[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się: co słychać w Kasrylewce? Co porabia wuj Boruch Hersz? Co porabia ciot-
ka Lea Dwosie? Wuj Josł Menasze? Ciotka Dobrisz? Co porabiają ich dziatki?
Kto umarł? Kto się ożenił? Kto się rozwiódł? Kto jest po porodzie, a kto przed
rozwiązaniem?
— Na cóż ci się zdały — powiadam — moja małżonko, obce weseliska i cudze
obrządki obrzezania? Ty bacz lepiej, żeby było co do ust włożyć. „Kto głodny,
niechaj przyjdzie i spożywa” — czyli nikt — powiadam — nie pójdzie w tany,
zamiast zasiąść do posiłku. Jeśli będzie barszcz, to i owszem, a jeśli nie, to nie
zaszkodzi wcale — powiadam — gdy będą pierożki, uszka albo kopytka, knedle,
a może by tak podać bliny, wertliki czy wertuty. Może być — mówię — nawet
więcej o jedno danie, byle szybciej.
Słowem, umyliśmy ręce, jak tego wymaga rytuał, zakąsiliśmy niezgorsza, jak
to wy powiadacie: „I jedli” — a na to powiada Raszi: „Tak jak Pan Bóg przyka-
zał”.
— Posil się, Menachemie Mendlu — mówię doń. — Tak czy owak wszystko
jest marnością, jak rzekł król Dawid, czyli świat jest głupi i fałszywy, a zdrowia —
32
mawiała moja babka Nechome, ołow haszołem, mądra to była niewiasta — zdro-
wia i zadowolenia należy szukać w misce. . .
Ręce mojego gościa aż się trzęsły, pożal się Boże; nie mógł się dość nachwalić
potraw mojej żony. Zaklinał się na wszystko, co święte, że już sobie nie przypomi-
na tych czasów, gdy jadł takie mleczne potrawy, takie udane pierożki i smakowite
wertuty.
— Głupstwo — powiadam doń. — Gdybyś skosztował kiedyś ciasto lub ma-
jonez, który ona przyrządza, dopiero wtedy zrozumiałbyś, co to jest raj na ziemi!
Słowem, gdy zjedliśmy i odmówili modlitwę dziękczynną, rozgadaliśmy się
każdy o swoich sprawach, jak to zwykle bywa. Ja o tym, owym, tym, tamtym
i jeszcze czymś innym, on zaś o swoich interesach. Opowiadał bajki o Odessie
i Jehupcu, o tym, jak to on już z dziesięć razy był, jak się to mówi, „na koniu
i pod koniem”, dzisiaj bogacz — nazajutrz nędzarz i znów bogaty, i z powrotem
biedę klepał. Handlował jakimiś takimi towarami, o jakich w życiu nie słyszałem,
a miały takie cudaczno-dziwaczne nazwy: hos i bes i akcjeszmakcje, Potiwiłem,
Malcew Szmalcew; diabli go tam wiedzą, co to jest takiego. A cyfry jakieś zwa-
riowane: dziesięć tysięcy, dwadzieścia tysięcy — pieniądze jak błoto!
— Powiem ci prawdę, Menachemie Mendlu — powiadam doń — że to, co ty
tu opowiadasz o tych twoich wyczynach, wymaga wielkiego sprytu i nie każdy to
potrafi. Tylko jednej rzeczy nie mogę pojąć: z tego, co ja wiem i tak jak ja znam
twoją połowicę — powiadam — dziwi mnie tylko bardzo jedno; a mianowicie że
pozwala ci ona tak fruwać i nie przyjeżdża do ciebie konno na miotle.
— E — odpowiada z westchnieniem. — O tym mi, reb Tewje, wcale nie wspo-
minajcie. Mam z nią i tak dość utrapienia. Gdybyście słyszeli — mówi — co ona
mi pisze, powiedzielibyście, że jestem cadykiem, iż wytrzymuję to wszystko. Ale
to — powiada — należy do błahostek. Na to ona jest żoną, ażeby mnie chciała
żywcem pogrzebać. Istnieje natomiast rzecz o wiele gorsza: posiadam, zrozumcie
mnie, na własność w dorobku teściową! Nie muszę wam o niej opowiadać. Znacie
ją przecież. . .
— U ciebie — powiadam — wychodzi tak, jak w Piśmie Świętym jest napisa-
ne: „prążkowate, kropkowane i pstrokate” - czyli czyrak na czyraku, a na czyraku
pęcherz?
— Tak — on mi na to — reb Tewje, macie słuszną rację. Czyrak jest wpraw-
dzie czyrakiem, ale pęcherz, pęcherz jest jeszcze gorszy od czyraka. . .
Słowem, paplaliśmy tak aż do późnej nocy. We łbie mąciło mi się od jego
opowiadania i dzikich interesów; od tych tysięcy wznoszących się w górę i pa-
dających w dół, i od majątków, które posiada Brodzki. . . Przez całą noc plątały
mi się we śnie: półpriały. . . Jehupce. . . Brodzki. . . Menachem Mendel i jeogo
teściowa. Dopiero nazajutrz z rana wydusił: że co?
— Jako że teraz u nas w Jehupcu — mówi — taki czas, że pieniądz ceni się
bardzo, a towar na odwrót, za nic się liczy, dlatego — powiada do mnie — macie
33
teraz możność, reb Tewje, zagarnąć trochę grosza, a mnie — mówi — po pro-
stu utrzymacie przy życiu, całkiem zwyczajnie ożywicie, uczynicie z martwego
żywym.
— Mówisz jak dziecko — ja mu na to. — Myślisz widocznie, że ja mam tyle
pieniędzy, jak poniektórzy w Jehupcu? Półpriały? Głuptasie — powiadam — to
czego mnie brakuje, ażeby równać się z Brodzkim, możemy sobie obaj życzyć
zarobić do Świąt Wielkanocnych.
— No tak — odpowiada — sam wiem o tym. Ale czy wy myślicie, że na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]