[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kaskady. Upadek tego balkonu nie wywołał drugiej wielkiej fali. Wskutek uszkodzeń murów
poziom wody wewnątrz amfiteatru zaczął się obniżać. Nie opadł wiele, niemniej chmury
wirującego w wodzie piasku, kłębowisko szczątków i ofiar walczących z atakującymi je bestiami
stało się widoczne gołym okiem. Wraki statków, niektóre z żywymi jeszcze, przykutymi do
ławeczek wioślarzami, wolno dryfowały w stronę dziury ziejącej w uszkodzonym murze, aby zostać
wessane w głąb wiru. Wokół panowała szaleńcza panika. Widzowie na trybunach popychali się,
przeciskali, okładali wzajemnie pięściami i deptali po sobie, usiłując wydostać się poza zasięg
balkonów i dotrzeć do wyjścia. Dla przerażonej publiczności rozpoczęły się igrzyska przetrwania,
dużo bardziej niebezpieczne niż jakiekolwiek widowisko wyprawiane dotąd na tej arenie. Noże
spływały krwią, wybijano gałki oczne i miażdżono czerepy o twarde kamienie w próżnych próbach
zyskania przestrzeni, której nie było. Gdy zadrżał balkon nad Bramą Bohaterów i zwisł groznie,
zrobiło się tak wielkie poruszenie, że w kilka chwil zadeptano i stratowano dziesiątki ludzi.
Niektóre z ofiar wepchnięto brutalnie w odmęty. Nieszczęśnicy ci wyli jak szaleni, albowiem
sztuczne morze niosło niechybną a okrutną śmierć. Z całą jednak pewnością najwięcej osób
zmiażdżono w ostatnim, nie zawalonym dotąd tunelu wyjściowym. Tłum wdarł się tam zwartą falą,
przepychając się w głąb przejścia. Z tyłu napierano z taką siłą, że znajdujący się w przedzie nie byli
w stanie bezpiecznie wydostać się na zewnątrz. Niebawem też tunel zasłały sterty zmiażdżonych
bezlitośnie ciał.
Conan tymczasem wdrapał się na balustradę areny i siadł na niej okrakiem, próbując uchronić się
przed sunącymi niepowstrzymanie ludzkimi masami. Szczęśliwie nikt z widzów nie wpadł na
pomysł, by opuścić się po potrzaskanym maszcie do zniszczonego okrętu. Uciekająca publiczność
przepychała się brutalnie i kłębiła w ścisku. Cymmerianin stanął przeto na szczycie muru i pozostał
tam, przytrzymując się rozłupanego masztu.
Powiódł wzrokiem po rozległej stromiznie trybun. Wreszcie dostrzegł to, czego szukał, smukły
kobiecy kształt, któremu towarzyszyła wielka, bezkształtna plama mroku. Obie postacie dość razno
przedzierały się przez rozszalały, pierzchający w popłochu motłoch. Sprawność fizyczna i zwinność
dawały Sathildzie sporą przewagę nad tłumem, podobnie jak obecność czarnej pantery, Qwamby.
Tylko bowiem widok ogromnej lśniącej bestii mógł sprawić, że ogarnięci paniką ludzie ustępowali
dziewczynie z drogi, wrzeszcząc przy tym na całe gardło.
Akrobatka i drapieżnik błyskawicznie przedostali się poza zdradziecki nawis balkonu.
Zamiast schodzić na dół i poszukać wyjścia, najwyrazniej próbowali dostać się na szczyt murów.
Barbarzyńca uznał to za roztropne posunięcie.
 Conan, przyjacielu!  dobiegło nagle z dołu.  Podaj mi dłoń, jeśli łaska!
 Commodorus! Myślałem, że zmyło cię za burtę!
Koryntiański dostojnik podciągnął się, podobnie jak wcześniej Conan po olinowaniu statku. Tyran
wydawał się cały i zdrowy, aczkolwiek przemoczony do suchej nitki. Jego krótka tunika zwisała,
podarta i zmięta. Wyciągnął rękę, by barbarzyńca pomógł mu wspiąć się na balustradę.
 Wpadłem do wody, gdy pierwsza fala uderzyła w okręt. Bogowie morza muszą darzyć mnie
swymi łaskami, z kolejną falą bowiem powróciłem na pokład.
Conan mruknął powątpiewająco pod nosem. Gdyby jakikolwiek morski bóg naprawdę otaczał
Commodorusa specjalną opieką, sztuczne morze wyrzuciłoby władcę raczej pomiędzy ludzi.
W tej samej chwili, spoglądając w dół ponad głową tyrana, barbarzyńca spostrzegł jakieś
poruszenie wśród potopionych i pogruchotanych ciał w śródokręciu wraku. Znajoma ogorzała
twarz uniosła się, wlepiając wzrok w Cymmerianina, znajoma, potężna postać jęła wyczołgiwać się
spośród rumowiska. Xathar nie nosił już peruki, ale wciąż brał udział w grze.
 Wdrap się na górę, Commodorusie. Ten wrak lada chwila może się rozlecieć.
Sztuczne morze wylewało się przez otwory w murze amfiteatru. Poziom wody szybko się obniżał,
osuwał się więc także pogruchotany kadłub wielkiego okrętu flagowego. Conan nachylił się i
wciągnął dostojnika na balustradę. Tam przytrzymał go silnym ramieniem, by tyran nie runął na
popychających się, rozszalałych, ogarniętych paniką widzów.
 Teraz tędy, za mną.
Wspiąwszy się na potrzaskany saling masztu, Cymmerianin przeskoczył ponad głowami tłumu i
znalazł się na jednym z wielu rzezbionych kamiennych foteli o wysokich oparciach, stanowiących [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl