[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mocno zarysowanej dolnej szczęce. Ta twarz zwrócona była w stronę Christiny, w stronę jej małej
twarzy o oczach podkrążonych długim nocnym siedzeniem, o odsłoniętych wypukłych policzkach.
Zapamiętałam ich siedzących: jego pochylonego ku niej, ją ożywioną nagle, z podciągniętymi w górę
kolanami, z trójkątną twarzą zmalałą jak gdyby, z oczyma rozszerzonymi gorączkowym podnieceniem.
Ich obraz zepchnięty na peryferie pamięci powrócił dokładny i ostry, kiedy Claire, nasłuchując odgłosu
silnika samochodowego, mówiła: - Jest samolubny i niestały, boję się o nią.
A potem, gdy podniosłam przypadkiem słuchawkę telefoniczną, usłyszałam jego głos, pytający z
intymnym akcentem rozpoznania: - Christina?
- To nie Christina - powiedziałam - za chwilę ją poproszę - i odłożyłam słuchawkę.
I to już było wszystko, i gdyby nie łzy wypełniające świetliste oczy Claire, prawdopodobnie nigdy nie
pomyślałabym o Dicku po raz drugi.
Woda rzeki Ortega pociemniała znowu, na drugim brzegu płoną rzędem latarnie. Schodzę na
drewniany pomost i siadam na deskach obok skulonej Christiny. Podciągnięte kolana objęła rękoma,
oczy utkwiÅ‚a w rozedrganÄ… Å›wiatÅ‚ami przestrze¨½.
- O czym myślisz, Christina?
Milczy. Siedzi nieruchoma jak posążek. Po jej wypukłym policzku wolno spływa łza.
- Christina, nie tylko ty kochasz, czy pomyślałaś, jak bardzo kocha cię twoja matka, ona płakała w
południe, kiedy wyszłaś.
- Ja też płakałam! - Pospiesznie grzbietem dłoni Christina ociera twarz. Przysuwa się na brzeg pomostu
i bose stopy zanurza w wodzie.
- Ja też płakałam, tylko nikt tego nie zauważył! - Uderzona niecierpliwą stopą woda rozpryskuje się
fontanną drobnych, migoczących w świetle kropli.
- Ona siÄ™ boi o ciebie.
- Nic na to nie poradzÄ™!
Głos Christiny brzmi znowu kategorycznie. Jeszcze kilka razy uderza stopą ciemną, połyskującą oliwnie
wodę, a potem odwracając się ku mnie gwałtownie pyta:
- Czy ty kochałaś kiedyś?
- Tak.
- Wiem, miałaś męża, ale to było dawno.
- W dwa lata po śmierci męża spękałam w sanatorium chłopca, bardzo go kochałam, on chyba kochał
mnie także...
- I co?
- Miał chore serce. Musieliśmy się rozstać. Zostawił mnie samą na zadymionej stacji kolejowej. Nie
widziałam go nigdy więcej. I tego lata, Christina...
- Napisał do ciebie!
- Nie, skądże. Nie zna mojego adresu, poza tym na pewno mnie już nie pamięta. Chciałam ci powiedzieć,
że tego lata w New Yorku poznałam profesora filozofii. Kochałam go, kocham go jeszcze. Ale on ma
rodzinÄ™, do której musiaÅ‚ wrócić. Po uko¨½czeniu wykÅ‚adów wyjechaÅ‚ do Cincinnati.
- Naprawdę kochać można tylko raz!
Christina zrywa się z pomostu i biegnie w stronę domu. Nie idę za nią. Kładę się na chłodnych deskach i
patrzÄ™ w roziskrzone niebo.
SÅ‚o¨½ce Å›wieci na drogÄ™ nieomal prostopadle jedziemy brzegiem oceanu. Na nadmorskich piaskach
rosną zielonobłękitne agawy, anemiczne palmy wychylają się spoza wydm.
- Pamiętasz, Christina, tutaj kiedyś zastała nas burza - mówi siedząca obok mnie Claire.
- Tak. - Christina uśmiecha się do siebie i mocniej przyciska gaz.
Poprzez zielone szyby podglądamy życie. We wnętrzu ogromnego basenu przewijają się błękitne ciała
ryb. Rozjaśniona światłem neonów woda fosforyzuje seledynowo, łodygi wodorostów pną się wzwyż
do sÅ‚o¨½ca. Podmorska wegetacja faluje, drga: Å‚uski ryb poÅ‚yskujÄ… przydymionym srebrem, chwiejÄ… siÄ™
rozcinane uderzeniami szybkich płetw wodorosty.
Obok okna, przy którym stoję, przepływa rekin o spłaszczonym pysku, towarzyszy mu orszak małych,
zwinnych rybek. Te drobne stworzenia naśladują każdy skręt rekiniego ciała, starając się trzymać jak
najbliżej podbitego biało brzucha. Rekin, który nie je ich mięsa, jest znakomitą osłoną przed innymi,
mniej wybrednymi mieszka¨½cami oceanu, przyjaz¨½ w krwiożerczych odmÄ™tach nie wymaga
subtelniejszych motywów. Długa ryba piła porusza się nagłymi przerzutami ciała, jej uzbrojone szczęki
sieją popłoch pośród mniejszych ryb. Wolno, jak obciążona fregata, nadpływa szaroseledynowy żółw.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]