[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na tych waszych sprawach rozumie niż ja. No! Wybaczcie, konie już stoją.
Skinął ręką wojewodzie i ruszył przed siebie, zostawiając Michała trochę gniewnego, a
trochę bezradnego. Chciał się jeno troską swą z kimś podzielić, ale niewłaściwie trafił.
Wzruszył ramionami i skierował się ku wyjściu, przepychając się w tłumie. Poczuł, że ktoś
ułapił go za rękę. Odwrócił się, przed nim stał kanonik Stanisław ze Szczepanowa.
Zniechęcony wojewoda w pierwszym odruchu zamierzał odejść, lecz spojrzawszy w oblicze
młodego człowieka rozmyślił się. Słyszał o Stanisławie, że mimo młodego wieku jest
mężem wielkiej wiedzy i mądrości, a czuł, że jeśli się przed kimś wygada, ciężar troski mu
pofolguje. Spojrzał w czarne, głębokie oczy Stanisława i nabrał zaufania.
 Jeśli macie czas, pójdzmy do mnie na gospodę; tutaj jak we młynie.
Stanisław jeno głową skinął i ruszyli ku wyjściu. Szli przez podwórzec wymijając stosy
budulca przygotowanego na budowę nowej katedry i kierowali się ku północnemu skrzydłu
zamku, gdzie gospodą stał wojewoda. Gromadki wyrostków na stertach kamieni bawiły się
w zdobywanie grodu; jedni darli się na nie, drudzy ich spychali. Stanisław mijając ich rzekł
jakby do siebie:
 To jedno, co tu robić umieją: bić się. Wojewoda ocknął się z zamyślenia i odparł:
 %7łebyśmy tego nie umieli, już by nas nie było. Lecz cóż dziwnego, że młodym walka
smakuje. Ot i nasz pan walczyć pojechał, choć tyle pracy w kraju. Ale wy kapłanem
jesteście, nie rozumiecie tego.
 Rozumiem ci ja dobrze.  Oczy kanonika zabłysły.  Ale czy walczy się jeno
mieczem?
Wojewoda spojrzał zdumiony:
 Jak to?  zapytał.
 Gdy stawiacie w grodzie tyny, których taran nie ugryzie, gdy kopiecie wilcze doły
lub walicie przesiekę, czy nie walczycie, choć wroga jeszcze nie ma, a miecza wyciągać nie
trzeba.
 Juści, prawda!  przyświadczył wojewoda z zastanowieniem.
Weszli do budynków, wojewoda w izbie swej rozsiadł się na ławie i wskazując
kanonikowi miejsce naprzeciw siebie, nawiązał przerwaną rozmowę.
 Prawcie dalej. Dziwne to, co mówicie. Stanisław jednak zamilkł i zadumał się.
Michał odezwał się znowu:
 Pono bywaliście na Zachodzie? Prawcie, jako tam jest!
Zamyślona twarz kanonika ożywiła się:
 Całkiem inaczej niż u was  odpowiedział.
 U was, mówicie? Cóżeście to nie nasz?
Stanisław namyślał się przez chwilę i jakby wahał z odpowiedzią:
 Prawdę rzec, dzieckiem niemal stąd wyjechałem i dziś jeszcze łatwiej mi się czasem
rozmówić w łacińskim czy niemieckim języku niż w polskim. Ale nic to, pobędę, nawyknę.
Jeno porządki tu zgoła inne niż na Zachodzie, a szczerze mówiąc, żadne.
Wojewoda żachnął się:
 Jak to żadne?! Jest prawo i obyczaj, którymi się rządzimy. Wiadomo, co komu i co
od kogo należy, a że nie wszystko jeszcze do ładu doszło po zniszczeniu, czyż to nasza
wina?
Stanisław jakby nie zauważył pewnego podniecenia w głosie wojewody i zamyślony
odparł:
 Za krótko tu jestem, bym o wszystkim mógł mówić. Ale co Kościoła dotyczy,
dobrze mi znane. Tak wygląda, jak ta oto katedra Chrobrego  wskazał przez okno na
osmaloną jeszcze od pożaru resztka katedry, której transept i' prezbiterium przerabiano na
kościółek pod wezwaniem Zw. Gereona, oraz na sterty materiału z rozebranych resztek,
służące wyrostkom za miejsce zabaw.
 No cóże!  odparł Michał.  Przecie nie myśmy burzyli, a odbudować jeszcze
czasu nie stało. Co inszego było do roboty. Wszak ci nawet Kazimierz, świeć mu Panie, tyle
żywota budowie oddanego na walce strawić musiał, co mu go też skróciło.
 A jednak Kazimierz, mimo walki, spraw Kościoła nie zaniedbywał. Jego to przecie
staraniem ta stolica metropolią ostała, gdy gnieznieńska zniszczona i snadz nieprędko się
dzwignie. Ale nie stało Aarona, nie zadbano o to, by paliusz na stałe pozostał przy
krakowskiej stolicy i znowu kraj kościelnej głowy pozbawiony, a magdeburskiej podlegać
nie chce.
 Juści, że nie chce. Ale przecie książę starał się w Rzymie o metropolię dla Krakowa,
jeno magdeburski arcybiskup przeszkodził.
 Tyle z tych starań, że krakowska stolica dwa lata bez pasterza była, przez co
rozprzęgło się wszystko do reszty. Nie ma komu praw Kościoła przestrzegać ni
duchowieństwa i wiernych w karności utrzymać i dzwignąć, co popalone zostało, a nowe
wznosić. Lud, co się już zaczął był wdrażać do chrześcijańskiego porządku, bez duchownej
opieki żyje i pogańskim często rządzi się jeszcze obyczajem, szczególnie w sprawach
małżeństwa dotyczących. Nie czas się pytać, gdy sprawa nagli; Aarona sam Kazimierz
arcybiskupem ustanowił i Ojciec Zwięty go pózniej zatwierdził. Wszak ci i na wojnie, gdy
wódz zginie, kto inny objąć musi prowadzenie, byle jeno miał serce po temu i głowę.
 Juści! Służy panu prawo kościelnych dostojników obsadzać i od Chrobrego tak
bywało, jeno przez te nieszczęsne zamieszki wszystko to poszło w zapomnienie.
Wojewoda westchnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl