[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamężnych kobiet i dlatego tak wiele z nich przenosi się tam na koniec miesiąca.
- Podniosła spojrzenie na wielką tarczę księżyca na ciemniejącym niebie. -
Jeszcze parę dni i sama tam zanocuję, Conanie - stwierdziła kategorycznie. - Nie
chcę jeszcze mieć dzieci. Chcę polować, zdobyć sławą, zostać kiedyś szanowaną
osobą w plemieniu. - Songa otoczyła Cymmerianina ramieniem. - Przy twoim boku,
jeśli tego chcesz.
- Chcę, jeżeli i ty tego pragniesz - Conan objął ją równie gorąco. -
Chodzmy! - powiedział, podnosząc się z ziemi. - Musimy ruszać, żeby noc nie
zastała nas w lesie.
Do następnej pełni życie wśród Atupanów płynęło zwykłym trybem. W środku
lata zwierzyny było pod dostatkiem, więc plemię nie musiało przenosić się w inne
miejsce. Trzy młode przyjaciółki Songi podczas obrzędowej kąpieli w skalnej
rozpadlinie zostały porwane pośród krzyków i wierzgania nogami przez myśliwych z
sąsiedniego plemienia. Tak przynajmniej opowiadano przy ognisku łowców. Pózniej
jednak rozeszły się pogłoski, że jedna z dziewczyn utrzymywała potajemnie
kontakty z przystojnym członkiem obcego klanu i namówiła dwie rówieśnice do
opuszczenia wioski Atupanów.
Szybko zaplanowano i przeprowadzono wyprawę w odwecie. Pięciu młodych
chwatów, ledwie zdolnych ukryć zrozumiały entuzjazm, pomalowało policzki i
piersi czerwoną glinką w tradycyjne wzory i ruszyło tropić branki. Wrócili po
kilku dniach. Czterech z nich, w tym Jad i Glubal, przyprowadziło miłe dla oka
dziewczęta. Nie wydawały się zbyt przerażone. Mało tego, miały ze sobą porządnie
zapakowane zawiniątka z dobytkiem i wkrótce dołączyły do uwijających się wokół
ogniska kobiet.
Ku zdziwieniu Conana, to zdarzenie zacieśniło jeszcze bardziej jego więz
z plemieniem. Od przybycia młodych dziewcząt do wioski nastrój miłości wisiał w
powietrzu. Cymmerianin i Songa rzadziej wykradali się do lasu, by dzielić
intymne chwile, natomiast częściej wygrzewali się wieczorami w szkarłatnym
blasku dogasającego ogniska na środku wioski. Otuleni ciepłymi futrami, pospołu
z pozostałymi parami śmiali się, szeptali między sobą i darzyli pieszczotami.
Wreszcie pewnego dnia przez obóz przeszedł dreszcz. Na wzgórzach
dostrzeżono stworzenie, określane mianem jugubwa . Zrazu Conan nie potrafił
orzec, czy ludzie powtarzali to słowo z radością czy z lękiem. Wkrótce
przystąpiono do urządzania wielkiej wyprawy myśliwskiej. Aowy na jugubwę
traktowane były przez Atu-panów jako wyjątkowa okazja do okrycia się chwałą i
sposobność zdobycia wielkich zapasów mięsa na zimę. Cymmerianin szybko zgłosił
chęć udziału w łowach wraz z Songą, chociaż dziewczyna nie umiała wyjaśnić mu
dokładnie, jakiego rodzaju stworem jest jugubwa.
Na łowy ruszała większość myśliwych oraz grupa młodzieńców, których
zadaniem była pomoc w przeczesywaniu zarośli. Na przywódcę polowania jak zwykle
wyznaczony został Aklak. Zabierano ze sobą ciężkie włócznie; każdy szanowany
myśliwy miał co najmniej dwie, w tym jedną z dowiązanym skórzanym proporcem,
przeznaczoną do dawania sygnałów i naganiania zwierzyny.
Dwudziestu myśliwych i garstka kobiet wyruszyli o świcie. Dwójka nie
obciążonych zapasami tropicieli ruszyła przodem na południe, w kierunku
pierwszego, najniższego pasma wzgórz. Droga myśliwych wiodła lekko pofalowanym
płaskowyżem, porośniętym trawami i lasem. Myśliwi poruszali się w szybkim tempie
i zatrzymali na odpoczynek dopiero na parę godzin przed południem wśród ślepych
rozpadlin i wypełnionych żwirem wąwozów na skraju równiny. Jugubwę dostrzeżono
niedaleko stÄ…d.
Aklak odprowadził kilku bardziej doświadczonych łowców na bok, by
naradzić się nad dalszym przebiegiem polowania. Zarządził, iż wszyscy myśliwi
mają podzielić się na dwie grupy. Sam objął przewodnictwo nad tą, w której nie
było żadnego wytrawniejszego łowcy. Dobrał sobie natomiast Conana, Songę, paru
pragnących zyskać uznanie młodzieńców włącznie z Jadem i Glubalem oraz dwie
kobiety biorące po raz pierwszy udział w łowach. Były to szczupłe, poruszające
się sprężyście dziewczyny, które już trochę zdążyły nabrać myśliwskiej
zawadiackości.
Aklak ruszył ze swoją grupą w głąb płaskowyżu. Nakazał towarzyszom
zachowywanie milczenia i czujności. Gdy spotkali jednego z tropicieli, ruszyli
za nim na drugÄ… stronÄ™ strumienia. Po pewnym czasie dotarli do skraju zagajnika,
gdzie na trawie leżały szerokie kopczyki niedawno pozostawionych odchodów.
- Musi to być istny potwór! - wykrzyknął Conan, wysuwając się do przodu.
- Na Croma!
- Wyglądają jak ślady jugubwy - potwierdził poważnie zwiadowca. Ukląkł
obok łajna i przyłożył do niego dłoń, sprawdzając temperaturę. Następnie wziął
szczyptę i rozgniótł ją pod nosem. - Pachną jakjugubwa.
- Zgadza się - potwierdziło paru myśliwych zatykając nosy. Przewodnik
wziął szczyptą do ust i posmakował ją uważnie, przesuwając językiem po
podniebieniu.
- Smakują jak jugubwa. To jugubwa - orzekł ostatecznie.
- Jesteś zupełnie pewny? - Conan zadał to pytanie żartem, lecz klęczący
tropiciel nabrał pełną garść fekaliów i cisnął nimi w Cymmerianina.
- Chcesz spróbować?
Conan ruszył w stronę przewodnika, zaciskając w gniewie pięści, lecz
wyprzedzili go pozostali myśliwi. Gdy dotarli do kopczyków, zaczęli obrzucać się
pełnymi garściami odchodów jugubwy. Pokrzykiwali radośnie, na chwilę zapominając
o dyscyplinie obowiÄ…zujÄ…cej na polowaniu.
- Co jest? - prychnÄ…Å‚ Cymmerianin.
Po chwili zrozumiał, co się dzieje. Myśliwi smarowali się łajnem, by
zamaskować swój zapach i móc dzięki temu podkraść się bliżej tropionego
zwierzęcia. Odór ekskrementów stanowił najlepszy sposób, a smarowanie się łajnem
było odwiecznym myśliwskim rytuałem, traktowanym przez Atupanów jako zabawa.
Cymmerianin chętnie przyłączył się do swoich towarzyszy. Pozwolił Sondze
wysmarować te części swojego ciała, których nie mógł dosięgnąć, i ochoczo oddał
jej tę samą przysługę. Pokryci zasychającą brązową masą o intensywnej woni
myśliwi w milczeniu podnieśli broń i ruszyli dalej za przewodnikiem.
Wkrótce umiejętności tropiciela przestały być potrzebne. Z rzadkiej kępy
drzew rozległ się gromki łoskot. Zakołysały się gałęzie, zamigotały blade spody
liści. Chrzęst i trzaskanie świadczyły, że niewidoczny stwór nie tylko przeciska
się przez zarośla, lecz również nimi pożywia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]