[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oczywiście, wesołe miasteczko.
- Oczywiście! - powtórzyła, a słowo to pulsowało furią. - Założę się, że zrobił to z
wielkim zapałem.
- Meg, nie martw się. Wszystko dobrze się układa, Naprawy idą sprawnie i otworzymy
zgodnie z planem. A prócz tego - dodał z westchnieniem - wcale nie miałaś się o tym
dowiedzieć. Katch tak chciał.
- Och, tego jestem pewna - skomentowała z goryczą. - Absolutnie pewna. - Odwróciła
się i uciekła.
Pop obserwował, jak znika mu z pola widzenia. Potem wstał. Co za temperament ma
ta dziewczyna! Z szerokim uśmiechem otrzepał dłonie. Był zadowolony ze swoich działań.
NaprawdÄ™ zadowolony.
Megan zatrzymała motor przed domem Katcha i zgasiła silnik. Zdjęła kask i
przyczepiła go do siedzenia.
Z mocnym postanowieniem, że nie ujdzie mu to na sucho, przeszła przez trawnik do
frontowych drzwi. Zastukała, potem załomotała w drzwi, ale nikt nie otwierał.
Ze złością wsadziła ręce do kieszeni. Jej motocykl stał zaparkowany za jego czarnym
porsche. Porzucając zasady dobrego wychowania, usiłowała przekręcić gałkę. Gdy ustąpiła,
Megan bez wahania otworzyła drzwi i weszła do środka.
W domu panowała cisza. Instynktownie czuła, że nikogo nie ma. Weszła do salonu,
mimo wszystko rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ za gospodarzem.
Złoty, cienki jak opłatek zegarek leżał na jednej ze szklanych półek etażerki. Na
stoliku do kawy zobaczyła aparat fotograficzny, otwarty i bez filmu. Spod kanapy wystawała
para używanych adidasów. Obok leżała otwarta książka Johna Cheevera.
Nagle zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Wdarła się do cudzego domu! Czuła
zażenowanie, a zarazem podniecenie. Niedopałek cygara leżał w popielniczce...
Po krótkiej walce z sumieniem weszła do kuchni.
Powtarzała sobie w duchu, że wcale nie myszkuje, a jedynie upewnia się, czy Katcha
nie ma w domu. W końcu jego samochód stał przed domem, a drzwi były otwarte.
W zlewie stała filiżanka, na kuchence dzbanek z zimną kawą. Rozlał trochę kawy na
blat i jej nie wytarł. Megan powstrzymała się przed instynktownym sięgnięciem po gąbkę.
Gdy już się odwracała, by wyjść, jednostajny, mechaniczny dzwięk przykuł jej uwagę. Pode-
szła do okna i wtedy go zobaczyła.
Nadchodził z południowego krańca ogrodu, pchając przed sobą elektryczną kosiarkę.
Był nagi do pasa, dżinsy opadały mu nisko na biodra. Opalone na złoto ciało lśniło z powodu
fizycznego wysiłku. Patrzyła z podziwem na grę mięśni na jego klatce piersiowej.
Raptownie odskoczyła od okna, wypadła przez kuchenne drzwi i pobiegła przez
trawnik.
Nagły ruch i błysk czerwieni przykuł uwagę Katcha. Podniósł głowę i zobaczył
zmierzającą ku niemu Megan, ubraną w czerwoną, dopasowaną koszulę i białe dżinsy.
Mrużąc oczy w słońcu, wierzchem dłoni otarł pot z czoła. Następnie pochylił się i wyłączył
kosiarkÄ™.
- Witaj, Meg - powiedział swobodnie, ale w jego oczach zabłysł niepokój.
- Jesteś bezczelny, Katcherton! - rzuciła. - Ale mimo wszystko nie sądziłam, że
wykorzystasz łatwowierność starego człowieka!
Katch uniósł brew i oparł się o kosiarkę.
- Jeszcze raz - poprosił. - Powiedz to trochę jaśniej.
- Należysz do ludzi, którzy lubią mieszać się w cudze interesy - ciągnęła. - Po prostu
musiałeś przyjść do naszego lunaparku i wysunąć swoją wspaniałomyślną propozycję,
posługując się starannie przygotowaną bajeczkę dla naiwnych!
- Och, wreszcie snop światła. - Wyprostował plecy.
- Podejrzewałem, że nie będziesz zachwycona, iż pieniądze pochodzą ode mnie. I, jak
widać, miałem rację.
- Wiedziałeś, że nigdy bym na to nie pozwoliła!
- Nie zastanawiałem się nad tym. - Znów oparł się o kosiarkę, ale nie wyglądał na
odprężonego. - Nie rządzisz życiem Popa, Meg, a już na pewno nie rządzisz mną. Mam rację?
Rozpaczliwie starała się, by głos jej brzmiał spokojnie i zimno.
- Bardzo interesujÄ™ siÄ™ lunaparkiem i wszystkim, co go dotyczy.
- Doskonale, a więc powinnaś być zadowolona, że szybko otrzymałaś pieniądze na
remont, w dodatku płacąc bardzo niskie odsetki. - Ton jego głosu był oschły, niemal
urzędowy.
- Dlaczego? - spytała. - Dlaczego pożyczyłeś nam pieniądze?
- Nie muszę ci niczego wyjaśniać - rzekł Katch po dłuższym milczeniu.
- A więc ja zrobię to za ciebie - odparowała, gotując się ze złości. - Dostrzegłeś okazję
i ją wykorzystałeś. Przypuszczam, że tak postępują ludzie w twoim świecie. Biorą, co chcą,
nie myśląc o innych.
- Może się mylę - powiedział bezosobowym głosem - ale miałem wrażenie, że ja coś
dałem.
- Pożyczyłeś - poprawiła go. - Pod zastaw...
- Jeśli w tym leży problem, porozmawiaj ze swoim dziadkiem. - Pochylił się i sięgnął
po sznur, by uruchomić kosiarkę.
- Nie miałeś prawa go wykorzystywać! On ufa każdemu.
Katch gwałtownie upuścił sznur.
- Szkoda, że nie jest to u was cecha dziedziczna.
- Nie mam powodu ci ufać.
- Wygląda na to, że nie ufasz mi od pierwszej chwili. - Zmrużył oczy, jakby się nad
czymś zastanawiał. - Czy chodzi tu tylko o mnie, czy żywisz urazę do wszystkich mężczyzn?
Nie zamierzała odpowiadać na tę prowokację.
- Chcesz mieć nasze miasteczko - powtórzyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl