez kilku dwuznacznych gwizdów w naszym kierunku.
0 Hej, Hanno! - zawołał Mark. - Wkrótce znowu będzie Bizarre Monday w "Harlekinie"!
Miałabyś ochotę wpaść?
- Nieee, dziękuję! Moja potrzeba dziwactwa jest w tym momencie absolutnie zaspokojona -
odparłam i pomyślałam o tym, jak drżały mi wnętrzności tam na górze , na wieży kościelnej.
Byłam duchowym przeżuwaczem i w związku z tym musiałam wszystko przetrawiać jeszcze
raz.
Szybko poszłyśmy dalej, żeby uniknąć głupich tekstów, którymi będą znowu rzucać Knolle i
spółka.
- Wyjazd z nimi na narty to będzie ciężka sprawa! - jęknęłam.
- Nie wszyscy jadą! - pocieszyła mnie Mila.
- Ale ci najgorsi tak - powiedziałam i pomyślałam o Marku, Knollem i Kiwi.
- Za to będzie paru miłych ludzi z dziewiątej klasy, no nie? - uśmiechnęła się pod noesm Kati,
która się do nas przyłączyła i słyszała moje westchnienie. - Czy Branko z nami jedzie?
- Myślę, że tak - powiedziałam. - A jeśli mówmiy o Braknu. Czy można się o nim dowiedzieć
czegoś więcej oprócz tego, że był mistrzem młodzików w biegach?
- Jasne, że tak! - zawołały jednym głosem Mila i Kati, a ja żałowałam, że wyraziłam to
życzenie. Ale teraz było za pózno. Zaraz popędzą jak błyskawica zebrać informacje o Branku.
Niestety to, co pózniej miały mi do powiedzienia, nie było zachęcające.
- Rozmawiałam z Carmen. Jej brat też jest w IXa. Uważa, że Branko chodzi z Sophie -
relacjonowała Mila.
- Bzdura - wtrąciła się Kati - podobno ma dziewczynę w Rumunii.
Zanim zaczęły się kłócić na serio, westchnęłam zrezygnowana:
- Tak czy owak, już nie jest do wzięcia. Szkoda, to byłoby zbyt piękne.
Spojrząły na mnie ze współczuciem, a Kati powiedziała:
- O kurczę, Hanno, naprawdę cię dopadło.
- Nie tragizuj - pocieszała mnie Mila. - Masz przecież jeszcze faceta z autobusu!
Kiedy w południe przed chórem poszłam z Milą do centrum handlowego "Citypoint", żeby
szybko coś przegryzć, przeżyłam spotkanie trzeciego stopnia. Byłam przy stoisku z produktami
ekologicznymi i pociągałam właśnie świeżo wyciśnięty sok z marchwi, kiedy zobaczyłam faceta
z autobusu wychodzącego ze sklepu. Zauważając go nieoczekiwanie, zakrztusiałam się moim
sokiem i zaczęłam astmatycznie kaszleć.
Spanikowana szturchnęłam Milę:
- Tam, jest tam. Co on tutaj robi?
- Zaraz się dowiemy! Za nim!
- Ale jak mnie rozpozna?! Nie mogę.
- Uwaga! - Mila popchnęła mnie tak, że poleciałam na jedną z kolumn w centrum
handlowym.
- Zwariowałaś?
- Pst! Facet idzie w naszym kiedunku!
O kurczę. Rzeczywiście! Szedła na nas. Co teraz?
Usiłowałam jakoś schować się za kolumną.
- Stań przede mną, szybciej, bliżej! - rzuciłam nerwowo i szarpnęłam Milę do siebie.
Co za niemożliwa sytuacja. Ale co on miał tu do szukania i dokąd w ogóle szedł?
Teraz był na naszej wysokości. Włosy Mili łaskotały mnie w nos. Nie, tylko nie to. Na cztery
strony świata rozległo się potężne kichnięcie. Facet spojrzał w naszą stronę. Prawie całkowicie
zanurzyłam głowę we włosach Mili. Teraz już na pewno uważał nas za lesbijską parkę. No ale co
tam, najważniejsze, że mnie nie rozpoznał, bo tylko w takiej sytuacji mogłyśmy go w ogóle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl