[ Pobierz całość w formacie PDF ]
buchły rakiety, jeSli oczywiScie były to rakiety. Pozycja obliczona
z dokÅ‚adnoSci¹ piêciu do siedmiu kilometrów.
Ale dlaczego Hius miaÅ‚by zmieniaæ miejsce i przelatywaæ
właSnie tam?
Nie twierdzê, ¿e sygnaÅ‚y pochodz¹ z Hiusa . Ale...
SÅ‚ucham.
Jermakow skuliÅ‚ siê i podrapaÅ‚ po bol¹cej nodze.
Zrozumcie mnie. W tej chwili jedziemy do miejsca l¹dowa-
nia Hiusa , w stronê bagniska. Rakiety mogÅ‚a wystrzeliæ jakaS
inna ekspedycja, wiedz¹c, ¿e znajdujemy siê gdzieS w tej okolicy.
Bardzo mo¿liwe, ¿e byÅ‚a to kosmiczna ciê¿arówka, rakieta z pro-
wiantem sterowana automatycznie i przysłana z Ciołkowskiego .
227
A równie dobrze mo¿e tam nic nie byæ. Mo¿e s¹ to tylko jakieS
zjawiska atmosferyczne... chocia¿ bardzo dokÅ‚adnie odpowiadaj¹
naszym umownym sygnałom.
Czy równo o dwudziestej?
O dwudziestej dwanaScie spokojnie poprawił Jermakow.
MichaÅ‚ miaÅ‚ podawaæ sygnaÅ‚y równo o dwudziestej?
Tak.
W serce Bykowa wkradÅ‚ siê niemiÅ‚y chłód zÅ‚ego przeczucia.
Jermakow mówił dalej:
£¹cznoSæ zerwaÅ‚a siê w sposób bardzo dziwny. GÅ‚oSnik za-
szumiaÅ‚, tak ¿e prawie nie sÅ‚yszaÅ‚em Krutikowa, chocia¿ odnio-
sÅ‚em wra¿enie, ¿e zawoÅ‚aÅ‚ coS jakimS nieswoim gÅ‚osem. Jakby bar-
dzo siê zdenerwowaÅ‚. Potem nastaÅ‚a cisza, która trwa ju¿ trzy doby.
NachyliÅ‚ siê do ucha Bykowa i szeptaÅ‚. Oczy zaSwieciÅ‚y mu na
moment jak u kota.
Jedn¹ mapê dajê wam. Schowajcie j¹ i trzymajcie zawsze przy
sobie. Drug¹ bêdê miaÅ‚ ze sob¹, wÅ‚o¿ê j¹ tu do szuflady stolika. Nie
bacz¹c na to, co mo¿e siê staæ, trzymajcie kurs na bagnisko. Nie
szukajcie nowych przejSæ, nie nale¿y traciæ czasu. Kierujcie siê pro-
sto na Hiusa i dopiero, jeSli nie znajdziecie go na bagnisku...
Bykow powstrzymał oddech.
OczywiScie mam nadziejê, ¿e wszystko pójdzie jak najle-
piej zakoñczyÅ‚ Jermakow takim tonem, ¿e Bykow zrozumiaÅ‚ od
razu: dowódca prawie nie liczyÅ‚ siê z pomySlnym przebiegiem
wydarzeñ.
Przez kilka sekund milczeli obydwaj.
To wszystko, co chciaÅ‚em wam powiedzieæ. Trzymajcie kurs
na bagnisko! Jermakow chrz¹kn¹Å‚ i odwróciÅ‚ siê do odbiornika.
Malec , gniot¹c g¹sienicami rozkruszone kamienie, ruszyÅ‚
z miejsca. Bykow nie zwracaÅ‚ ju¿ ¿adnej uwagi na jêki Jurkow-
skiego. StrzaÅ‚ka szybkoSciomierza przekroczyÅ‚a liczbê trzydzieSci.
Transporter nabierał szybkoSci.
Co z Hiusem? zastanawiaÅ‚ siê Aleksiej. Co z Micha-
Å‚em? Czy¿by staÅ‚o siê coS zÅ‚ego? Czy¿by planetolot zagin¹Å‚? .
Dauge z chorobliwymi wypiekami na twarzy chrapał. Okrut-
na, nie daj¹ca siê opanowaæ choroba! Co to jest? Nie pomagaj¹
¿adne leki. Gor¹czka, która zniszczyÅ‚a zaÅ‚ogê czeskiego statku!
powiedziaÅ‚ Jurkowski. Pustynna gor¹czka. Dlaczego jednak zacho-
rował tylko Grigorij? Załoga Malca przez cały czas znajdowała
siê w takich samych warunkach. To prawda, ¿e podczas poszukiwañ
228
Bogdana Dauge w pewnej chwili wyskoczył z komory przejScio-
wej bez skafandra i zdrowo Å‚ykn¹Å‚ pyÅ‚u i wenusjañskiej atmosfery.
JeSli to naprawdê jest pustynna gor¹czka, to biednego, dzielnego
Grigorija nie czekaj¹ Å‚atwe chwile. Jermakow twierdziÅ‚, ¿e nie-
bieskie niebo leczy wszystkie choroby lepiej od najdoskonalszych
lekarzy . No dobrze... lecz jeSli do tego nieba jeszcze daleka dro-
ga, mo¿e trzeba bêdzie poczekaæ, zanim siê je zobaczy... Szkoda
Grigorija.
Bykow czuÅ‚, jak coraz bardziej bol¹ go oczy. OderwaÅ‚ lew¹
rêkê od klawiszów kierowania i przetarÅ‚ oko.
Bol¹? spytaÅ‚ Jermakow.
Bol¹ jak echo odpowiedziaÅ‚ Bykow.
Jermakow ostro¿nie przedostaÅ‚ siê od stolika przy radioapara-
tach na siedzenie obok kierowcy i spojrzał na szybkoSciomierz.
Jechali z szybkoSci¹ czterdziestu piêciu kilometrów na godzinê.
Zbyt wolno. Transporter podskoczyÅ‚ i rozgniataj¹c g¹sienicami
kamienie, pojechaÅ‚ dalej. Do diaska jêkn¹Å‚ Jurkowski. StrzaÅ‚-
ka szybkoSciomierza drgaÅ‚a ju¿ koÅ‚o siedemdziesi¹tki.
Malec zbli¿yÅ‚ siê do skalistej bariery otaczaj¹cej bagnisko,
gdy Bykow zauwa¿yÅ‚ przed sob¹ czerwone plamy i pasma, nad
którymi unosiÅ‚ siê ciê¿ki fioletowy dymek. NiezwykÅ‚y pÅ‚omienny
potok zagradzaÅ‚ transporterowi drogê. Bykow zatrzymaÅ‚ maszynê
i zawoÅ‚aÅ‚ po cichutku Jermakowa. Przez dÅ‚ug¹ chwilê wpatrywali
siê w tajemnicze zjawisko.
Spróbujemy sforsowaæ? zapytaÅ‚ Bykow.
Jermakow niezrozumiale poruszyÅ‚ gÅ‚ow¹.
Nie powiedziaÅ‚ po chwili. Nie warto ryzykowaæ. Lepiej
spróbujemy omin¹æ.
Co to mo¿e byæ?
Nie mam pojêcia. Podjedxcie bli¿ej.
Malec powolutku przejechał jeszcze dwieScie metrów i za-
trzymaÅ‚ siê. Na czarnym tle gleby bÅ‚yskaÅ‚y jaskrawe czerwone smu-
gi, wyginaj¹ce siê jak ¿ywe. Dalej, za woalem czerwonawej mgieÅ‚ki,
tworzyÅ‚y jednolit¹ czerwon¹ plamê. RobiÅ‚o to wra¿enie, ¿e na pu-
styniê wylewa siê z jakiegoS krateru rozpalona lawa. Bykow za-
uwa¿yÅ‚, ¿e czerwona lawa podpÅ‚ynêÅ‚a do wielkiego gÅ‚azu, zatrzy-
maÅ‚a siê na chwilê i zaczêÅ‚a wpeÅ‚zaæ na niego.
To pełznie... wyszeptał Jermakow.
229
GÅ‚az nikn¹Å‚ pod ruchomym czerwonym ciastem.
Ki diabeł?!
Chodxmy zobaczyæ z bliska zdecydowaÅ‚ Jermakow.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]