[ Pobierz całość w formacie PDF ]
restytucjach, ani o żadnych innych rzeczach, za których pomocą procedura sądowa
zabija prawo zdawało mi się rzeczą zupełnie jasną i pewną, że kto ma
słuszność, ten wygrywa proces. Ale trudziłem się nad rozwiązaniem
innego pytania. Ten p. Klonowski, w którym ojciec mój i matka pokładali
nieograniczone zaufanie, o którego zacności nikt nie śmiał powątpiewać i który
trząsł swoją okolicą, władzami i sądami i opinją współobywateli mógłże być w
istocie człowiekiem tak nikczemnym" jakim się okazywał w mojej sprawie, a jeżeli
nim był, czy mógł być tak ograniczonym, by mniemał, że proste oszustwo nie
wyjdzie na jaw? Wyjawiłem O. Makaremu te moje refleksje.
Ograniczonym! zawołał Klonowski nie jest człowiekiem; ograniczonym! Ty tego
nie rozumiesz, i nie prędko to zrozumiesz" Edmundzie! To jest klątwa niebios,
która cięży nad tym nieszczęśliwym krajem, to jest ciemnota i lekkomyślność i
głupota ogółu, i oparta, na niej rachuba szalbierzy publicznych! U nas, moje
dziecko, kto raz pozorami uczciwości, dbałości o dobro powszechne i
bezinteresowności" zręcznie nieraz użytym blichtrem poświęcenia, zyska mir, i
uznanie. i sławę, ten staje się powagą, której nic oprzeć się nie zdoła, ten
owłada wszystko! A im ciemniejszy i gnuśniejszy świat w koło, tem łatwiej
otumanić go i wodzić na pasku byle raz oszust stanął na piedestału, złożonym z
reputacji i fortuny, może kraść grosz publiczny, niszczyć wdowy i sieroty,
rozbijać i rabować pod pozorami prawnemi, szkodzić ogółowi, ile zechce, a
wszystko ujdzie mu bezkarnie! Niech kto uczciwy i śmiały podniesie głos
oskarżenia przeciw jednemu z takich fałszywych proroków, wnet cała ich szajka,
poznawszy, że interes wspólny jest zagrożony, stanie w jego obronie i
oskarżyciel" wśród oklasków głupiego motłochu, runie pod zarzutami
kalumniatorstwa, bluznierstwa, niekarności, pod ciosami grubej i prostackiej
broni" przeciw której rozum, dowcip i uczciwość tylko u rozumnych i uczciwych
ludzi popłacają! O wez, przeczytaj!
Słuchałem z zadziwieniem i jakąś grozą nieokreśloną tych gorzkich słów,
powiedzianych z niewymownym zapałem i z głębokiem przekonaniem. Napisałem je tu
i odczytuję z dreszczem wielki Boże! dwadzieścia parę lat przeszło nad moją
głową od czasu, gdy je słyszałem, a każdy rok szepce mi do ucha, że ojciec
Makary mówił prawdę... Nie, z tym szeptem w uchu żyć nie można, będę pracował
nad tem, aby się stać optymistą, !
To, co mi ks. Makary dał do przeczytania, do optymizmu skłonić mię nie mogło.
Był to list p. Klonowskiego, w odpowiedzi na pismo" które mu przesłał mój zacny
protektor, i list ten zawierał te słowa;
"Dziwi mię mocno i boli, że mąż tak światły i zacny jak Wiel. Ojciec Profesor,
mógł dać wiarę głupiej gadaninie jakiegoś smarkacza. Ten stary opój, komornik
Wielogrodzki, plecie po pijanemu nieraz duby smalone, i nie byłoby w tem nic
nadzwyczajnego, gdyby
lard usłyszał był od niego, że Klonowski zrabował kasę cesarza chińskiego albo
otruł kacyka Patagończyków. Będę jednakowoż zmuszony pokazać temu wiecznie
podchmielonemu niedołędze, co znaczy Klonowski, i o czem zresztą wie kraj cały.
Co się tyczy małego Moularda, samo przez się ma się rozumieć, że nie ma on u
mnie żadnych innych pieniędzy, oprócz deponowanych w sądzie, po odtrąceniu
kosztów pogrzebu, pertraktacji masy itd. zł. i / kr., z których
niepodobna opłacać za niego stancji. Jeżeli klasztor cofa dobrodziejstwo,
wyświadczone mu na moje prośby, to będę zmuszonym dać go do terminu u szewca
albo innego rzemieślnika, bo i bez tego dosyć mamy w kraju tej tak zwanej "
inteligencji", stroniącej od wszelkiej uczciwej i pożytecznej pracy. "
Podpisano: Klonowski (eques Bończa in Klonów &), prezes tego i owego, członek
owego i tego zakładu i towarzystwa, tej i owej wysokiej i wyższej jeszcze
korporacji... Na pieczątce: herb, znamię cnót rycerskich, lojalności i
prawości...
Opowiedział mi Ojciec Makary, że list ten przywiózł do Aawrowa arendarz
hajworowski zapewne ten sam, który mię zabrał był od państwa Wielogrodzkich
i przywiózł go wraz z furą rozmaitych "pośladów", które p. Klonowski w
"przypisku" ofiarował klasztorowi, na karmienie wieprzów, oprócz kilku garncy
siemienia dla kanarków ks. prefekta. Kanarki te były jedyną słabością
czcigodnego ks. Bernakiewicza, a wywodzone, wychowywane i pielęgnowane były z
takim uczonym rygorem i taką starannością, której dziesiąta część, użyta przez
ogół pedagogów wystarczyłaby była niezawodnie, aby z młodzieży krajowej pod
względem fizycznym i umysłowym zrobić rasę Tytanów, duszących Centaury,
przenoszących góry z miejsca na miejsce, do nieba sięgających po laur
zwycięztwa. Na nieszczęście, ks. Bernakiewicz był człowiekiem chorowitym,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]