[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że tak postąpił. Szukał na drodze śladów stóp Wieroczki i nie mógł uwierzyć, że dziewczyna,
która tak mu się podobała, wyznała mu przed chwilą miłość, a on odrzucił ją w taki
niezręczny i niedelikatny sposób! Po raz pierwszy w życiu przekonał się, że człowiek może
działać w niezgodzie z sobą i będąc uczciwym i dobrym, sprawiać swemu blizniemu okrutny,
niezasłużony ból wbrew własnej woli.
Strasznie go to bolało, a kiedy Wieroczka zniknęła z jego oczu, zaczęło mu się wydawać,
że stracił razem z nią coś bardzo drogiego, bliskiego, czego już nigdy nie odzyska. Czuł, że
razem z Wierą odeszła od niego na zawsze część jego młodości i że chwile, które tak
bezsensownie przeżył, już nigdy nie powrócą.
Doszedł do mostku i zatrzymał się zamyślony. Próbował znalezć przyczynę swej dziwnej
oziębłości. Był przekonany, że kryła się nie na zewnątrz, a w nim samym. Otwarcie
przyznawał przed samym sobą, że nie kierował nim chłodny rozsądek, którym tak lubią
przechwalać się ludzie mądrzy, ani obojętność samolubnego głupca, a po prostu niemoc serca,
brak wrażliwości na piękno, przedwczesna starość nabyta przez wychowanie, bezsensowną
walkę o kawałek chleba, kawalerskie życie w wynajmowanych pokojach.
Powoli, jakby niechcący, skierował się w stronę lasu. Tu, w czarnej gęstej mgle, przebijało
się gdzieniegdzie jasnymi plamami światło księżyca, a on mógł skupić się na swych myślach.
Poczuł nagle nieodpartą chęć odzyskania utraconego.
Pamięta, że znów zawrócił. Pobiegł w stronę ogrodu, dodając sobie odwagi
wspomnieniami i na siłę wywołując w swej wyobrazni obraz dziewczyny. Po drodze i w
ogrodzie mgły już nie było i jasny księżyc patrzył z nieba jakby był umyty, tylko na wschodzie
dalej było mglisto i pochmurnie... Pamięta swoje ostrożne kroki, ciemne okna, gęsty zapach
heliotropu i rezedy. Pies Karo, który go dobrze znał, przyjaznie zamachał ogonem, podszedł
do niego i obwąchał rękę... Był to jedyny żywy świadek, który widział, jak Ogniew obszedł
dom ze dwa razy, zatrzymał się pod ciemnym oknem Wiery, machnął w końcu ręką i głęboko
westchnąwszy wyszedł z ogrodu.
Godzinę pózniej był już w miasteczku i zmęczony, rozbity, opierając się całym ciałem i
rozpaloną twarzą o bramę zajazdu, stukał skoblem. Gdzieś zaszczekał przez sen pies i jakby
odpowiadając na jego stukanie, zadzwonili koło cerkwi w żeliwną deskę.
Aazi po nocach... marudził gospodarz starowierca w długiej, podobnej do żeńskiej,
nocnej koszuli, otwierając mu bramę. Miast łazić, lepiej by się pomodlił.
Iwan Alekseicz wszedł do swego pokoju, usiadł na łóżko i długo patrzył na ogień; wreszcie
potrząsnął głową i zaczął się pakować...
1887
28
WYGRANA NA LOTERII
Iwan Dmitrycz, człowiek przeciętny, wydający z rodziną tysiąc dwieście rubli rocznie, i
bardzo zadowolony z życia, usadowił się pewnego razu po kolacji na wersalce z gazetą w
rękach.
Zapomniałam dziś gazetę przejrzeć powiedziała jego żona, sprzątając ze stołu. Nie
ma tam tabeli wygranych?
Jest odpowiedział Iwan Dmitrycz. A nie straciłaś swojego losu pod zastaw?
Nie, we wtorek zapłaciłam procenty.
Jaki numer?
Seria dziewięć tysięcy czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć, los dwadzieścia sześć.
No o... Zobaczymy... dziewięć tysięcy czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć i dwadzieścia
sześć.
Iwan Dmitrycz nie wierzył w loteryjne szczęście i kiedy indziej za nic w świecie nie
bawiłby się w szukanie w tabeli wygranych, ale ponieważ w tej chwili i tak nie miał co robić,
więc dzięki temu, że trzymał akurat gazetę przed oczami przejechał palcem z góry na dół
wzdłuż numerów serii. I nagle, jakby szydząc z jego braku wiary, nie dalej niż w drugim
wierszu od góry, wyraznie rzuciła mu się w oczy cyfra 9499! Nie popatrzył na numer losu i
nie upewnił się, czy się nie pomylił. Gazeta spadła mu na kolana i poczuł w dołku przyjemny
chłód jakby ktoś chlusnął mu na brzuch zimną wodą: i łaskocze, i strach bierze, i przyjemnie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]