[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi, Abdolonimie: gdzie jest twoja mąka i patelnia?
Abdolonim spuścił głowę i milczał.
A Marhabal, widząc w jego milczeniu triumf swego rozumowania,
uśmiechnął się z zadowoleniem i mówił:
 Córka moja posiada dostatek szat i klejnotów, lecz posiada to wszystko
dlatego, że ojciec jej miał głowę na karku i umiał dawać sobie rady w życiu.
Gdybyś ty jednak spotkał Thalestris nagą, na jednej z takich skał bezlud-
nych, jakich wiele jest na naszym wybrzeżu, cóż byś w takim razie uczynił?
Abdolonim zaczerwienił się po uszy.
 O Marhabalu, jakże mam na to odpowiedzieć?...
 Ja nie o tym mówię  przerwał opryskliwie kupiec.  Chcę tylko ci do-
wieść, że gdybyś ją spotkał nagą, wówczas cała twoja miłość nie miałaby za
co kupić jej nie tylko naszyjnika i obrączek na nogi, ale nawet fartuszka na
biodra. Przecie w twojej własnej opończy są dziury, przez które przeglądają
twoje kolana, powalane ziemią i zielenią przy pieleniu warzywa: Szczęściem,
moja córka nie mieszka na pustej skale i nie jest tak goła jak greckie bogi-
nie. Ale wypadki chodzą po ludziach. %7łebyś mnie lepiej zrozumiał, dam ci
taki przykład. Oto miasto nasze i kraj zajęli Macedończycy, których monar-
cha, Aleksander, przewrócił do góry nogami państwo perskie i cały świat.
Króla naszego, Stratona, przepędził na cztery wiatry jeden z jego wodzów,
Hefestion, i podobno ma nam dać innego władcę... Zagrabił on już majątki
kilku kupców, którzy przed przybyciem Macedończyków przemawiali za opo-
rem. Spodziewam się wprawdzie, że mego mi nie skonfiskuje. Jestem czło-
wiek trzezwy i umiem liczyć się z rzeczywistością. Fenicja jest dziś słowem
bez treści. Niech się Tyr broni, jeśli ma do tego ochotę  Sydon ma własne
interesy i o nich powinien myśleć. Wypowiedziałem taki pogląd na Byrsie i
postaram się, aby słowa moje doszły do Hefestiona. Ale przypuśćmy, że stało
się inaczej i że wskutek nieporozumienia lub fałszywej skargi majątek mój
został skonfiskowany. Co w takim razie pomogłaby nam twoja miłość? Czy
starczyłaby nam za dach nad głową i czy potrafiłaby nas nakarmić? Co ty
mógłbyś wnieść do spółki prócz rzodkwi i miłości? Mówisz, żeś młody?  do-
brze! Ale czy to ty jeden masz w Sydonie skład z tym towarem? Mówisz, żeś
pracowity?  także dobrze. Ale i każdy niewolnik, chce czy nie chce, musi
być pracowity. Coś ty lepszego niż niewolnik? %7łeś uczciwy? O wa! Dwa dni
temu odniosłoś drachmę, którą ci za warzywo nadpłacił mój podstarości, boś
myślał, że mnie tym ujmiesz. Ale dajmy na to, żeś uczciwy  to i co? Dlacze-
go ja miałbym cenić więcej uczciwą nędzę od uczciwego bogactwa? Człowiek
uczciwy a przy tym bogaty pachnie nardem, albowiem ma na to, by się nim
co dzień namaścić, twoją zaś uczciwość czuć nawozem, który do śmierci bę-
dziesz przewracał, gdyż nic innego nie potrafisz.
 Umiem grać na cytrze!  zawołał nieszczęśliwy Abdolonim.
32
 Lepiej dla ciebie byłoby o tym nie mówić  odpowiedział Marhabal.  To
się podobać może mojej córce, nie mnie. Wiem, że u Greków kto nie gra na
cytrze, ten uchodzi za prostaka i barbarzyńcę. Są tam ludzie, którzy nic in-
nego nie czynią, a jednak otacza ich sława i  choć trudno temu uwierzyć 
otacza ich szacunek większy niż cieślów, którzy budują okręty, a nawet  niż
kupców. Ale Grecy to naród dzieci, nasz zaś Sydon  to miasto poważne i
zamieszkałe przez ludzi rozsądnych. Co do mnie, uważam, że człowiek mło-
dy, zdrów i silny, który, zamiast pracować, gra na jakimś instrumencie lub
pisze wiersze  bo i tacy bywają u Greków  zasługuje na równą pogardę jak
wróbel, który ćwierka na dachu bez żadnego dla nikogo pożytku. Toteż gdy-
byś był tylko muzykiem lub poetą, byłbym cię kazał od razu zrzucić ze scho-
dów, rozsądnymi bowiem słowami nie przemawia się do półgłówków.
 Więc nie mogę mieć żadnej nadziei!  zawołał Abdolonim.
 Nadzieję, jeśli ci się tak podoba, możesz mieć, ale nie możesz mieć i nie
będziesz miał mojej córki. Sam powiedziałeś, że twoja prośba jest szalona, a
ja dowiodłem ci, jak dwa a dwa cztery, że jest prócz tego niedorzeczną, a na-
wet głupią, a zatem czegóż tu jeszcze czekasz?
 Marhabalu  rzekł Abdolonim  nie chciałem mówić ci o tym, co nie jest
moją zasługą, ale może słyszałeś, że chociaż tak prawie ubogi jak niewolnik,
pochodzę jednak z rodu dawnych królów sydońskich i że w całej Fenicji nie
masz człowieka, w którym by płynęła szlachetniejsza krew od mojej.
Na to Marhabal zastanowił się znów przez chwilę, po czym rzekł ze zwykłą
rozwagą:
 Słyszałem i jakkolwiek nie uważam tego za rzecz zupełnie pewną, przy-
znaję, że to jest coś. To tłumaczy poniekąd twoją zuchwałość i zarazem jest
drugim powodem, dla którego nie kazałem cię zrzucić ze schodów. Jest za-
iste w Sydonie wielu kupców, których by olśniło twoje królewskie pochodze-
nie. Ale ja, chociaż sam nie należę do gminu i szanuję tradycję (przyzwoici
ludzie powinni ją zawsze szanować) w interesach jestem, jak ci to już nad- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl