[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mistrz ... Kelly, jeśli będzie pan tak miły ... Proszę włączyć zdalne sterowanie.
Polecił im, aby usiedli półkolem wokół Kelly'eya, który obsługiwał maszynę liczącą. Każdy z
nich otrzymał formularze. Kapitan trzymał w ręku urządzenie do zdalnego sterowania.
- Sprawa jest niezwykle prosta. Otóż każdy z was otrzyma odpowie-dnie dane, na których
podstawie będzie musiał obliczyć odpowiednie współrzędne. W ten sposób podzielimy się
obowiązkami, każdy zrobi swoje po czym w spokoju ducha będziemy mogli wypić kawę. A teraz
spróbujmy ... Próba była udana. Kapitan wstał ze swego krzesła.
- Mr. Simes, proszę mnie zawołać dwie godziny przed tranzycją. Mam nadzieję, że i pan, i mr.
Jones zagustujecie w mojej metodzie. Po co się pocić?
Ani jeden, ani drugi nic nie odpowiedzieli. Przystąpili do pracy. Po kolei każdy wykonał swoją
część obliczeń, po czym nanieśli dane na odpowiednie formularze.
Max miał wystarczająco dużo czasu, aby doprowadzić obliczenia do końca, wpisać wynik i
zająć się zadaniem Simes'a. Ponieważ współrzędne podawano głośno, nic nie stało na przeszkodzie,
aby zapisać je w pamięci i w odpowiedniej chwili wywołać, opracować według dobrze znanego
algorytmu, po czym porównać wynik z tym, co wpisał kolega. O ile się orientował, Simes poprawnie
wykonał obliczenia. Zjedli kanapki, popili kawą. Dwadzieścia minut przed czasem zjawił się
kapitan.
- I jak, moi panowie? ... Wszyscy zadowoleni? ... Chociaż wkrótce musimy wziąć się do roboty,
mam nadzieję, że pozwolicie mi na filiżankę kawy? ...
Kilka minut pózniej rozsiadł się na krześle i przejął od Simes'a stery-
Minęła godzina. Do tranzycji pozostało zaledwie czterdzieści pięć minut. Kapitan powiódł
wzrokiem.
- Tak, chłopcy. Wszystko już gotowe. Podajcie wyniki.
Smyth i Kovak, wspierani przez Noguchi'ego oraz Bennetta pracowali pełną parą.
Tylko raz doszło do drobnego spięcia. Simes mówił zbyt szybko, dlatego liczby, które podawał,
padały jednym ciągiem i trudno było je zrozumieć.
Landy zareagował natychmiast.
- Proszę powtórzyć!
- Do cholery, niech pan sobie wymyje uszy! - zagrzmiał świeżo upieczony astronauta, mimo to
powtórzył wszystko od początku. Kapitan spojrzał znad sterów, jednak po chwili bez słowa
komentarza pogrążył się w swej pracy.
Gdy tylko maszyna była gotowa na przełknięcie następnej porcji informacji, Blaine zaczął
podawać swój wynik.
W tym czasie Max już dawno uporał się także i z jego zadaniem i sprawdzał kolumny cyfr,
dyktowane przez kapitana, nie spuszczając oka z Simes'a. Wtem gdzieś w podświadomości
zadzwięczał dzwonek alarmowy.
- Kapitanie! Nie zgadzam się z pańskimi obliczeniami.
- Co proszÄ™?
- Obliczenia są błędne, sir.
Kapitan nie wydawał się być zagniewany. Po prostu podał swą kartkę astronaucie.
- Niech pan sprawdzi. Simes przebiegł wzrokiem setki cyfr.
- Wszystko w porządku, kapitanie. Blaine spojrzał na Jonesa.
- Jakikolwiek błąd jest wykluczony. Mr. Simes i ja doprowadzimy całą tę zabawę do
szczęśliwego końca. Proszę się nie obawiać.
- Ale ...
- Wykluczone! - powtórzył z kolei Simes.
Gotując się ze złości Max opuścił koło. Nie mógł jednak przestać liczyć. Kolejne posunięcie
astronauty tak czy owak musiało doprowadzić do ujawnienia pomyłki Blaine'a. Niewielka korekta
powinna wszystko załatwić.
Zauważył, że gdy maszyna wyświetliła kolejne dane i Lundy zaczął je sprawdzać, Simes lekko
się zawahał ... co więcej - wyglądał na ciężko przestraszonego.
%7łeby w tej chwili dokonać korekty lotu, trzeba byłoby osiągnąć najwyższa, z możliwych
szybkości, czyli stanąć w punkcie krytycznym. Astronauta zastanawiał się przez moment i
przyspieszył, lecz była to zaledwie połowa tego, co Max uważał za niezbędne. Blaine podał kolejną
współrzędną, po czym przeszedł do następnych obliczeń. Kiedy maszyna wyświetliła dane, błąd był
już wyrazny, gdyż spotęgowany. Kapitan rzucił w stronę astronauty zdumione spojrzenie. Za chwilę
przystąpił do wyliczania kolejnej poprawki. Simes zwilżył zeschnięte wargi.
- Kapitanie? ...
- Mamy jeszcze czas ... Sam to zrobiÄ™, mr. Simes.
Podano mu liczby. Gorączkowo zaczął coś liczyć na swoim arkuszu. Zegar pokazywał
upływający czas. Mijały sekunda za sekundą, zaś Blaine ciągle liczył, łypiąc w stronę stopera.
- Uwaga!
Max spojrzał do góry.
Nad kopułą zawirowały gwiazdy. Blaine pociągnął za ster, niebo wygasło, a po chwili
rozjaśniło się ponownie, lecz w innych konfiguracjach. Kapitan oparł się o krzesło.
- No ... - zatarł ręce z zadowoleniem - ... stwierdzam, że i tym razem jakoś poszło.
To mówiąc wstał i ruszył do wyjścia. Zanim jednak opuścił sterownię, odwrócił się w stronę
Simes'a.
- Niech pan mnie powiadomi, gdy tylko ustalicie współrzędne.
Po chwili wyszedł.
Max znowu zadarł głowę. Na podstawie obrazu, zapamiętanego z map, próbował się
zorientować, w jakiej części nieba się znajdują. Także Kelly popatrzył w górę.
- Tak ... - mruknął za moment - Niewątpliwie jakoś to poszło, ciekawe tylko, dokąd żeśmy
trafili? ... Simes rzucił spojrzenie na kopułę.
- Co pan chce przez to powiedzieć? - w jego głosie zabrzmiała grozba.
- Dokładnie to, co powiedziałem - odparł rachmistrz, pewny swego. - Na podstawie
długoletnich obserwacji stwierdzam, że nie znam tych gwiazdozbiorów, które mamy szczęście
podziwiać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]