[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śnie takich jak nasza dwudziestka. Większość z plecakiem i w trampkach przewędrowała już
Dekan, mokradła Yukatanu, bezdroża Gwatemali. Zna smak słonych piasków australijskich
pustyń, na wielbłądzim garbie przemierzała bezwodne przestrzenie Kraju Tauregów, zbierała
muszle na Cejlonie. Jako jeden z nielicznych jestem tu całkiem początkującym włóczęgą. I
gdyby nie moja znajomość quechua pewnie kazano by mi zdać egzamin wstępny lub co
najmniej wpiąć korsarski kolczyk w prawe ucho...
O Björnie już wspomniaÅ‚em.
Carlos z Montevideo, 26 lat, wysoki, o migdałowych oczach; miłośnik jazzu i Bessie
Holiday; kolekcjonuje posążki Buddy i czyta Hermanna Hessego w hiszpańskim przekładzie
Herrery; w torbie przewieszonej na szyi trzy teleobiektywy, na każdym postoju pali dające
błękitny dym skręty; nikt nie wie dlaczego, lecz wszyscy wołają nań Jack.
Harry najmłodszy, dwudziestolatek, Amerykanin z kopulastego namiotu wypełniającego
się sprężonym powietrzem za naciśnięciem zielonego guzika; zwany także Black cat, chce
studiować historię sztuki, specjalizować się w inkaskich technikach łączenia kamienia i w
trapezoidalnych otworach kamiennych; mieszka w New Orlean i w żyłach ma trzy krople
polskiej krwi.
Georg od pół roku bezrobotny, od miesiąca w górach; do niedawna technik w stoczni w
Bremen; nigdy nie wierzył prasie ani książkom; jeszcze przed miesiącem był pewny, że Zie-
mia jest płaska jak talerz i pływa po oceanie, a cała reszta to wymysł propagandy, telewizji i
technokratów myślących o łatwym pieniądzu ; postanowił sprawdzić, jak jest naprawdę, i
kupił bilet na drugą półkulę; idzie zwykle w ogonie grupy; powoli zmienia zdanie.
Ivonne Finka, jedyna dziewczyna; wyjątkowe zamiłowanie do filozofii i urugwajskich
bród; wspaniale wysokogórskie buty obcierające pięty do krwi; interesuje ją droga jako taka i
doszukuje się analogii między inkaskim szlakiem wśród mgieł a wschodnioazjatyckim poję-
ciem tao; wyniki tych przemyśleń chce opublikować, tylko jeszcze nie wie, gdzie, i czy na
pewno; chętnie rozdaje swój adres i klnie po lapońsku.
Są też inni: Annapulos, Johnny, Roberto, Annashirim Bojurmani, Stanley i Tom. Każdy
przybywa tu z innym zamysłem. Każdy pretekst jest dobry, by ruszyć na ten szlak. Każdy
znajduje tutaj to, czego szuka. A dobra puenta kazałaby dodać: Każdy obiecuje, że już
wkrótce tu powróci .
Lecz to nie byłaby prawda.
Bo magiczna to droga. Kto raz na nią trafił iść nią będzie już do końca; mieć ją będzie
już w sobie. Choćby wśród betonowej płyty i sterylizowanych dwa razy dziennie trawników.
Lub jeszcze gdzie indziej.
Leśna ścieżka zmienia się w górski szlak.
Zaraz za strumieniem Radosny Most zaczyna się łagodne podejście. Lecz to tylko podstęp.
My podstępów tych jeszcze nie znamy i łykamy haczyk: łagodność trwa tylko kilkaset me-
trów, potem zmienia się w... No właśnie mówiąc najkrócej zbocze jest strome, przeważnie
pionowe. Nieznana ręka kamienie ułożyła tu w schody dla olbrzymów. W każdym z nich wy-
drążono kilka ich mniejszych braciszków.
Inaczej żaden chasquis nie przeszedłby tędy.
Inaczej trzeba by wbić haki w szczeliny, a przecież Inkowie nie znali żelaza ani stali.
Zastosowano też stary trick: ścieżka biegnie nie kończącymi się zakosami, na których za
każdym nawrotem zyskuje się nie więcej niż pół metra wysokości; wijąc się, wgryza się pra-
cowicie w stromiznę i skalną niedostępność; każda fałda i rysa staje się jej sojusznikiem.
To ten sam trick, którego od Inków nauczyli się konstruktorzy kolei, kiedy musiała się
przebić przez Skórę Węża , przez góry, którym nadano tu nazwę czarna skrzynka , bo ani
ich koloru, ani kształtów nie sposób przepisać z rzeczywistości na papier.
I teraz bardzo ważne:
33
Z jednego trzeba sobie dokładnie zdać sprawę, zanim wspólnie ruszymy w tę drogę: są to
góry, które wyrastają wprost z oceanu. Przed nimi cały kontynent, który czymś trzeba wypeł-
nić. To pozbawia krajobraz wszelkich kompleksów kontury rozwijają się bez pośpiechu,
góry pozwolić sobie mogą na wszelkie dziwactwa i niemożliwości. Wtedy, gdy po raz pierw-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]