[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale pan ciekawy!
 Taki byłem zawsze. Od dziecka  adwokat, aby nie
budzić podejrzeń, zaczął się żegnać.  Kiedy już pani
Szczerbiecka wróci z kuracji, odwiedzę ją. Może mi się jed-
nak uda kupić tę sekreterę?
 Niech pan próbuje. Powiem siostrze, że pan był  su-
cho stwierdziła starsza kobieta.
Na najbliższym spotkaniu major i adwokat mieli rzadkie
miny. Znowu upłynął prawie tydzień, a oni nie mogli się
pochwalić sukcesami. Przyznali się do tego szczerze, wymie-
niając swoje doświadczenia.
 Jeżeli to nawet była kobieta z małym Januszkiem 
stwierdził Kaczanowski  co nam z tego, że odjechała samo-
chodem sprzed stacji benzynowej, kiedy brak
73
jakichkolwiek szczegółów pozwalających na zidentyfikowa-
nie auta lub porywaczki.
 U Szczerbieckiej śladu dziecka. Uważam też, że je-
stem spalony na tym terenie. Jej siostra musiała się domyślić,
że nie chodzi mi o meble, bo pod koniec naszej rozmowy
stała się nagle bardzo podejrzliwa.
 U Szczerbieckiej, jak i u jej siostry, sprawdziliśmy. W
Myślenicach zrobimy to jeszcze raz. Spróbujemy także usta-
lić, co robiła Szczerbiecka w Krynicy.
 I cóż to nam da?  mecenas był pesymistą.
 Ale w razie czego nie będziemy mieli sobie nic do wy-
rzucenia. W tej sprawie, przeczuwam to, dochodzenie ruszy z
miejsca przy jakimś na pozór nie znaczącym drobiazgu.
 Może powtórzyć komunikaty w radio i w telewizji?
Inaczej zredagować tekst. Kto widział kobietę z małym
chłopcem, ósmego czerwca lub pózniej, jadących jasną  sy-
reną . Kobieta, blondynka w starszym wieku...
 To na nic. Kobieta mogła mieć perukę, którą zdjęła w
samochodzie. A takim komunikatem wystraszymy porywa-
czy. Niech im się zdaje, że przyjęliśmy hipotezę utonięcia
dziecka. Tymczasem wydałem polecenie sprawdzenia
wszystkich meldunków w całej Polsce, czy gdzieś nie zamel-
dowali małego chłopca o nazwisku Janusz Kowalski lub o
podobnym brzmieniu. Wiek trzy, cztery czy też pięć lat. Me-
trykę na pewno przerobili, ale zapewne nie całą. Na dacie
urodzenia zmienili tylko jedną cyfrę. Fałszerze zawsze tak
postępują. To samo z imieniem i nazwiskiem. Janusza łatwo
przerobić na Jana, a Kowalskiego na Powalskiego. Znamy te
chwyty i pod tym kątem będziemy rozpatrywali materiały,
które nam dostarczy Centralne Biuro Adresowe.
74
 Gigantyczna robota.
 Ale musi być zrobiona, choć być może niczego nowe-
go nam to nie przyniesie. Obawiam się, że porywacze, wolno
chyba już dzisiaj mówić o nich w liczbie mnogiej, są bardzo
sprytni.
Rozdział VIII
Masz, Cyganie, świadka?
Ogromną sensację w sto czwartym zespole adwokackim
wzbudziło dwóch Cyganów, którzy zjawili się w lokalu ze-
społu już o godzinie trzeciej po południu. Jeden był starszym
człowiekiem, tak pod siedemdziesiątkę, drugi nie dobiegł
trzydziestki. Obaj o ciemnej cerze, czarnych, falujących wło-
sach i wielkich oczach. Ubrani z przesadną elegancją. Ciemne
garnitury, piękne różnokolorowe koszule. Na lewym ręku
starszy Cygan miał ciężką, złotą bransoletkę, obaj zaś wiele
pierścieni na palcach.
 My do pana mecenasa Ruszyńskiego  ten starszy
bezbłędnie władał literacką polszczyzną  chcieliśmy się
zapisać na listę przyjęć w dniu dzisiejszym.
 Nie prowadzimy listy  wyjaśnił wozny pan Franci-
szek.  Mecenas Ruszyński przyjdzie dzisiaj dopiero około
wpół do piątej, bo ma sprawę w Sądzie Powiatowym dla
miasta Pruszkowa. Mecenas przyjmuje klientów w kolejności
zgłoszeń. Na razie do niego jeszcze nikogo nie ma. Przyjdz-
cie, panowie, tak dwadzieścia po czwartej. I tak będziecie
pierwsi.
 Zaczekamy  zadecydował starszy Cygan.
75
Usiedli na krzesełkach obok siebie i trwali bez ruchu i bez
jednego słowa, jak dwa ciemne posągi. Pozornie obojętni na
wszystko, co ich otaczało, i rzekomo nie zdający sobie spra-
wy, jaką sensację wywołali swoim pojawieniem się.
Dopiero gdzieś za kwadrans piąta Ruszyński zjawił się w
zespole. Był w świetnym humorze. Wygrał ciężki proces.
 Panie mecenasie  wyjaśniał Franciszek  w pocze-
kalni pełno klientów. Sami nowi. Są także dwaj Cyganie.
Czekają już prawie dwie godziny. Tyle się dziś narodu zeszło,
nie wiem, czy damy radę wszystkich przyjąć.
 Damy, damy. Nie pozwolę im za długo ględzić. Kto
pierwszy?
 Chyba należy się tym Cyganom. Najdłużej czekają.
 Dobrze, Franciszku. Dawaj pan Cyganów.
 Jestem Tymoteusz Kwiek  przedstawił się starszy
Cygan  a to mój syn Damazy.
 Jakie piękne imiona  pochwalił Ruszyński.
 My, Cyganie, szanujemy tradycję. Dzieciom nadaje się
imiona, jakie nosili ich ojcowie i dziadowie. Kwiekowie to
stary ród Cyganów polskich.
 Wiem, wiem. Byłem przed wojną na koronacji jednego
z was.
Cygan nieznacznie się skrzywił.
 To był zwykły cyrk  mruknął niechętnie.  Mate-
usz za bardzo lubił pieniądze.
 Co panów do mnie sprowadza?  mecenas pamiętał,
że inni klienci czekają.
 Mam kłopoty z najmłodszym synem, Sebastianem.
Krzywdę chłopakowi zrobili.
 Kto? Chuligani?  zdziwił się Ruszyński.
76
 Nie. Milicja. Zatrzymali go.
 Za co?
 Potrącił na motorze jednego.
 Dawno?
 To było wczoraj po południu.
 Gdzie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl