[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To nie był żaden wypadek - sprostowała Megan. -
Popchnęłam go celowo.
- W ogóle nie chcę tego słuchać! - ucięła i ponownie
skierowała oskarżycielski wzrok na Johna. - Musi pan
zrozumieć, że moja córka ma możliwość zrobienia znakomitej
partii. Robert jest człowiekiem znanym, zamożnym i
wpływowym. Zajmie się nią i zapewni jej wszystko, czego
kobieta potrzebuje. Dlatego nie może się roznieść, że
zamieszkaliście razem.
- Już pani mówiłem, że nie mieszkamy ze sobą - wycedził
kapitan Vermont przez zaciśnięte zęby.
- Nic mnie nie obchodzi, jak pan to nazywa, ale... Wuj
Adrian dotknÄ…Å‚ ramienia swojej siostry.
- Lori, pohamuj siÄ™. Ten pan jest...
Pani Morison zignorowała go i ciągnęła dalej:
- ...ale fakt pozostaje faktem. Stanowi pan zagrożenie dla
szczęścia mojej córki. Robert jest idealnym kandydatem na
męża i Megan musi zrobić wszystko, by się z nim pogodzić.
Nie życzę sobie, żeby...
- Mamo, proszÄ™, daruj sobie resztÄ™ tej przemowy, dobrze?
- wtrąciła z rezygnacją Megan. - Po pierwsze, nie wrócę do
Roberta i koniec. A po drugie, Johna to wszystko nie
interesuje.
- Jakiego znowu Johna? Wuj zakasłał znacząco.
- Próbowałem ci to powiedzieć, od chwili kiedy tu
weszliśmy - mruknął i wskazał na coraz bardziej zirytowanego
pana domu. - To kapitan Vermont, nie poznajesz? Ten, który
wczoraj miał udzielić im ślubu.
To wystarczyło, by pani Morison przyjrzała mu się z
jeszcze większą dozą nieufności.
- Czy mogłabym się dowiedzieć, w jakim celu przywiózł
pan moją córkę na to odludzie? I czy zdaje pan sobie sprawę z
tego, co Robert sobie o tym pomyśli?
Zmierzył ją zimnym spojrzeniem.
- Szanowna pani, nic mnie obchodzi, co Robert sobie o
tym pomyśli - odparł mało uprzejmym tonem.
%7łachnęła się, odwróciła do córki i zasypała ją gradem
pytań:
- Co tu się właściwie dzieje? %7łyjesz z człowiekiem,
którego dopiero co spotkałaś? Jak to możliwe? A może znałaś
go przedtem?
Megan podchwyciła udręczone spojrzenie Johna i
postanowiła zaoszczędzić mu dalszego ciągu. Zdecydowanie
ujęła mamę pod rękę.
- Idziemy. Możemy porozmawiać po drodze, jeśli tak ci
na tym zależy. - Aagodnie, lecz zdecydowanie wypchnęła ją
na ganek.
Wuj Adrian ze śmiechem klepnął po ramieniu kapitana
Vermonta, który wyglądał tak, jakby zamierzał wysłać
uciążliwych gości do wszystkich diabłów.
- Serdeczne dzięki, że zajął się pan naszą małą. Ale
przyszła kryska na Matyska. Będzie w końcu musiała wypić
piwo, którego nawarzyła.
Buntowniczo pokręciła głową.
- Ostrzegam cię, wujku, że nic nie wskórasz. Wiem, że
Robert postawił twoją firmę na nogi, ale to naprawdę nie moja
sprawa, wybacz.
Zaśmiał się tym swoim bardzo zarazliwym, rubasznym
śmiechem.
- Nic się nie bój, mała. - Naraz spoważniał i popatrzył na
nich oboje ze smutkiem. - Ciekawa rzecz z tÄ… jego pomocÄ….
Jak przyjdzie co do czego, to trzeba za nią diabelnie słono
płacić. Wiecie, że już nie jestem właścicielem mojej firmy?
Jedynie członkiem zarządu, figurantem właściwie. Wszystkim
rządzi Winslow. I dlatego, mała, nic ci nie grozi z mojej
strony. Nie zamierzam cię do niczego namawiać. - Skinieniem
głowy pożegnał kapitana Vermonta i wyszedł, by zaprowadzić
siostrÄ™ do samochodu.
Megan odwróciła się do Johna. Widziała, że miał
serdecznie dość tej całej awantury.
- Przepraszam cię za to wszystko - powiedziała.
Zabrzmiało to bardzo szczerze i John rozchmurzył się nieco. -
Naprawdę nie wiem, skąd mamie przyszło do głowy...
- Nie ma sprawy - skwitował wspaniałomyślnie.
- Czy to znaczy, że nadal mam u ciebie pracę? - spytała
nieśmiało.
Po chwili namysłu uśmiechnął się w tak cudownie
rozbrajający sposób, że poczuła... Właściwie nie potrafiła
sprecyzować, co poczuła. Coś bardzo dziwnego.
- Jeśli twoja mama nie oskarży mnie o porwanie i
zmuszanie cię do wykonywania ciężkich robót, to tak.
- A nie będziesz więcej wtrącał się do moich rodzinnych
spraw?
Uniósł ręce obronnym gestem.
- Zapewniam cię, że nie! - oznajmił z pełnym
przekonaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl