[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdrowa, a potem drugą, do Caro, w której opowiedziała, co porabia. Caro na pewno uba-
wi informacja, że Lotta obiera ziemniaki i parzy herbatę.
Niełatwo z grzecznej dziewczynki przeistoczyć się w wyzwoloną kobietę, dlatego
w drodze powrotnej do Loch Mhoraigh House Lotta poczuła wyrzuty sumienia. Czy za-
chowuje siÄ™ samolubnie?
Nigdy wcześniej nie robiła zakupów w supermarkecie, więc nawet ta banalna
czynność była dla niej fascynująca. Po drodze zatrzymała się we wsi. Corran powtarzał,
że nie zamierza zabiegać o przychylność mieszkańców wioski, ale Lotta uważała, że to
błąd.
Wstąpiła do miejscowego sklepu, ale był kiepsko zaopatrzony. Za ladą stała puszy-
sta dama z trwałą na głowie i w wielkich okularach na nosie. Przyglądała się Lotcie z
zainteresowaniem.
R
L
T
- Pracuje pani w wielkim domu?
- Skąd pani wie? - zdziwiła się Lotta.
- Bo to samochód Corrana McKenny'ego - odparła sprzedawczyni. - Poza tym w
hotelu mówili, że pani się tam wybiera. Długo pani wytrzymała.
- Podoba mi się tam. Zamierzam jeszcze trochę zostać. Corran bardzo dba o dom.
- Ano. Już jako dzieciak uwielbiał to miejsce.
- Zna go pani?
- Znam. Gotowałam w wielkim domu.
- Pani McPherson?
- To ja.
- Corran opowiadał mi o pani babeczkach!
Pani McPherson oblała się rumieńcem i oparła o ladę.
- Piekłam je specjalnie dla niego - wyznała przyciszonym głosem. - Szkoda mi by-
ło chłopaka. Okropnie go potraktowali. Nie mówię, że był wcieleniem cnót wszelakich,
ale w zasadzie sam się wychował. Ojciec nie miał dla niego czasu, a matce nigdy na nim
nie zależało. Niezłe z niej było ziółko! - Prychnęła lekceważąco. - Angielka, rozumie pa-
ni. - Potem się zreflektowała i dodała: - Ale nie taka jak pani.
Lotta uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie jestem AngielkÄ….
- Nie? Ale akcent ma pani angielski.
- Ponieważ chodziłam tam do szkoły, ale tak naprawdę pochodzę z Montluce.
Chciała dodać, że Montluce jest częścią Francji, ale okazało się, że Betty McPher-
son uważnie śledzi magazyny plotkarskie i wie wszystko o kraju pochodzenia Lotty i
problemach ze znalezieniem następcy tronu.
- Biedna rodzina - powiedziała pani McPherson, kręcąc głową.
- Rzeczywiście, nie mieli lekko - przyznała Lotta, trochę żałując, że nie ugryzła się
w język.
Szybko zmieniła temat i zapytała o przepis na babeczki. Kiedy pierwszy raz spró-
bowała je zrobić, skończyło się na przypalonym cieście i kuchni pełnej dymu. Wkrótce
wyszła ze sklepu ze szczegółowym przepisem na ulubione babeczki Corrana.
R
L
T
- Proszę nie zapomnieć oprószyć formy mąką - krzyknęła pani McPherson na od-
chodnym.
Lotta nie zrozumiała, lecz mimo to uśmiechnęła się, pomachała i wsiadła do auta,
w myślach powtarzając przepis. Po powrocie do domu prędko zapisała instrukcje pani
McPherson i wzięła się do roboty, ale babeczki wyszły jeszcze gorsze niż za pierwszym
razem.
- Nie szkodzi - stwierdził Corran, ale Lotta nie zamierzała się poddać.
Zrobi te babeczki!
Wydawało się, że to banalny deser, co więc było nie tak?
Czy ja się do czegokolwiek nadaję? - zastanawiała się. Do rozdawania uśmiechów i
podawania ręki. Wróci do Montluce i znów wpadnie w rutynę. Co zyskała, wyjeżdżając?
Połamane paznokcie. Nauczyła się obierać ziemniaki i malować ściany, ale to proste
czynności.
Pomyślała o babce, która nigdy się nie poddawała ani nie przyznawała do porażki.
Dlatego nadal robiła babeczki, jak gdyby chcąc tym czegoś dowieść - sobie, babce
czy może znamienitym przodkom?
A babeczki nadal wychodziły płaskie i twarde.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak się uparłaś - powiedział Corran, kiedy
Lotta postawiła przed nim kolejne niewyrośnięte babeczki.
- Bo chcę wiedzieć, że umiem to zrobić porządnie.
- Przecież wiele rzeczy robisz porządnie.
- Na przykład?
Zawahał się.
- A widzisz? - wytknęła. - Nic ci nie przychodzi do głowy! Do niczego się nie na-
dajÄ™!
- No skÄ…d! Co za bzdury opowiadasz!
Chciał jej powiedzieć, jak dzięki niej dom zmienił się na korzyść. I że coraz lepiej
radziła sobie w kuchni. I że kiedy się uśmiechała, dzień stawał się piękniejszy.
Ale nie wiedział, jak dobrać słowa, by nie pomyślała, że jej pragnie. Bo nie pra-
gnął. Może trochę.
R
L
T
Każdego ranka, kiedy w nocy śniła mu się Lotta w kąpieli, musiał sobie przypo-
minać, że szuka zupełnie innej kobiety.
Pracowała za dwóch, ale nawet zmęczona, brudna i przygnębiona była piękna, a on
nie ufał pięknym kobietom.
W Loch Mhoraigh House nie było miejsca dla piękna. Matka Corrana była najlep-
szym przykładem na to, co dzieje się z człowiekiem wyrwanym z jego otoczenia, tak
samo jego związek z Ellą. Nie zamierzał popełnić drugi raz tego samego błędu. On po-
trzebuje praktycznej kobiety.
Ale przyzwyczaił się do Lotty. Wcale mu się to nie podobało.
- Chcesz zwrócić na siebie uwagę - stwierdził z rozdrażnieniem.
- Nic ci nie przychodzi do głowy - powtórzyła.
Corran poczuł się zapędzony w kozi róg.
- Radzisz sobie z Pookiem - przyznał.
Psiak, od kiedy pojawiła się Lotta, przestał być aż tak irytujący. Czasem kładł się
przy Corranie i domagał drapania po brzuchu.
Lotta nie wyglądała na przekonaną.
- Nie masz sobie równych w machaniu szczotką - dodał Corran, ale mina Lotty
powiedziała mu, że to raczej kiepski komplement. - Wczorajsze kiełbaski były niczego
sobie.
- Przypaliły się!
- Czytałem, że przypalone jedzenie jest zdrowe...
- Przestań - mruknęła i uśmiechnęła się lekko.
- Przestanę, jeśli podasz kolację - oznajmił. - Jakie frykasy przygotowałaś na dzi-
siaj? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl