[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Moi panowie!  zawołał.  Poznajecie tego konia? Wyciągniętą ręką wskazał na
osiodłanego konia stojącego przez przydro\ną ventą.
 To koń Czarnego Gerarda  powiedział Sternau.  Zapewne siedzi w środku, chodzmy
tam.
Nie potrzebowali wchodzić do środka, gdy\ Gerard, który siedział przy oknie zobaczył ich i
zaraz wybiegł z gospody.
Był w Santa Jaga i właśnie chciał ich odwiedzić, aby przekazać pomyślne informacje,
naturalnie zaraz się do nich przyłączył.
W Potosi zostawili konie w gospodzie, po czym Sternau z Robertem udali się wprost do
prezydenta. Ten przyjął ich bez chwili zwłoki.
 Przynoszą panowie smutne nowiny?  spytał zaraz po powitaniu.
 Tak  odrzekł Robert.  To odgłos strzałów, pod którymi padł Maksymilian.
 Był pan przy egzekucji?
 Nie, nie mogłem na to patrzeć.
 Właśnie przybył kurier Eskobeda. Maksymilian zginął bardzo dzielnie. Był wprawdzie
moim politycznym wrogiem, ale powa\ałem go.
Zdawało się, \e tymi słowami chciał się usprawiedliwić, dlatego Sternau szybko powiedział:
 My senior wiemy o tym bardzo dobrze.
 Czyli, \e zrozumieliście mnie panowie  uśmiechnął się lekko Juarez.
 Tak senior, przecie\ sam podejmowałeś trud, nieprawda\?  spytał Sternau.
 Robiłem co mogłem, niestety bez rezultatu, kapitanowi Helmerowi, tak\e się nie udało.
 Niestety  dodał Robert.
 Uwa\ał pan za mo\liwe, panie kapitanie arcyksięcia& pan rozumie?
 To było bardzo łatwe.
Juarez pokiwał głową, podszedł do okna i zamyślony spojrzał w dal. Nagle obrócił się i
rzekł:
 No có\, sam nie chciał. Ju\ nie \yje, więc nic sądzmy go. Panom dziękuję, \e mnie
zrozumieliście i według mych zamiarów postępowali. Wszyscy i tak fałszywie mnie osądzą,
panowie jednak znacie mnie lepiej, jakkolwiek tak\e będziecie musieli milczeć. śaden
republikanin nie mo\e się dowiedzieć, jakie miałem zamiary. Je\eli jednak kiedyś zło\ę moją
prezydencką godność lub umrę, to proszę o tym pamiętać i powiedzieć światu, \e ja na prawdę
chciałem ratować mego przeciwnika. Potraktujcie to jako testament, który składam w wasze
ręce. Meksyk był widownią strasznej tragedii, jednak nie ja byłem jej winien.
Wypowiedział to z dziwnym wzruszeniem, a po krótkiej przerwie dodał:
 Czy słusznie się domyślam, \e panowie wkrótce opuszczą Meksyk?
 Raczej tak  odparł Sternau.  Jednak jakiś czas musimy tu jeszcze pozostać i je\eli to
mo\liwe skorzystać z pańskiej opieki.
 Bardzo mnie to cieszy. Mo\e być pan pewien, \e uczynią dla panów wszystko co w mojej
mocy. Musimy, zanim panowie stąd wyjadą, dokończyć sprawę Rodrigandów, przynajmniej na
tyle, na ile będzie ona interesowała sądy Meksyku.
 Do jakiego sędziego mamy się w tej sprawie zwrócić?
 Do mnie. Postaram się, aby dotarło to w sprawiedliwe ręce. Więzniowie przebywają w
klasztorze della Barbara?
 Tak, są bardzo dobrze pilnowani.
 Proszę ich tutaj sprowadzić, o ile to mo\liwe Marię Hermoyes, starego Pedro Arbelleza,
jego córkę i Karię tak\e.
 Tutaj, do Potosi?
 Nie. Niedługo wyruszam do stolicy, więc tam proszę ich przywieść.
 Rozumiem, \e pańskiej jurysdykcji podlegają tylko ci, którzy tutaj się urodzili lub mają
meksykańskie obywatelstwo.
 Oczywiście, wprawdzie mogę zaskar\yć wszystkich, ale skazać mogę tylko Pabla
Kortejo i jego córkę.
 A co się stanie z innymi.
 Innych zabierzecie panowie do Hiszpanii, tamtejsze władze podejmą odpowiednie
postępowanie.
 To do kogo mamy się tam zwrócić?
 Do najwy\szego trybunału w Barcelonie.
 Dziękuję, a czy tutejsze postępowanie będzie prowadzone otwarcie?
 Naturalnie.
 Ja bym tego nie radził.
 Dlaczego?
 Bo informacje szybko się rozniosą i mogą dotrzeć do Hiszpanii, więc winni będą mieli
dość czasu, by się ukryć przed odpowiedzialnością.
 Racja. Będziemy działać ostro\nie i o ile mo\liwości śledztwo prowadzić w tajemnicy.
Aby ewentualnie zapobiec temu o czym pan mówił, przed podaniem bli\szych dat, zwrócę się
do władz Hiszpanii, aby hrabiego Alfonso otoczyli ścisłym i nieustannym dozorem policyjnym.
Czy to wystarczy?
 Najzupełniej, senior.
 Co się zaś tyczy transportu uwięzionych z klasztoru della Barbara do stolicy, to proszę
sobie wybrać odpowiednio liczny oddział wojska. Kiedy panowie chcecie odjechać?
 Jutro rano. Chcemy by konie wypoczęły.
 Dobrze, natychmiast wydam odpowiednie rozkazy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl