[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdrętwiała.
- Myślałem, że jestem na to gotowy. - Zamilkł, potem dokończył z głową wciąż
odwróconą w drugą stronę. - Nie sądziłem, że się załamię.
- Och, Max. - Tylko tyle była w stanie powiedzieć.
- Zawiązali mi oczy - mówił beznamiętnie. - I już tak zostało. Nie mogłem... -
Przerwał i przymknął oczy, a czoło pokrył pot. - Nie mogłem tego znieść. Doprowadzili
mnie do szaleństwa. Przestałem wiedzieć, kim jestem, nie pamiętałem, jak wyglądam...
Zoe przełknęła gulę w gardle i delikatnie dotknęła jego ramienia. Tym razem nie
strząsnął jej ręki. Prawdopodobnie w ogóle nie był świadomy jej dotyku.
- Początkowo nie odpowiadałem na pytania. Trzymałem się i byłem z tego dumny.
- W jego tonie brzmiała głęboka pogarda dla samego siebie. - W końcu zaczęli torturo-
wać innych. Nie wiem dokładnie kiedy. Tylko słyszałem...
Zoe pamiętała, jak powiedział, że Diane nie zginęła, kiedy zostali zestrzeleni. „Ale
czasem żałuję, że tak się nie stało", dodał wtedy. Dopiero teraz zaczynała rozumieć.
- Powiedziałem im wszystko - mówił zupełnie beznamiętnie. - Nie pamiętam nawet
połowy tego, co im powiedziałem. Bełkotałem jak głupi, żeby dać im wszystkie potrzeb-
ne informacje. Zdradziłbym wtedy własną matkę. - Przerwał, wpatrzony niewidzącym
wzrokiem w straszną przeszłość. - Zaprzedałem duszę - dokończył cicho.
- Nie ty jeden - powiedziała ze spokojem. - Mnóstwo osób reagowało podobnie i
nikt ich za to nie wini. Byłeś torturowany...
- Nie. - Podniósł dłoń przed jej twarzą, zasłaniając jej widok i oboje umilkli na
chwilę. - Nie próbuj mnie usprawiedliwiać. Wierz mi, już wielu tego próbowało. Leka-
rze, pielęgniarki, koledzy i przyjaciele. Nawet członkowie mojej załogi. Wiesz, wszyscy
przeżyliśmy, oprócz Jacka. Powiedzieli mi, że rozumieją. Że na moim miejscu zachowa-
liby się tak samo. Jakby to mogło coś zmienić. To dlatego odszedłem z wojska. Honoro-
we zwolnienie z powodu odniesionych ran, ale to nie miało nic wspólnego z honorem.
Nie mógłbym nosić głowy wysoko. Nie mógłbym spojrzeć w lustro.
Pomyślała, że Max był dla siebie surowszy niż ktokolwiek inny, a słuszność tej
myśli potwierdziły jego następne słowa.
- Mój ojciec widział moje tchórzostwo. Nie rozmawialiśmy, odkąd odszedłem z
wojska. On walczył w Wietnamie. Też został jeńcem wojennym. Ale on nie... - Zamilkł i
tylko potrząsnął głową.
Nie odezwała się, dotykała go tylko, okazując w ten sposób milczące pocieszenie.
- Widzisz więc, że nie możemy być razem.
Dłoń Zoe znieruchomiała na jego ramieniu. Czuła się, jakby wylano na nią kubeł
zimnej wody.
- Nie zgadzam się - odparła po prostu. - Próbujesz się mnie pozbyć, żeby chronić
siebie. Boisz się, że mogłabym cię zranić.
- Próbujesz mnie poddać psychoanalizie?
Uśmiechnęła się smutno.
- Nie. Mówię z własnego doświadczenia. Ja też się tego bałam... wciąż się boję.
Upłynęła dość długa chwila, zanim znów się odezwał, a kiedy to zrobił, w jego
głosie nie było już rozpaczy, tylko znużona stanowczość, bardziej niepokojąca niż co-
kolwiek wcześniej.
- Ten miesiąc, który spędziłem jako zakładnik z przepaską na oczach, był najgor-
szy w moim życiu. Myślałem, że kiedy wyjdę z wojska, zostawię te przeżycia za sobą.
Poświęciłem czas i wszystkie siły na budowanie firmy. Zacząłem znowu latać. Ten wy-
padek był dla mnie szokiem. Bolesne obrażenia to było nic w porównaniu z horrorem
powrotu wszystkich złych wspomnień. A potem diagnoza; to było tak, jakbym to
wszystko przeżywał jeszcze raz. Katastrofa, a potem ciemność. Myśl o kompletnej ciem-
ności, o tak potwornej bezradności po prostu mnie przeraża. Nigdy nie chciałem być od
nikogo zależny i nigdy nie pozwolę, by ktoś znowu cierpiał z mojego powodu. - Znowu
zapatrzył się na morze, pozostawiając Zoe w stanie furii przemieszanej z rozpaczą i pra-
gnieniem przytulenia Maksa i całowania go tak długo, aż zapomni o wszystkich powo-
dach, dla których odmawiał jej siebie.
- Rozumiem - powiedziała powoli. - Chcesz ochronić mnie przed swoją bezsilno-
ścią i dlatego nie widzisz dla siebie miejsca w życiu moim i naszego dziecka?
Przekrzywił głowę i patrzył na nią kącikami oczu, gdzie jeszcze widział stosunko-
wo najlepiej. Nie odezwał się.
- To po to mnie tu przywiozłeś? Żeby mi to oznajmić?
- Miałem nadzieję...
- Och? - Przerwała mu bezceremonialnie; złość brała górę nad rozpaczą. - A jak to
się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Wszystko - odparł zwyczajnie. - Wszystko jest bardzo trudne. - Uśmiechnął się
niewesoło. - Chcesz porozmawiać o torturach?
- Niekoniecznie...
- Na przykład nasza wycieczka do miasteczka. Każda chwila była piekłem.
- Przykro mi, że moje towarzystwo przysporzyło ci aż tylu cierpień - powiedziała
szorstkim głosem.
- Nie o to chodzi - odparł niecierpliwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]