[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Banzaj podszedł do drzwi. Otworzył i ze zdziwienia zamrugał oczami. Na progu stała Darcia
Borges i przyglądała mu się spod mokrych włosów smutnym spojrzeniem, spływały z niej
drobne krople deszczu. Od wilgoci włosy kręciły się bardziej niż zazwyczaj. Dziewczyna
przypominała mu bezdomnego szczeniaka.
- Wchodz - powiedział.
Zdjęła buty, rzuciła plecak w przedpokoju i weszła do gabinetu.
- Kurcze, ale masz pokój! - powiedziała zachwycona i zrobiła coś, co zdziwiło i niezle
przestraszyło Banzaj a. Nie zaczęła oglądać mebli ani książek, ale od razu podeszła do okna i
wyjrzała na zupełnie już ciemną, napełnioną mgłą ulicę. Jurko zauważył, jak z napiętą twarzą
próbuje coś tam wypatrzyć.
- Widziałaś coś na ulicy? Coś... hmm... nie tak? - zapytał, stojąc w drzwiach.
Darcia uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem, rozganiając jego złe myśli.
-Nieee... po prostu ściemnia się. Nic nie widać przez mgłę. Strasznie się szło do ciebie.
9.
Kuchnię Banzaj też miał małą. Była tam kuchenka gazowa, zlew do mycia naczyń, lodówka
(taka wiecie, niska, okrągława, starego typu), stół i taboret z wiśniową okleiną. I jedna szafka
na naczynia, mÄ…kÄ™ i kaszÄ™.
Mała usiadła przy stole. Podał jej mocną herbatę, koloru kory z drzewa hebanowego. Herbata
pachniała bergamotą, była gorąca i słodka, kubek był duży, specjalnie, żeby móc wypić pół
litra herbaty bez dolewania wody i esencji. Kubek robiony był na zamówienie: miał kształt
ludzkiej czaszki szczerzącej się ze złością, z ogromnym glinianym uchem na potylicy. Banzaj
co rano pił w nim kawę z mlekiem. Darcia oglądała naczynie z ciekawością, grzejąc dłonie.
- Zjesz jajecznicę? - zapytał.
Darcia spojrzała na biały płaski zegar na ścianie (wpół do ósmej) i twierdząco kiwnęła głową.
Banzaj obliczył, że droga do koledżu zajmuje około pół godziny. Dziewczyna przyszła kwa-
drans po siódmej, czyli musiała wyjść przed kolacją. Co oznacza, mój drogi Watsonie, że
właśnie burczy jej w brzuchu.
Darcia nie opowiadała, co się stało, po prostu piła herbatę, podnosząc czaszkę do ust obiema
rękami, i wypytywała Banzaja o różne drobiazgi. Tymczasem on przygotowywał jajecznicę
Kolt z sześciu jaj, dodając różnego rodzaju ziół i całe garście startego żółtego sera.
Mała rozstawiła talerze i usiadła w oczekiwaniu.
- Możesz u mnie zanocować - powiedział ostrożnie Jurko, myśląc o jej plecaku i drobiazgach
w nim.
Uśmiechnęła się szeroko.
- A myślisz, że po co tu przyszłam?
10.
W połowie uczty zgasło światło. Darcia opowiadała, jakie nieprzyjemności przywiodły ją do
Jurka. Przegięły, kurwy - starała się wyrazić to w dwóch słowach, krótko i zrozumiale, bez
ozdobników, gdyby nie.
- Wkurwiły mnie - podsumowała.
Oczywiście mowa była o społeczności w akademiku.
- Zanocuję u ciebie, dobra? - zapytała prosząco, wpatrując się w siedzącego na taborecie
Banzaja; Tak jakbym mógł cię wygonić - pomyślał. Wszystko wewnątrz płonęło. Darcia
szturchnęła go łokciem pod żebro, domagając się odpowiedzi.
- Uhu. - Pokiwał głową, bo usta napchane miał jajecznicą
1 roztopionym serem.
Potem Darcia wzięła w ręce świeczkę i poszli obejrzeć pokój gościnny. Oglądała kasety i
płyty, podeszła do półki z książkami. Kaka, Izdryk, Burroughs (co prawda William, a nie
Edgar Rice) i Kerouac, McKenna i Skoworoda, Grof, Wasson, Perfecki, Bach, Marquez,
Vonnegut i Andruchowycz, i Beckett, i Pokalczuk, i masa innych.
Darcia usiadła za biurkiem i oświadczyła, że odrobi teraz lekcje. Banzaj wzruszył ramionami.
Położył się na łóżku i napawał jej profilem w świetle świeczki. A potem postąpił skrajnie
niepedagogicznie, proponujÄ…c:
- Jak chcesz, to możemy zapalić nargile...
Darcia odwróciła się twarzą do niego. Jej oczy zapłonęły.
- Fa-a-aję? - upewniła się. Zeskoczyła z krzesła i usadowiła się obok na łóżku.
- No jasne, Jureczku, pewnie, że chcę. Co tam masz... haszyk? Zioło? Dawaj, dawaj.
Banzaj objął ją i potok słów momentalnie ucichł. Darcia cicho oddychała mu w usta. Zajrzał
w jej ciemne oczy, oczy łani, wilgotne, błyszczące oczy, oczy bez żadnych pytań i
zaprzeczeń. W jej oczach widział coś, czego nigdy nie było w spojrzeniu Soli: nie prośba,
żeby wyruchać ją tak, że ciężko będzie chodzić, a jedynie pragnienie bycia z kimś, kto jej nie
wyśmieje, nie nakrzyczy, nie obrazi, nie spróbuje skrzywdzić ani dopiec do żywego. Darcia
podpełzła wyżej, sięgając ustami do jego ucha.
- No to dawaj, haszyk, stafik, co tam masz. Co? - szeptała uparcie, oddychając mu prosto w
ucho.
Z teatralnym jękiem westchnął (niesamowicie kręciła go jej obecność), wstał, podszedł do
szafy i wyjął fajkę. Darcia podniecona poszła za nim.
- To ona? - zapytała z szacunkiem.
Z zewnątrz nargile bardzo przypominały stojącą lampę. Miały około metra wysokości, kształt
smukły i delikatny jak chłopczyk katamita w haremie starego pedofila, drewniane rzezbienia
na korpusie. Na samej górze znajdowała się metalowa miseczka na tytoń i węgiel, niżej - duże
szklane naczynie, przypominające laboratoryjną kolbę. W kolbie (z grubego szkła) była woda,
do której z drewnianej górnej części wchodziła metalowa rurka. Połowę kolby zajmowało
powietrze i z tej części ciągnął się metalowy walcowaty otwór, w który wchodziła długa
pasiasta rurka (fakturą przypominająca pokrycie sznura do żelazka radzieckiej produkcji). Na
końcu rurki mieścił się pozłacany, ozdobiony rzezbami ustnik.
Darcia przykucnęła i zaczęła oglądać fajkę, wodząc po niej palcem.
- Chodz do kuchni - powiedział Jurko. - Trzeba rozgrzać węgiel.
Wyciągnął z papierowej torebki węgielek, a z płóciennej - posrebrzane szczypce. W kuchni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]