[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podczas ucieczki obrabowali jakieś sklep i nad ogniem dyndał teraz długi rządek kiełbasek, a w
zapasie było jeszcze kilka kawałów wędzonej wołowiny, owiniętych w przetłuszczony papier i
bochny przypalonego nieco chleba. Wszystko to stanowiło obfity posiłek, który cała szóstka z
rozkoszą spo\yła, przed wyruszeniem w dalszą podró\. Przynajmniej będą wędrować z pełnymi
brzuchami  pomyślał Conan. I to była następna dobra rzecz. Głodni ludzie czasem robią błędy, a
wiedział doskonale, \e gdy ma się do czynienia z magiem, jeden błąd mo\e być tym ostatnim.
Na razie prze\uwał jednak kawałek chleba i jeśli czegoś pragnął w tej chwili, to tylko dzbana
dobrego wina, którym mógłby spłukać gardło. Nie obawiał się tego, co ich czekało. Przecie\ prze\ył
spotkanie z samym Cromem, a co mogłoby być bardziej grozne ni\ on.
Za całe śniadanie Thayla musiała zadowolić się surową rybą, nabitą na włócznię Blada. Choć
właściwie była to włócznia Rayka, a młodszy z Pilich tylko z niej skorzystał. Zapach ryby nie był
nieprzyjemny, ale gdyby to zale\ało od niej, zaryzykowałaby rozpalenie ognia, aby ją ugotować.
Król jednak zadecydował inaczej, a ona musiała się temu podporządkować. Mimo wszystko w
kwestiach strategii i taktyki walki, nie był on takim kompletnym głupcem.
Gdy zaś król oddalił się za większa kępę roślin, aby ul\yć sobie po posiłku, Thayla
139
140
wykorzystała tę okazję, by porozmawiać z Bladem.
- Co tam ?  zareagował gburowato, gdy się doń zwróciła.
- Nie zachowuj się jak głupiec, Blad. To jest mój mą\.
- Słyszałem, \e jest. Przez całą noc.
- Ale to nie jego po\Ä…dam.
- Ach tak. W takim razie bardzo dobrze udajesz.
- Głupcze przecie\ musiałam. Inaczej zacząłby podejrzewać, \e to właśnie ciebie chcę
na mÄ™\a.
Blad odwrócił się ku niej, a na jego twarzy malowało się radosne zdziwienie.
- NaprawdÄ™.
Równie głupi jak młody. Głośno jednak odparła :
- Oczywiście. On jest słaby i stary. Ty jesteś młody i silny. Czy ktoś mógłby woleć jego
od ciebie ?
Blad nieomal pękł z dumy. Bogowie, jak\e łatwo było manipulować mę\czyznami.
- To jest niebezpieczne przedsięwzięcie  kontynuowała  Być mo\e król nie prze\yje.
Kiedy wrócimy do domu wybiorę nowego mał\onka.  Poło\yła dłoń na jego ramieniu i
uścisnęła go znacząco.  Jak myślisz kto będzie moim wybrańcem ?
- Milady, wybacz mi moją głupotę ...
- Tsss ... król wraca. Porozmawiamy o tym pózniej, ale pamiętaj Blad, \e nale\ę tylko
do ciebie, mój ogierze.
Kiedy Rayk wynurzył się z zarośli, Thayla odwróciła się ku niemu z uśmiechem. Teraz obaj
mę\czyzni byli w jej rękach tak, jak tego pragnęła. Mą\ nie podejrzewał niczego, jeśli chodzi o nią i
Blada, a tym bardziej o Conana, i je\eli prze\yje i powróci z nią do jaskiń, wtedy wspomni mu, \e
Blad czynił jej niewłaściwe propozycje podczas ich wcześniejszej podró\y. Biedny Blad spotka się
z całym lasem włóczni, zanim zdoła otworzyć te swoje głupie usta. A je\eli jakieś nieszczęście
spotka króla, Thayla będzie potrzebowała towarzysza, ochraniającego ją podczas powrotnej
podró\y. I tą rolę spełni Blad. Tak czy inaczej Blad będzie musiał umrzeć. Wiedział, \e kłamała
swemu mę\owi o napadzie na jaskinie i oczywiście wiedział te\ o znacznie większym sekrecie. O
jej grzesznym związku. Nawet jeśli król umrze, będzie wiedział, \e królowa jest w stanie zdradzać
swojego mę\a i z całą pewnością nie zapomni tego, zwłaszcza je\eli się pobiorą. Zawsze byłby
140
141
podejrzliwy  taką samą rzecz mo\e zrobić jemu, w dodatku jego podejrzenia byłyby uzasadnione.
Tak więc w \adnym wypadku Blad nie mo\e \yć, gdy tylko Thayla dotrze do bezpiecznego miejsca.
W tym jednak momencie wolała, aby obaj oddani jej mę\czyzni, chronili ją równocześnie.
- Wyruszamy natychmiast  zadecydował Rayk.
- Tak mój panie  odparła.
A kiedy król się odwrócił, Thayla mrugnęła porozumiewawczo do Blada, który w odpowiedzi
przesłał jej szeroki uśmiech.
To coś, co goniło Klega, nie ustawało w swym pościgu. Selkie zaczynał być zmęczony. Musi
znalezć wyjście i to szybko.
Nagle napięte zmysły Klega odkryły obecność jakichś \ywych istot przed sobą. Uchwycił ich
odległe echo i dopiero po chwili zidentyfikował obiekt ... a raczej obiekty. To były węgorze. Przez
moment Kleg poczuł jak owładnęło nim przera\enie.
Węgorze zazwyczaj \yły w największych głębinach jeziora, gdzie nie stanowiły dla nikogo
powa\nego niebezpieczeństwa, mo\e za wyjątkiem przydennych ryb, które miały tego pecha, \e ich
dotknęły. Jemu samemu zdarzyło się raz zetknąć z węgorzem i nie wspominał tego, jako
przyjemnego spotkania. Takie krótkie zetknięcie spowodowało parali\ wszystkich mięśni i
przeszyło całe jego ciało zrazu gorącym płomieniem, a potem przerazliwym zimnem, co całkowicie
odebrało mu władzę w członkach. Jeden węgorz nie mógł zagrozić śmiertelnie dorosłemu selkie, ale
o ile jego zmysły go nie zawodziły, było ich tam co najmniej pół tuzina, a to ju\ naprawdę mogło
być śmiertelnie niebezpiecznym spotkaniem. Kiedy węgorz wyładował swoją moc, przez jakiś czas
był bezbronny. Ten, który kiedyś zaatakował Klega, został rozdarty na pół, gdy tylko selkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl