[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Waria z zawiadowcą stacji itd. Waria cicho płacze i tańcząc ociera łzy. W ostatniej parze
Duniasza. Idąc przez bawialnię, Piszczyk woła: Grand rond, balancez! (wielkie koło,
balansujemy) oraz Les cavaliers a genoux et remerciez vos dames! (kawalerowie na kolana
i dziękują paniom). Firs we fraku przynosi na tacy wodę salcerską; wchodzą do bawialni:
Piszczyk i Trofimow.
Piszczyk:
Jestem apoplektykiem, miałem już dwa ataki, trudno mi tańczyć, ale jak to się mówi -
kiedy przyjdziesz między wrony, musisz krakać jako one. Zdrowie mam końskie. Mój
nieboszczyk rodzic, facecjonista, Panie świeć nad jego duszą, na temat naszego pochodzenia
mawiał, że niby nasz starożytny ród Simeonowów-Piszczyków wywodzi się od tego właśnie
konia, którego Kaligula posadził w senacie...
(Siada)
Ale w tym sęk, że nie mam pieniędzy! Co kogo boli, ten o tym gwoli...
(Chrapie, ale zaraz siÄ™ budzi)
Więc i ja też... mogę tylko o pieniądzach...
Trofimow:
W pańskiej figurze jest rzeczywiście coś końskiego.
Piszczyk:
Ha... Koń to dobre bydlę... Konia można sprzedać...
(Słychać, jak w sąsiednim pokoju grają w bilard; w salonie pod łukiem ukazuje się
Waria)
Trofimow:
(przekomarza siÄ™)
Madame Aopachin! Madame Aopachin!
Waria:
(z gniewem)
Oblazłe panisko!
Trofimow:
Tak, jestem oblazłe panisko i szczycę się tym!
Waria:
(z pełną goryczy zadumą)
Wynajęliśmy muzykantów, ale z czego im zapłacimy?
(Wychodzi)
Trofimow:
(do Piszczyka)
Gdyby tę energię, którą pan w ciągu całego życia zaprzepaścił na poszukiwanie
pieniędzy, na spłatę procentów, zużytkował pan na co innego, to prawdopodobnie w końcu
mógłby pan ziemię poruszyć z posad.
Piszczyk:
Nietzsche... filozof... największy... najznakomitszy... człowiek olbrzymiego rozumu,
powiada w swoich dziełach, że można robić fałszywe papierki.
Trofimow:
Pan czytał Nietzschego?
Piszczyk:
N-no... Daszeńka mi mówiła. A ja jestem teraz w takiej sytuacji, że gotów jestem
fałszować pieniądze... Pojutrze mam zapłacić 310 rubli... 130 już zdobyłem...
(Maca siÄ™ po kieszeniach z niepokojem)
Pieniądze mi zginęły, zgubiłem pieniądze!
(Ze łzami w głosie)
Gdzie pieniÄ…dze?
(Z radością)
Są, za podszewką... Aż się zgrzałem...
(WchodzÄ…: Raniewska i Szarlota)
Raniewska:
(nucÄ…c)
Czemu tak długo nie ma Leonida? Co on robi w mieście?
(Do Duniaszy)
Duniaszo, trzeba poczęstować muzykantów herbatą...
Trofimow:
Najprawdopodobniej nie doszło dziś do przetargu.
Raniewska:
I muzykanci przyszli nie w porę, i ten bal urządziliśmy nie w porę... Ale mniejsza o
to...
(Siada i nici cicho)
Szarlota:
(podaje Piszczykowi taliÄ™ kart)
Ma pan talię kart, proszę którąś zamyślić.
Piszczyk:
Zamyśliłem.
Szarlota:
Teraz niech pan tasuje. Doskonale. Daj pan tu, o mój drogi panie Piszczyk. Ein, zwei,
drei! Teraz niech pan szuka, leży ona w pańskiej bocznej kieszeni...
Piszczyk:
(wyjmuje kartÄ™ z bocznej kieszeni)
Ósemka pik, wÅ‚aÅ›nie ta zamyÅ›lona!
(Ze zdziwieniem)
No proszÄ™!
Szarlota:
(trzyma talię kart na dłoni; do Trofimowa)
Mów pan prędzej, która karta ma być z wierzchu?
Trofimow:
No, niech będzie dama pik.
Szarlota:
Jest!
(Do Piszczyka)
No, jaka karta z wierzchu?
Piszczyk:
As kier.
Szarlota:
Jest...
(Uderza się po dłoni, talia kart znika)
A jaka dziś śliczny pogoda!
(Odpowiada jej tajemniczy głos kobiecy, jak gdyby spod podłogi)
O tak, łaskawa pani, pogoda przecudny . Jesteś moim ideałem.
GÅ‚os:
I łaskawa pani też bardzo mi się spodobał .
Zawiadowca stacji:
(bije brawo)
Brawo, pani brzuchomówczyni!
Piszczyk:
(ze zdziwieniem)
No proszÄ™! Czarowna panno Szarloto... Jestem wprost zakochany...
Szarlota:
Zakochany?
(Wzrusza ramionami)
Czyż pan może kochać? Guter Mensch, aber schlechter Musikant (dobry człowiek, ale
zły muzykant).
Trofimow:
(klepie Piszczyka po ramieniu)
Ej, koniu jeden...
Szarlota:
ProszÄ™ o uwagÄ™, jeszcze jedna sztuka.
(Bierze z krzesła pled)
Oto bardzo dobry pled, życzę go sprzedać...
(potrzÄ…sa nim)
Czy nikt nie życzy sobie kupić?
Piszczyk:
(dziwiÄ…c siÄ™)
No proszÄ™!
Szarlota:
Ein, zwei, drei!
(Szybko unosi spuszczony pled; za pledem stoi Ania; składa dyg, biegnie do matki,
obejmuje ją i ucieka do salonu przy ogólnym zachwycie)
Raniewska:
(bijÄ…c brawo)
Brawo, brawo!...
Szarlota:
Teraz jeszcze! Ein, zwei, drei!
(Unosi pled, za pledem stoi Waria i kłania się)
Piszczyk:
(dziwiÄ…c siÄ™)
No proszÄ™!
Szarlota:
Koniec!
(Rzuca pled na Piszczyka, składa dyg i ucieka do salonu)
Piszczyk:
(spieszy za niÄ…)
Filutka... Co? A to dopiero! To dopiero!
Raniewska:
A Leonida wciąż nie ma. Co on tak długo robi w mieście, nie rozumiem! Przecież tam
wszystko już skończone, majątek sprzedany, albo przetarg się nie odbył - po cóż tak długo
trzymać nas w niepewności!
Waria:
(stara się ją pocieszyć)
Jestem pewna, że kupił wujaszek.
Trofimow:
(drwiÄ…ce)
Tak.
Waria:
Babunia przysłała mu pełnomocnictwo, żeby kupił na jej imię z przejęciem długu.
Zrobiła to dla Ani. jestem pewna - da Bóg - że wujcio kupi.
Raniewska:
Jarosławska babcia przysłała piętnaście tysięcy, żeby nabyć majątek na jej imię - nam
nie ufa, ale te pieniądze nie wystarczyłyby nawet na spłatę procentów.
(Zakrywa sobie twarz rękoma)
DziÅ› siÄ™ rozstrzygajÄ… moje losy...
Trofimow:
(przekomarza siÄ™ z WariÄ…)
Madame Aopachin!
Waria:
(z gniewem)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]