[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją z żoną, jak nakazuje Kościół, to pan, panie kolego, wydaje przyjęcie na cześć jakichś tam kmiotów! Nie mogę.
Zdenerwowałem się! Muszę się czegoś koniecznie napić.
Minkowski wymownie zerknął na stół.
- Może herbaty? - spytał Niuniek.
Minkowski spojrzał na Niuńka jak na niedorozwinięte dziecko.
- Herbaty? - zdziwił się. - Kto dzisiaj pije herbatę?
- Może kieliszek czegoś mocniejszego dobrze panu zrobi? - zaproponował nieśmiało Niuniek.
Minkowski złożył usta w ciup, przymrużył oczy i jakby przez chwilę zastanawiał się nad propozycją Niuńka.
- A wie pan, może pan ma nawet rację. Niuniek przyniósł z kuchni czysty kieliszek.
- Oooo - odezwał się z niezadowoleniem Minkowski. - Pan wybaczy, drogi kolego, ale ja nie jestem przyzwy-
czajony do picia z naparstków. Lubię pić po męsku. Może być szklanka albo angielka. Oczywiście sam nic będę
pił. Napijesz się ze mną, Lidka'.' - zwrócił się do żony.
- Z tobą zawsze - odparła pani Lidka.
Niuniek przyniósł z kuchni dwie setki z cienkiego szkła i nalał w nie z butelki stojącej na stole.
- Zdrowie obecnych!
Minkowski trącił się z żoną i Niuńkiem, siedzącym powiedział: szulim" i jednym haustem opróżnił kieliszek.
Pani Lidka poszła za przykładem męża. Minkowski po wypiciu, zamiast przekąsić, powąchał wierzch dłoni, w
której trzymał kieliszek.
- Proszę przekąsić - powiedziała Aniołek podsuwając talerz z zakąskami.
- Po pierwszym nie przekąszam - powiedział Minkowski. Pani Lidia spojrzała na talerz. Nie mogła jakoś zdecy-
dować się, wreszcie wybrała kanapkę z polędwicą.
- Gdzie pani dostała polędwicę? - spytała, zwracając się do Aniołka.
- Jak to gdzie? - zdziwiła się Aniołek. - Pełno jest w sklepach. Polędwicy, szynki, baleronu. Czego tylko dusza
zapragnie. %7łeby tylko pieniądze były.
- Ma pani jakieÅ› chody?
- Broń Boże! %7ładnych. Proszę, niech pani usiądzie -powiedziała Aniołek robiąc jej miejsce obok siebie.
- Nie, dziękuję. W pracy wysiedzę się, że aż mnie, za przeproszeniem, tyłek boli.
- Aaaa...
- Ja nigdy państwa tutaj nie widziałam, a mieszkam tu od dziesięciu lat.
- A my od pół roku - powiedziała Aniołek.
- No, to panie kolego - zabrzmiał głos Minkowskie-go. - Polej pan na drugą nogę. Pózno się robi, czas spać.
- Dopiero piętnaście po dziesiątej - zauważył Niuniek.
- Lidka, napijesz siÄ™?
- Chętnie.
Niuniek nalał wszystkim w kieliszki. Znowu wzniesiono toast. Tym razem pito zdrowie gospodarzy. Aniołek
zapaliła światło. Zgaszono świece i odstawiono je na miejsce. Adapter sam dawno się wyłączył. W blasku
światła elektrycznego Minkowski przyjrzał się uważniej obecnym.
Jego spojrzenie zatrzymało się na Gańce, jego niemodnym ubraniu, ogorzałej twarzy i spękanych rękach.
Minkowski podszedł do Ganki z kieliszkiem w ręku.
- Ja - powiedział z uśmiechem - napiję się z ojczulkiem. Nigdy w życiu nic piłem jeszcze z sołtysem! Wypijemy
za sojusz robotniczo-chłopski.
Gańko obojętnie spojrzał na Minkowskiego, który uniósł kieliszek do góry.
- No - ponaglił Minkowski.
- Jestem starym ludowcem i z gówniarzami nie będę pił wódki.
Zmiała odpowiedz Ganki zmroziła Minkowskiego. Spróbował nawet uśmiechnąć się do żony i Niuńka, ale
uśmiech ten wypadł bardzo blado.
- Mówi się trudno powiedział pogodzony z losem i sam wychylił kielicha.
Po ripoście Ganki wszyscy zamilkli. Spodziewali się najgorszego, i co śmieszniejsze, że podobnie myśleli Gań-
ko i Minkowski.
- Drogi sąsiedzie - odezwał się Niuniek.
- Nie jestem pańskim sąsiadem - uciął krótko Minkowski. - Nigdy przedtem nie widziałem pana w tym miesz-
kaniu, a byłem tu nic raz i nie dwa. Znam tu każdy kąt. Chociaż, o ile dobrze sobie przypominam, spotkałem
pana w zeszłym roku na jesieni na dole przy wejściu. Prowadziliście się pod rękę z tym łachmytą
Kowalczykiem, który wręczył panu klucze do tego mieszkania. Kowalczyk to stary hochsztapler. Najpierw daje
komuś klucze do swego mieszkania, mówi, że wyjeżdża na dwa, trzy dni, na ten czas melinuje się u swojej
przyjaciółki, a potem powiada, że ten ktoś go okradł do imentu. Grozi milicją, a frajer, bojąc się prawa i
kompromitacji, płaci za swoją głupotę jak za zboże. Tak, tak, panie kolego - powiedział Minkowski na za-
kończenie.
Po tyradzie Minkowskiego Aniołka ogarnęły nagle czarne myśli. Niemal z nienawiścią spojrzała na Ganka.
Dopiero teraz w jego twarzy dostrzegła chytre ślepka, czego przedtem nic zauważyła. Spojrzała na jego żonę
walczącą z maligną, córkę pozbawioną wszelkich cnót kobiecych, nadmiernie rozrośniętą, i jej głupkowatego
męża.
Spojrzała na swojego. Wyraznie unikał jej wzroku. Aniołek doskonale znała strusi charakter Niuńka. Wiedziała
doskonale, co w tej chwili czuje i myśli. Uprzednie napięcie nerwowe opuściło go nagle. Nawet wypity alkohol
przestał działać, Niuniek oklapł i zdał się na łaskę losu.
W tej sytuacji, zdawałoby się bez wyjścia, w Aniołka wstąpił bies. Przejęła inicjatywę w swoje ręce.
- No, drodzy państwo - powiedziała głosem uprzejmym, lecz stanowczym zwracając się do Minkowskich -było
nam bardzo miło, ale nadeszła pora rozstać się. Pózno się zrobiło. My też chcemy wypocząć.
Minkowski, u boku którego stanęła pani Lidka, spojrzał zimno na Aniołka. Kobieta bez mrugnięcia powiek
patrzyła mu prosto w oczy. Nic wytrzymał jej spojrzenia.
Minkowski szybko ocenił sytuację i pozycję na jakiej się znalazł. Bez określonego uśmiechu i z wymuszoną
grzecznością zwrócił się do Aniołka z prośbą:
- Pozwoli pani skorzystać z telefonu?
Aniołek przez chwilę zastanowiła się, jakby ważyła w myślach swoją decyzję.
Minkowski powtórzył pytanie już nic tak pewny siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]