[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpadło im do głowy przesunąć ciężkiego metalowego grata, nie znalezliby skrytki, bo
dopilnowałam, żeby klepka idealnie wróciła na swoje miejsce.
Dzięki za dotację, Joe rzekł Springer ale tym razem to nie wystarczy.
I nie chodziło mu o kwotę, draniowi. To wtedy zorientowałam się, że sprawa jest
poważniejsza, niż myślałam. Nie mając wyjścia, pozwoliłam im przeszukać pokój, podczas
gdy sama siedziałam i piłam świeżo zaparzoną kawę. Zaglądali we wszystkie nudne miejsca,
w jakich tępy złodziejaszek mógłby ukryć swój łup: pod materac i do komody, nawet do
słoika z cukrem. Przeglądając zawartość szuflady z bielizną mieli niezły ubaw, ale chwilę
potem ogarnęła ich złość, że nic nie znalezli, i jednym ruchem wyrzucili wszystko na
podłogę, po czym z wyrazną przyjemnością zmietli ze stołu całe szkło. Niemniej wynik ich
poszukiwań pozostał taki sam, ponieważ w moim skromnie urządzonym pokoju nie było nic
do znalezienia.
Jeśli szukacie narkotyków, możecie sobie dać spokój poradziłam im spokojnym
głosem. Od dawna jestem czysta i doskonale o tym wiecie.
Nie szukamy narkotyków wypluł z siebie Springer. Mam w dupie, czy ćpasz czy
nie. Interesuje nas broń.
Chyba za krótko spałam, bo nie bardzo zrozumiałam.
Broń? Dlaczego?
Bo zeszłej nocy ktoś zastrzelił Jerry ego McFalla. Popatrzył na mnie z satysfakcją.
Tak, dobrze słyszałaś. Domyślam się, że jesteś w szoku i zaraz pogrążysz się w żałobie, ale
na mój użytek nie musisz przybierać takiej cierpiętniczej miny.
Postarałam się zmienić wyraz twarzy, choć Bóg mi świadkiem, nie miałam pojęcia,
jaką minę przybrałam.
McFall zginął minionej nocy powtórzył Springer i podejrzewamy, że to ty go
zabiłaś. Pewna miła staruszka widziała cię w pobliżu miejsca jego zamieszkania, no i
popytałem trochę, co ostatnio porabiałaś, a że głównie szukałaś McFalla, sprawa jest
właściwie jasna.
Nie wiedziałam, co powiedzieć na takie dictum, toteż przez długą chwilę nie mówiłam
nic. Springerowi znudziło się czekanie, aż odzyskam język w gębie, więc mnie uprzedził:
Ubieraj się, Joe. Pójdziesz z nami.
ROZDZIAA SZESNASTY
W wozie policyjnym opowiedziałam Springerowi o Nelsonach. O tym, jak wynajęli
mnie, bym odnalazła ich córkę, i że McFalla szukałam wyłącznie dlatego, że Nadine włóczyła
się ostatnio właśnie z nim. Podałam nawet numer telefonu i adres biura, w którym odbyła się
nasza rozmowa w końcu w zaistniałej sytuacji zbyt wiele miałam do stracenia, by
przejmować się niedotrzymaniem tajemnicy zawodowej, o ile coś takiego w ogóle mnie
dotyczyło.
Taa... Springer zaśmiał się paskudnie. Jego partner mu zawtórował.
Przypuszczałam, że nawet nie wie, z czego rży, i że po prostu naśladuje we wszystkim
swojego szefa. Chcesz mi wmówić, że spośród wszystkich ludzi w Nowym Jorku ktoś
wybrałby naćpaną kurewkę, żeby odnalazła mu dziecko? Josephine, nie przeginaj, dobrze? I
nie obrażaj mojego intelektu.
Potem poinformował mnie, że McFalla znaleziono martwego minionego wieczoru
około ósmej w mieszkaniu jego dziewczyny w Sunset Park. Choć poznali się zaledwie parę
dni temu McFall poderwał ją w jakimś barze ślicznotka już pozwoliła mu się do siebie
wprowadzić. Wczoraj wyszła na spotkanie z przyjaciółką, a kiedy wróciła do domu, zastała
Jerry ego w kałuży krwi, z dziurą w piersi. Zasłyszawszy, że od pewnego czasu węszyłam za
Jerrym, kiedy jeszcze żył, Springer powziął podejrzenie, że maczałam w tym palce.
Oczywiście nie zdradził, kto mu podsunął ten pomysł.
Wtedy naprawdę zaczęłam się bać.
Chwilę potem dojechaliśmy na posterunek przy Pięćdziesiątej Czwartej Ulicy, gdzie
przywitał nas dyżurny sierżant.
Witam pana, detektywie. Cześć, Josephine...
Czołem, Phillips.
Uśmiechnęłam się ponuro na widok paru znajomych twarzy zarówno wśród
funkcjonariuszy, jak i aresztantów, którzy czekali na swoją kolejkę uznałam jednak, że to
nie jest właściwy moment, by nawiązać z kimkolwiek towarzyską pogawędkę. Zresztą nawet
gdybym chciała zamienić z kimś parę słów, nie dałabym rady, gdyż Springer już mnie ciągnął
do pokoju przesłuchań. Wyposażenie wyglądało znajomo: stalowy stół przyśrubowany do
podłogi, cztery ciężkie, stalowe krzesła i pomalowane na szarobury kolor ściany, w których
nie było ani jednego okna. Bardzo możliwe, że już kiedyś tam byłam.
Byłaś tutaj, Joe powiedział Springer, jakby czytając w moich myślach. Zajął
miejsce naprzeciwko mnie i wolnym ruchem sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów.
Jakieś dwa albo trzy lata temu, pamiętasz? Siedziałaś na tym samym krześle i milczałaś jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]