[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tempie, choć ożenił się z kimś innym.
- W co się bawicie, dzieci? - zapytał.
- Gramy w kulki - odpowiedziała prędko Susannah, widząc, że Lije zaciska zęby. Bardzo
nie lubił, kiedy nazywano go dzieckiem. Uważał, że jako dwunastolatek jest na to za
poważny.
- Kto wygrywa? - zainteresowała się Diana.
- Lije jak zawsze.
- Bo Lije jest starszy -pocieszył ją kapitan Parmelee, po czym spojrzał na chłopca. - Czy
twoja matka też tu jest?
- Jest z ElizÄ… w sklepie.
- Ach tak. - Odwrócił się i spojrzał w tamtą stronę.
- Grasz w kulki? - zapytała Susannah Diany.
- Niezbyt dobrze.
- Mogę cię nauczyć - zaofiarował się Lije.
- Chcesz z nami zagrać? Diana spojrzała na ojca pytająco.
- MogÄ™, tatusiu?
- Jak mógłbym ci odmówić, kiedy patrzysz na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczami? -
odparł żartobliwie, na co Diana zachichotała radośnie. - Pobaw się z Lije i Susannah, a ja
tymczasem wejdę do środka i zobaczę, czy mama zrobiła już zakupy.
- Mam nadzieję, że nie. A jeśli tak, to może znajdziesz jej coś ciekawego do pokazania.
Roześmiał się i pokręcił głową z udaną konsternacją.
- Zobaczę, co się da zrobić.
- Dziękuję, tatusiu. Bardzo dziękuję- powiedziała, dumna z odniesionego zwycięstwa.
- Tylko nie zabrudz tej ślicznej sukienki, bo twoja mama zmyje mi głowę.
- Będę uważać, tatusiu - obiecała.
31
- Bawcie się dobrze, dzieci - powiedział i ruszył do sklepu. Susannah poważnie
potraktowała jego ostrzeżenie.
- Jeśli wsuniesz sukienkę między kolana, to przy kucaniu jej nie pobrudzisz -
powiedziała i pokazała Dianie, jak należy to zrobić.
Diana poszła za jej radą i wkrótce cała trójka pochylała głowy nad leżącymi na ziemi
kulkami.
- Znasz zasady? - zapytał Lije.
- Nie wszystkie - odpowiedziała Diana.
Ku zaskoczeniu Susannah Lije nie okazał rozdrażnienia i cierpliwie wyjaśnił reguły gry.
45
- Trzeba wybić kulką kulkę przeciwnika poza pole.
- Ale ja nie mam kulek.
- Mogę dać ci jedną- zaproponował Lije.
- Dasz mi tę niebieską? Jest taka ładna. - Diana wskazała najładniejszą kulkę Lijego.
- Jasne - odparł bez wahania.
Susannah spojrzała na niego zdumiona, lecz zaraz pomyślała, że on na pewno ją sobie
odbierze. Idąc za jego przykładem, również dała Dianie jedną ze swych kulek. Chwilę
pózniej Diana patrzyła zdumiona, jak Lije chowa do kieszeni czerwoną kulkę Susannah,
którą zręcznie wypchnął poza pole.
- Możesz zabrać kulkę, jeśli wyrzuciłeś ją poza pole? Ale to znaczy, że stracę tę
niebieską. Grasz lepiej ode mnie. Nie będę miała szans.
- Mogę strzelać lewą ręką zamiast prawą. Lewą nie idzie mi tak dobrze.
- To będzie sprawiedliwie - przyznała Susannah.
Lije i lewą ręką potrafił dobrze sobie radzić, lecz za drugim razem chybił. Teraz przyszła
kolej na Susannah, która nie chcąc robić przykrości Dianie, nie próbowała zbić
niebieskiej kulki. Dwa razy strzeliła, lecz nie trafiła.
- Teraz ty - zwróciła się do Diany.
Diana wzięła kulkę w palce, lecz nie pchnęła jej jak należy i kulka wypadła jej z ręki.
- To był próbny strzał - powiedział szybko Lije. - Dopiero się uczysz, możesz więc
jeszcze dwa razy spróbować. Tylko musisz uderzyć kciukiem, o tak. - Jeszcze raz
pokazał, jak powinna to zrobić. Diana spróbowała go naśladować, lecz bez powodzenia.
Za drugim razem rezultat był taki sam. - Daj, pokażę ci.
Podszedł do niej, ułożył palce dłoni we właściwej pozycji i kazał spróbować bez kulki. W
końcu pozwolił jej zrobić to z kulką. Wyszło trochę lepiej.
- Spróbuj jeszcze raz -powiedział. - Teraz trzymaj kulkę, a ja strzelę. Musisz poczuć, jak
mój kciuk przesuwa się po twoim palcu.
Przysunął się do Diany, uklął na kolano i objął ją ramieniem. Potem ujął jej dłoń i ustawił
w odpowiedniej pozycji. Następnie pochylił się tak, że policzkiem prawie dotykał jej
policzka.
- Będziemy celować do tej żółtej kulki.
Coś jakby dzwięk czy ruch odciągnęło uwagę Susannah od kucającej na ziemi pary.
Uniosła wzrok i zamarła na widok patrzącej na nich z nienawiścią żony kapitana
Parmelee.
32
46
- Cecylio! - rozległ się głos kapitana. Stał przed sklepem z pakunkami w rękach i
wyrazem przerażenia i konsternacji w oczach. Jego żona w jednej chwili znalazła się tuż
przy nich.
- Ty ohydny brudasie! Jak śmiesz dotykać mojej córki?! -krzyknęła, złapała Lijego jak w
szpony, oderwała od zaskoczonej Diany i pchnęła na ziemię. W następnej chwili
przyciągnęła do siebie córkę i rzuciła Li-jemu nienawistne spojrzenie. - Nie waż się nigdy
więcej dotykać jej swymi brudnymi łapskami, słyszysz?
- Ależ mamusiu - zaprotestowała Diana bliska łez. - Lije i Susan-nah są moimi
przyjaciółmi. Graliśmy...
- Zamilcz! - Potrząsnęła nią tak mocno, że dziewczynka umilkła przestraszona. - To
brudne indiańskie dzieci. Nigdy więcej nie wolno ci się z nimi bawić. Nigdy.
- Cecylio! - Jed Parmelee stanął tuż przy niej. -Na litość boską, co ty wyprawiasz? To
jest syn Tempie i...
- Myślisz, że nie wiem, kim on jest? - cisnęła mu w twarz. - Myślisz, że nie wiem, że to
potomek tej nędznej, obmierzłej suki? Nie pozwolę, by ta brudna indiańska hołota
zbliżała się do mojej córki. Słyszysz? Nie pozwolę!
Odwróciła się i odeszła, ciągnąc za sobą Dianę.
Susannah zapamiętała łzy spływające po policzkach przyjaciółki i wyraz przerażenia
malujący się na jej twarzy. Przypomniała sobie, jaka była zrozpaczona na myśl o tym, że
nigdy już nie zobaczy ukochanej przyjaciółki. Jednak niecały miesiąc pózniej Diana z
ojcem przyjechali konno do Oak Hill.
Jed Parmelee postarał się, żeby ich wizyta wyglądała na zupełnie przypadkową,
oświadczając, że wybrali się z Dianą na popołudniową przejażdżkę i postanowili
odwiedzić Gordonów. Dzień był ciepły, napoje podano więc w ogrodzie, przy różanej
pergoli. Wszyscy, z wyjątkiem Susannah, zachowywali się, jakby nic nie zaszło. Ona zaś
była pełna rezerwy, niepewna, jak postąpi przyjaciółka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]