[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzelać. jesteśmy polakami!
pan taki zdenerwowany, że meczuśmy nie wygrali? jeszcze wygramy uśmiechają się
kobiety. dwadzieścia deka pasztetowej.
Tamta obłąkana stoi w wejściu i wybucha straszną skargą śmiechu, ale nikt nie zwraca już
na niÄ… uwagi.
On, nie czekajÄ…c, opuszcza kolejkÄ™ i mijajÄ…c jÄ… wychodzi.
Jest wczesny wieczór; kluczę ulicami, nie mogąc się otrząsnąć z natrętnego odczucia, że
nie jestem sam, mimo że o tej porze miasto kona w samotności; tlą się szyby okien to blask
najsłabszych żarówek ziębi wnętrzności mieszkań. Trotuary i asfalty jeszcze drżą od tupotu
licznych podeszew. Wiatr obsypuje iskrami kropel rozmokłe płachty nigdy nie zdezaktuali-
zowanych gazet.
W cieniu muru szeroki kształt dłoni kobiecej, utrwalony w zagubionej rękawiczce, a środ-
kiem pustej ulicy Brackiej toczy się krążek beretu z pasemkiem siwych włosów, nie mogą-
cych się rozstać z ciepłem głowy byłego właściciela.
Staruszka, którą doganiam, odwraca się gwałtownie i podnosi dłoń w obronnym geście
w zaciśniętych palcach pęk postrzępionej gazety.
ładne mam róże? ładne, żółte.
Skrzyżowanie ulic św. Jana i św. Marka oplata muzyka wydobywająca się z wnętrza sto-
łówki dietetycznej; słychać saksofon i akordeon. Pewnie odbywa się tam zabawa, dość we-
soła; przed zamglonymi oknami stoi kobieta; zza pazuchy męskiej jesionki w jodełkę wystaje
łebek ratlerka. Kobieta jest zasłuchana; potem, otoczona tangiem, tańczy na mokrym skrzepie
asfaltu, trzymając psa w objęciach. Rozkołysana lampa ożywia blaskami powietrze i kratow-
nicę kanału.
Martwe ściany pałacu sztuki pulsują teraz życiem; wewnątrz wołają, szepczą i milczą żar-
liwie prace Szapocznikow; tak zupełnie przypadkowo, z zabieganego dnia przyszłam tu i
otrzymałam tak wiele, właściwie za nic. Jedynym, co mogę jej dać za to wszystko, to niepo-
kój, który był już i któremu tacy jak ona nie dają zasnąć. Co ja z nim zrobię pisze dziew-
czyna w otwartej książce.
Wierzeje zatrzaskują się za mną z łoskotem, który rozbija się o sklepienia; uchyla się
okienko, w którym bieleje formalina twarzy; zaraz poproszę brata Józefa.
Za drzwiami korytarza potęguje się tętent kroków, mężczyzna podchodzi do mnie, a, to ty,
mówiła mi, że sie nie masz gdzie zaczepić, tu parę dni możesz siedzieć spokojnie.
Idziemy mrocznym korytarzem klasztornym; nad głowami łamią się bezgłośnie gotyckie
sklepienia; on jest w cywilnym ubraniu i włosy lepią mu się do obroży golfu. Stoimy przed
niskimi drzwiami, w których trzeba się pochylić; cela numer dwadzieścia trzy; na ścianie na
wprost wisi krucyfiks, przybity ogromnym gwozdziem.
39
Cela jest mała, ale jest miejsce na tapczan, stół, szafę i krzesło; od rozognionych kaloryfe-
rów płynie muzyka ciepła; tu masz umywalkę z gorącą wodą, a kibel jest w korytarzu na
prawo; wracać trzeba wpół do dziesiątej, bo cię nie wpuszczą za klauzurę.
możesz się teraz przespać, jak chcesz; ja wyskoczę do miasta, bo sie umówiłem z pa-
nienkami w akademiku, a jak wróce, to wpadne do ciebie.
Przygląda mi się badawczo, a ja mam skądś pewność, że znam tę twarz od dawna.
Zostaję sam; chodzę po celi dwadzieścia trzy, zaglądam do szafy i odkręcam kran z wodą,
żeby się oswoić z nowym wnętrzem.
Potem siadam za stołem i pewnym, jakby od lat przyswojonym ruchem, wysuwam szufla-
dę; jest wypełniona czasopismami o zadziwiająco różnych tytułach to te, które śrubują na-
kłady, drukując akty kobiece; z okładki Forum błyska naga pierś.
Zauważono go siedzącego na blokach kamiennych z artystą rzezbiarzem, Kruczkiem Ma-
rianem, przed jego pracownią w kramach dominikańskich. Mimo niskiej temperatury sie-
dzieli tam już kilkanaście minut i palili papierosy.
Ludzie przemykają się chyłkiem, jakby z poczuciem wiecznej winy; przed nimi zatrzy-
muje się otyła kobieta, podpierająca się ciupagą; stoi przed korpusem rzezby, przez chwilę
się przypatruje i znienacka tryska jej z gardła gwałtowny krwotok śmiechu.
co to jest.
co?
co to jest. rzezba? co ona przedstawia sobÄ…? krztusi siÄ™ kobieta bulgotliwie.
to część rzezby. jeszcze niegotowa, proszę pani. jak embrion w łonie.
na razie to jest mina przeciwczołgowa wybucha bolesnym rykiem śmiechu. Odbiega
zręcznie, wywijając ciupagą.
Inna, która się przed chwilą zatrzymała, mówi teraz szybko, nie chcę oglądać embriona w
łonie. I nie chcę oglądać brzydkich rzeczy. Aadne rzeczy oglądać.
a jak sie pani rozejrzy po świecie. i sobie sie przyjrzy. to same ładne rzeczy pani widzi?
no, zależy. to jest inne. druga. jak spojrzeć. z punktu widzenia. pod kątem, przez to. tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]