[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Winda się zatrzymała, ale sąsiadka nie wsiadła, tylko bezwstydnie stała nadal,
przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ widowisku.
Hannah czym prędzej otworzyła drzwi swego mieszkania i wpadła do środka, a
Clayton za niÄ….
- Nie ma żadnego wolnego krzesła - ostrzegła go. - Siadaj na podłodze albo
usuń coś.
Usiadła przy biurku i w napięciu czekała, by skończył mówić to, co zaczął na
korytarzu. Normalnie, kiedy mężczyzna klęka przed kobietą... Tak, jak gdyby
kiedykolwiek było coś normalnego w jej stosunkach z Claytonem. Znów pogrążyła się
w marzeniach.
Zrzucił kilka książek na podłogę i usiadł na kanapie.
- Widziałem cię dziś rano w telewizji. Byłaś wspaniała.
- Dziękuję. - Słowa Claytona, jego głos, jego spojrzenie, wszystko zalewało ją
jak cudowne, ciepłe światło. Chciała, by mówił dalej, by pozwolił jej grzać się w tym
cieple. Ale to było daremne. Jej występ nie oznaczał, że zmieniło się cokolwiek
między nią a Claytonem.
- 108 -
S
R
Poza tym ciążyła na niej odpowiedzialność, zadanie, z którego się nie
wywiązała. Nawet jeśli Samuel udaje, że posłał ją na farmę z innych powodów,
wiedziała, że rozpaczliwie pragnie pojednania z wnukiem. A Clayton potrzebował
dziadka.
- Dlaczego nie odpowiedziałeś na telefon Samuela?
- Nie wiem, byłem zajęty. - Z roztargnieniem przygładził włosy.
Podniosła pytająco brwi.
- No dobrze, nie byłem aż tak zajęty, po prostu... - Wzruszył ramionami. - Nie
wiedziałem, co powiedzieć.
- Clayton...
- Wiem. - Uprzedził jej protest. - Rozumiem teraz, dlaczego tak postąpił. -
Poruszył się nerwowo.
Czyżby pewny siebie Clayton mógł stać się aż tak nerwowy?
- Miałaś rację. - Oglądał badawczo swój kapelusz. - To było tak, jak gdyby
ktoś, kogo kochałem albo mógłbym pokochać, porzucił farmę i porzucił mnie. Nie
byłem dość silny, by ryzykować, że to stanie się znowu. Nie byłem dość silny, by
kochać. - Podniósł na nią oczy. - Dopóki ty się nie pojawiłaś. Zdobyłaś twierdzę,
wślizgując się od najsłabiej bronionej strony.
- NaprawdÄ™?
Clayton chyba nie mógł myśleć tego, co powiedział.
- Cóż, powiedzmy, że się raczej wgramoliłaś - dorzucił z uśmiechem.
- Być może nie potrafię zachowywać się z wdziękiem, nie odpowiadam
wszystkim twoim oczekiwaniom, ale i ty nie umiesz tego wszystkiego, co ja.
- Wiem, my się wzajemnie uzupełniamy. We dwoje tworzymy całość. - Wstał i
podszedł do niej, lawirując między stosami książek i dyskietek porozrzucanych na
podłodze. Ujął ją za ręce, podniósł i zamknął w ramionach.
Myślała, że już się tego nigdy nie doczeka. Bezwiednie objęła go za szyję i
rozkoszowała się cudownym uczuciem jego bliskości.
- Hannah, nie umiem znalezć właściwych słów, ale próbuję ci powiedzieć, że
ciÄ™ kocham.
- 109 -
S
R
- Naprawdę? - Głos jej nie dopisał, jak kiedyś, i z trudem udało się jej wymówić
to słowo.
- Tak. Dzięki temu, że poprawiłaś moją księgowość, już nie muszę spłacać
długu, zaciągniętego w banku. Ostatnio ciągle padało, susza się skończyła. Ceny bydła
się podniosły. Wszystko na farmie jest w porządku, tylko nie moje serce... - Odgarnął
jej włosy z twarzy i przesunął palcem po jej policzku. - Nie ma przy mnie kobiety,
którą kocham, a bez niej nic nie jest ważne.
Czy dobrze usłyszała? Farma nie jest ważna?
- Hannah, czy możesz mi powiedzieć, co ze mną będzie? Nie jestem dość silny,
by oddać komuś serce i nie wiedzieć, czy czujesz to samo, co ja? Czy jest jakaś
szansa, żebyś mnie pokochała takiego, jaki jestem?
Zdumiewające. A więc Clayton był równie niepewny siebie, jak ona.
- O tak. - Zaśmiała się krótko, przyprawiając go o zawrót głowy. - Oczywiście,
że jest. Kocham cię. - Była to bardzo lapidarna odpowiedz, ale mu wystarczyła.
Zbliżył swoje usta do jej warg i wtedy zrozumiała, co to znaczy, że tylko razem
stanowią jedność. W tym pocałunku czuła, że dzieli z nim wszystko: umiejętność
tańca, rozmowy, nawet jazdę konną i jego ciężką pracę na farmie. Właściwie zabrał ją
w podróż smoka do gwiazd.
- Wiem, że farma leży na końcu świata, że jest pełna kurzu i brudu. - Odsunął
się na tyle tylko, by móc jej spojrzeć w oczy. - Wiem, że nie ma tam soczystej,
zielonej trawy, że dom jest stary i ciemny, i że prawdopodobnie chciałabyś go
przemeblować. - Objął spojrzeniem jej salonik. - Albo może i nie. Może zatrudnimy
fachowego dekoratora. Chcę powiedzieć, że jeżeli wyjdziesz za mnie, zrobię
wszystko, żebyś się tam czuła wygodnie.
- Wyjść za ciebie? - Uśmiechnęła się do niego. - Spać przez całą noc w twoich
ramionach i budzić się w nich co rano?
- Co rano, o piÄ…tej.
- No dobrze, zgodzę się wstawać wcześnie rano - wzdrygnęła się lekko - jeżeli
przyrzekniesz, że nigdy nie zabierzesz się do księgowania swoich rachunków i nie
dotkniesz komputera.
- 110 -
S
R
- Naszych rachunków, Hannah. Przyrzekam. Jeśli ty przyrzekniesz, że nigdy nie
będziesz gotowała, sprzątała i prała.
- Załatwione!
Dzięki Bogu, pomyślał. Pochylił się i zaczął ją znów całować. Hannah, zanim
zdążyła sobie to uświadomić, poczuła, że jej nos ułożył się dokładnie tak jak trzeba.
To dobry znak.
Po wielu minutach i pocałunkach dziewczyna wysunęła się z jego ramion i
wzięła go za rękę.
- Chodz ze mną - oświadczyła. - Chcę, żebyś kogoś poznał.
EPILOG
Organista zagrał marsza weselnego. Przy wejściu do stuletniego hiszpańskiego
kościoła Hannah ujęła ramię ojca, odetchnęła głęboko i ruszyła nawą, modląc się, by
się nie przewrócić w pantoflach na wysokich obcasach, które Wmusiła jej matka. Na
szczęście jej suknia sięgała tylko do kostek, więc nie było obawy, że się w nią
zaplÄ…cze.
Samuel przechował ślubną suknię Marty w skrzyni na strychu i Hannah
wkładając ją, poczuła się wyróżniona i zaszczycona. Prosty klasyczny krój nie
wyszedł z mody i jedwabna suknia koloru kości słoniowej pasowała doskonale, tyle
tylko, że Hannah przewyższała wzrostem Martę, więc suknia była, na szczęście,
krótsza.
Popatrzyła w stronę ołtarza, gdzie stał Clayton z Samuelem, mężczyzni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]