[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale to jest slow. Księżniczko, jak chcesz...
- Nie znasz go, Ugo. On się nią bawi. No, popatrz na
Thomasa, zrozumiał. Widzisz, jak wygląda? Całkiem rozbity.
Och, nie mogę Axelowi na to pozwolić!
- Można by pomyśleć, że jesteś zazdrosna...
- Zazdrosna? Ja? Miałabym to w nosie, gdyby to był ktoś
inny. Ale ona! Dlaczego właśnie ona, co? Nie mógł sobie
wybrać innej? Nienawidzę go, Ugo, przysięgam ci,
nienawidzę go.
Ugo przytrzymuje mnie w momencie, kiedy skaczę z
kanapy, gotowa rzucić się na Axela i Chloe. Uświadamiam
sobie, że cała drżę. To przez zmęczenie tańcem albo może
przez wściekłość. W gardle mam olbrzymią gulę. Jak Axel
może mnie w ten sposób zdradzać? Widok Chloe wtulonej w
jego ramiona jest dla mnie nie do zniesienia. Dobrze wiem, co
ona musi czuć, to energetyzujące ciepło, które z niego
emanuje, które zupełnie pozbawia człowieka woli. Jak
mogłaby mu się oprzeć?
Jeżeli chciałaby mu się opierać.
Dokładnie w tym momencie twarz Axela przybliża się do
twarzy Chloe. Zatrzymują się i wymieniają długi, długi, długi
pocałunek.
Thomas patrzy na nich bez ruchu. Potem jednym skokiem
wypada z pokoju. Ja opadam na kanapę.
- Aadnie! - Ugo gwiżdże z podziwu i woła: - Co za styl!
Co za wprawa!
Mojego kuzyna zabiję potem. Wstaję, kiedy piosenka
milknie, zastąpiona przez Ar Re Yaouank, młodą grupę
celtycką. Wszyscy zaczynają krzyczeć i tańczyć w tym rytmie,
oprócz tych dwóch potworów, które pozostają przytulone na
środku pokoju. Chwytam Axela za ramię, zmuszając go, żeby
puścił Chloe.
- Choć tu, muszę z tobą porozmawiać!
Chloe nie ma czasu, żeby zareagować. Zresztą tak jest dla
niej lepiej, bo przy najmniejszym geście wydarłabym jej oczy.
Wyciągam Axela z salonu, przeprowadzam przez pokój i
wpycham do kuchni. Mruga oczami, kiedy włączam światło,
potem, oparty o ścianę, wpatruje się w coś za moimi plecami.
Krzyczę:
- Nigdy, nigdy ci nie wyba...
- Wszystkiego najlepszego, Solenn. Przecież o taki
prezent mnie prosiłaś, nie?
- Co ty opowiadasz?
- Powiedziałaś mi, że chciałabyś Thomasa na urodziny.
No to proszę. Biorę Chloe, zostawiam ci Thomasa. Nie tego
sobie życzyłaś?
Potrzebuję trochę czasu, żeby zrozumieć jego słowa.
Niewątpliwie zbyt wiele, jak wtedy, kiedy przeżywa się szok.
Ciągle nie zwrócił na mnie oczu. Opieram się o stół. W mojej
głowie nie ma ani jednej składnej myśli.
- Jesteś szalony, Axel. Nigdy tego nie chciałam. Nigdy!
- Teraz już za pózno. No, idz szybko, idz po tego swojego
Thomasa. Pospiesz się!
Bierze mnie za ramię i teraz on z kolei wyciąga mnie z
pomieszczenia na korytarz.
- Nie! Axel! Przestań! Poczekaj!
Chwyta swój płaszcz zawieszony przy drzwiach i patrzy
na mnie przez krótką chwilę, pierwszy raz od jakiegoś czasu.
Jego oczy błyszczą o wiele za mocno. Nagle się odwraca,
rusza ku drzwiom, otwiera je i znika w nocy.
Zataczam się aż do kanapy w salonie, gdzie czeka na mnie
Ugo. Wydaje się, że inni nic nie zauważyli. Chciałabym
ruchem magicznej różdżki sprawić, żeby wszyscy nagle
zniknęli. Chloe schroniła się niedaleko od nas, stoi obok
Sabriny. Mówią coś do siebie, trzymając się za szyje. Mam
gdzieś to, co mogą mówić te dwie zołzy. Gdybym mogła,
wyrzuciłabym je stąd za włosy.
- No co? - pyta mój kuzyn.
Wysłuchuje moich wyjaśnień, potem szepce mi na ucho:
- Biegnij za nim. Powiem, że zle się poczułaś, że jesteś
chora, wszystko jedno co. Idz szybko.
Przyciskam pięści do powiek.
- Za kim mam biec? Za Thomasem czy Axelem?
Przyciska mnie do siebie.
- O tym, Księżniczko, nie ja decyduję.
Biegnę. Burzliwy wiatr chłoszcze moją twarz i unosi
włosy. Biegnę do utraty tchu, tak samo jak biegłam
czternaście dni wcześniej. Ale tym razem nie żeby umknąć,
nie - żeby złapać tego, kogo kocham i kto uciekł w noc.
12. Spotkania
- Nie ma go.
Gdzie mógł pójść? Czuję się zbita z tropu. Nie
przewidziałam tego.
- Mogę zaczekać? To bardzo ważne. Proszę...
Nie myślałam, że jestem zdolna do czegoś takiego. Ale
dziś wieczorem mam w nosie, co myślą o mnie inni. On
potrząsa głową.
- Przykro mi, panno, muszę wyjść. I nie jestem pewien,
czy Axel byłby zachwycony, zastając cię tutaj.
Aamacz serc nie lubi być prześladowany przez swoje
ofiary... Upieram się.
- Proszę posłuchać, to jest bardzo ważne. Proszę mi
pozwolić poczekać, przynajmniej dopóki pan nie wyjdzie.
Bardzo proszę.
Pan Malevitch waha się, potem wzrusza ramionami i robi
gest, żebym weszła. Dziękuję mu. Burczy pod nosem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl