[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Stwierdziła, że jestem, cytuję, dość ładna.
– Naprawdę? – Roześmiał się swobodnie.
– Tak, i powiedziała to w taki sposób, jakby potwierdzała czyjąś
opinię. Nie należę do dziewczyn, które domagają się komplementów,
ale wydaje mi się, Simonie, że rozmawiałeś z nią na mój temat. –
Uśmiechnęłam się ze świadomością, że oblałam się lekkim rumieńcem.
Zaczęłam iść w stronę sypialni, kiedy rozległo się ciche pukanie do
drzwi. Odryglowałam zamki i bez patrzenia w wizjer otworzyłam je.
Miałam silne przeczucie, co do tego, kto stoi po ich drugiej stronie.
Oto i on, z telefonem przyciśniętym do ucha, torbą podróżną w
ręce i z szerokim, radosnym uśmiechem.
– Powiedziałem jej, że jesteś ładna, ale tak naprawdę, to jesteś
bardziej niż ładna – powiedział, zbliżając się do mnie tak, że prawie
zetknęliśmy się nosami.
– Jesteś zachwycająco piękna – dorzucił.
I słysząc to, zaprosiłam go do środka. Ubrana w zapinaną na
guziki piżamę. Gdzieś w głębi mnie O cieszył się…
***
Godzinę później siedzieliśmy razem przy kuchennym stole, a
przed nami leżał zdziesiątkowany bochenek. Udało mi się ugryźć go
może dwa razy pomiędzy żarłocznymi kęsami Simona. Reszta chleba
znajdowała się teraz w jego brzuchu, a on z zadowoleniem klepał się po
nim jak po piłce. Rozmawialiśmy i jedliśmy, nadrabialiśmy zaległości i
obserwowaliśmy polującego Clive’a. Teraz relaksowaliśmy się,
czekając, aż kawa się zaparzy. Torba Simona leżała przy drzwiach.
Nawet nie zajrzał do siebie. Nadal miałam na sobie piżamę i siedząc z
podkulonymi nogami, wpatrywałam się w Simona. Tak swobodnie
czuliśmy się w swoim towarzystwie. Jednocześnie, docinając sobie,
kontynuowaliśmy elektryzującą grę.
– Niesamowite wykonanie. Rodzynki? Bardzo smaczne. –
Uśmiechnął się do mnie i włożył jeszcze jeden kawałek chleba do ust.
– Jesteś okropny. – Pokręciłam głową, wstałam z krzesła i
pozbierałam talerze oraz zgarnęłam okruchy, których Simon nie
pochłonął. Czułam, że obserwuje mnie, kiedy krzątam się po kuchni.
Sięgnęłam po dzbanek z kawą i popatrzyłam na niego pytająco. Kiwnął
głową. Stanęłam obok niego, żeby nalać mu kawy do kubka.
Przyłapałam go, jak gapił się na moje nogi.
– Widzisz coś, co ci się podoba? – Pochyliłam się, żeby podać
mu cukier.
– Tak – odpowiedział, przybliżając się do mnie i sięgając po
cukierniczkę.
– Cukier?
– Tak.
– Mleczko?
– Tak.
– Nic więcej nie powiesz?
– Nie.
– Opowiedz mi coś, cokolwiek. – Zaśmiałam się i wróciłam na
swoje miejsce przy stole. Tym razem też mnie obserwował.
– Może w takim razie to – odezwał się w końcu, wspierając
głowę na dłoniach i przybierając poważny wyraz twarzy. – Jak ci już
wspominałem, zerwałem z Lizzie.
Patrzyłam na niego, prawie nie mrugając. Próbowałam udawać
obojętną, ale nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który
pojawił mi się na twarzy.
– Widzę, że w ogóle cię to nie poruszyło – żachnął się i
wyprostował się na krześle.
– Nie za bardzo. Chcesz usłyszeć prawdę? – zapytałam w nagłym
przypływie pewności siebie.
– Prawda nie będzie zła.
– Mam na myśli prawdziwą prawdę, nagą prawdę. Bez
żartobliwych komentarzy, bez ciętych ripost. Chociaż świetni jesteśmy
w ripostach.
– Owszem, ale dziś wybieram prawdę – powiedział cicho,
wbijając we mnie szafirowe spojrzenie.
– W takim razie, prawda. Cieszę się, że skończyłeś układ z
Lizzie.
– Cieszysz się, naprawdę?
– Tak. Czemu to zrobiłeś? Mów szczerze – przypomniałam mu.
Przez chwilę obserwował mnie, łyknął kawy, nerwowo przeczesał
włosy palcami i głęboko zaczerpnął powietrza.
– Prawda, zatem. Rzuciłem Lizzie, bo nie chciałem już z nią być.
W zasadzie to nie chcę być z żadnymi kobietami – wyznał, odstawiając
kubek z kawą. – Wiem, że pozostaniemy przyjaciółmi. Prawdę mówiąc,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]