[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustach pojawił się dziwny uśmiech.
- Ja nie mogę... - zaśmiał się sam do siebie.
- Co takiego? - zapytałam zdziwiona, nie wiedząc, co go tak śmieszy.
- No... Jakby ci to powiedzieć... - nie przestając się uśmiechać, szukał odpowiedniego słowa,
żeby mi coś wyjaśnić. - No, po prostu znam tę restaurację. Jadłem tutaj. I uważam, że jest świetna. Na
pewno dobrze ci pójdzie na rozmowie. Jestem prawie pewny, że robota jest twoja.
- I to cię tak rozśmieszyło? - Trochę mnie dziwiło jego zachowanie. Ale nie miałam teraz czasu,
by się zastanawiać, o co mu tak naprawdę chodzi. Najbardziej prawdopodobna wersja to taka, że był
tutaj kiedyś i wie, że to miejsce jest paskudne i liczy na to, że szybko do niego wrócę z podkurczonym
ogonkiem. - Dobra, nie wnikam. Lecę, dzięki za podwiezienie. Mam nadzieję, że rozmowa nie przepa-
dła przez spóznienie.
- Nie ma za co. Daj znać, jak poszło - powiedział i znowu zaczął się śmiać pod nosem.
Wysiadłam z samochodu. W głowie przez chwilę pojawiła się myśl, że mój były szef jednak ma
coś nie po kolei w głowie. A potem odsunęłam od siebie wszystko inne i skupiłam się na czekającej
mnie rozmowie, o ile jeszcze ktoś mnie tutaj przyjmie. Weszłam do restauracji głównym wejściem. Od
razu podszedł do mnie kelner, chcąc wziąć ode mnie kurtkę. Podałam mu ją i od razu zapytałam, gdzie
mam iść, jeżeli przyszłam na rozmowę o pracę. Pokierował mnie do głównego baru i wskazał wysoką
kobietę stojącą za barem rozmawiającą z jakąś młodą kelnerką. Podeszłam do nich spokojnym kro-
kiem. Kobieta mnie zauważyła i zatrzymała na dłużej wzrok, który był niezbyt przyjemny i lekko po-
gardliwy. No tak, dobry początek.
- Dzień dobry. Przyszłam na rozmowę o pracę.
R
L
T
- Była pani umówiona na godzinę piętnastą?
- Tak, dokładnie.
- No więc, przykro mi, ale jest już trzydzieści minut pózniej. Rekrutacja została już zakończona
- stwierdziła sucho.
Wzięłam głęboki wdech i spróbowałam się opanować, ale niemiły ton jej głosu nijak mi w tym
pomagał.
- Dobrze. W takim razie dziękuję i do widzenia. - Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku wyj-
ścia. A w dupie to mam. Nie będę jakiejś flądrze pokazywać, że mi jakoś strasznie zależy, bo będzie
mieć satysfakcję.
- Proszę poczekać. Zadzwonię do szefa i zapytam, czy znajdzie jeszcze kilka minut na ostatnią
rozmowę. Choć nie wiem, bo miał już dziś tyle kandydatek... - powiedziała to takim tonem, jakby mi
robiła jakąś wielką przysługę i jakbym miała być jej za to dozgonnie wdzięczna. Obróciłam się i popa-
trzyłam w jej kierunku z lekkim uśmiechem.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam tylko tyle.
Jeśli dzwoni do szefa, to oznacza, że poprzednie kandydatki zapewne nie były aż takie zachwy-
cające i dalej szukają, więc jest dobrze. Ale wizja pracy z taką koleżanką jakoś mi się nie podobała. To
byłoby zbyt podobne do mojej poprzedniej pracy. Jeszcze brakuje mi tylko, żeby ten szef okazał się
jakimś przystojniakiem. Przykazanie numer jeden na przyszłe życie służbowe brzmi: żadnych, ale to
żadnych romansów w pracy! Nie ma takiej opcji. Chyba bym całkiem upadła na głowę.
Kobieta właśnie odłożyła słuchawkę służbowego telefonu. Uśmiechnęła się do mnie łaskawie i
ręką wskazała kierunek, w którym mam się udać. Sama poszła przodem. Weszłyśmy schodami na pię-
tro restauracji i dotarłyśmy do drzwi z napisem Niezatrudnionym wstęp wzbroniony". Restauracja
sama w sobie robiła bardzo miłe wrażenie. Urządzona była jak stara wiejska chata, wszystko w drew-
nianym wykończeniu. Fajne miejsce do pracy, przyjemne. Weszłyśmy do jakiegoś biura. To pomiesz-
czenie wyglądało inaczej, bo większość przestrzeni zajmowały meble i regały biurowe, nowoczesny
sprzęt, biurko z laptopem, obok którego stał kubek, zapewne z kawą. I porozrzucane w lekkim nieła-
dzie różne dokumenty. Jak miło.
- Proszę tutaj usiąść. Szef poszedł na chwilę do kuchni na krótką rozmowę z kucharzami, ale za
kilka minut powinien tutaj być. Napije się pani czegoś? - Zmiana jej podejścia do mnie okropnie mnie
zdziwiła, ale wolałam tego nie nadużywać prośbą o kawę.
- Jeśli mogę prosić, to wodę.
- Gazowaną czy niegazowaną? - pytała dalej.
- Niegazowaną. Dziękuję - odpowiedziałam z uśmiechem.
Kobieta wyszła, a ja zostałam sama w biurze. Może ona nie była taka zła, tylko lubiła sprawiać
takie wrażenie? Rozglądałam się dookoła, cały czas skupiając się na tym, by siedzieć prosto i wyglą-
R
L
T
dać na pewną siebie i doświadczoną w boju menedżerkę. To oni mnie mają chcieć zatrudnić, a nie ja
mam ich prosić o pracę. Tak musi być. Usłyszałam, że otwierają się drzwi. Wyprostowałam się jak
struna. Odwróciłam głowę, ale to tylko ta przemiła pani wróciła, niosąc mi wodę. Jak miło.
- Dziękuję bardzo.
- Proszę - odpowiedziała kobieta i ruszyła w kierunku drzwi.
Otworzyła je i usłyszałam, że stanęła w miejscu. Najwyrazniej spotkała się w drzwiach ze
swoim szefem.
- CV kandydatki ma pan na biurku. Przynieść coś do picia?
- Nie, dzięki - usłyszałam jego odpowiedz.
W jednej chwili mnie zmroziło, a moje dłonie mocniej zacisnęły się na oparciu fotela. Niemoż-
liwe, żebym miała takiego pecha! Takie zbiegi okoliczności zdarzają się tylko w filmach... Może mi
się przesłyszało? Właściciel znanego mi bardzo dobrze głosu zamknął drzwi za sobą. Zostaliśmy sami.
Droga ucieczki była dosyć utrudniona. Serce łomotało mi jak oszalałe. Nie tak miało wyglądać nasze
pierwsze spotkanie od tamtej rozmowy... Podszedł do mnie z boku, wyciągnął w moim kierunku rękę i
dopiero wtedy mnie rozpoznał. Ręka opadła mu z powrotem. Zrobił krok w tył. A ja siedziałam jak
taka sierotka na tym fotelu i patrzyłam na niego, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć.
- No, popatrz... - odezwał się Robert, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Faktycznie,
bardzo zabawna sytuacja!
- Nie wierzę, że spośród tylu restauracji i lokali musiałeś wybrać akurat ten... - odezwałam się
cicho.
- Przepraszam bardzo. Ja ten lokal wynająłem. Oferta pojawiła się nagle. Grzechem byłoby nie
spróbować. Zwłaszcza, że zrezygnowałem z pracy w dość nagły sposób. I to ty przyszłaś do mnie, a
nie ja do ciebie - wytłumaczył mi krótko i zwięzle, ciągle się szczerząc. Widać było, że cała ta sytuacja
bawi go coraz bardziej.
- Widzę, że masz dużą radochę. Mnie jakoś to nie śmieszy. Będę już lecieć. Dzięki za super
rozmowę kwalifikacyjną, ale nawet, jakbym miała taką możliwość, nie będę pracować jako twoja pra-
cownica za żadne skarby! - Wstałam z krzesła i ruszyłam w kierunku drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]