[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Minneapolis, Lacey czuła, że wkrótce zacznie sypać śnieg.
Lacey miała zarezerwowane miejsce parkingowe za swoim blokiem. Wjechała na nie i wyłączyła
silnik. Przez chwilę siedziała w ciszy. Jej życie było w rozsypce. Mieszkała setki kilometrów od
rodziny, wiodąc coś, co w najlepszym razie można nazwać namiastką życia, sama i samotna. Była
uwikłana w kłamstwa, udając, że jest kimś innym niż w rzeczywistości. I dlaczego? Dlaczego?!
Ponieważ była świadkiem przestępstwa. Czasem żałowała, że morderca nie zauważył jej ukrytej w
szafie. Nie chciała umierać, jednak byłoby to łatwiejsze od takiego życia. Muszę coś z tym zrobić -
myślała w desperacji.
Otworzyła drzwi i wyszła z samochodu, oszczędzając skręconą, pulsującą bólem kostkę prawej
nogi. Kiedy się odwróciła, żeby zamknąć drzwi samochodu, poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
Tego samego uczucia doświadczała w koszmarnych snach. Wszystko działo się jakby na
zwolnionych obrotach; chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dzwięku. Rzuciła
się do przodu, usiłując się wyrwać, jęknęła i potknęła się, kiedy ból wbił w jej kostkę swoje żelazne
żądło.
Czyjeś ramię objęło ją i podtrzymało. Znajomy głos powiedział ze skruchą:
- Przepraszam, Alicjo! Nie chciałem cię przestraszyć. Wybacz mi.
To był Tom Lynch.
Ogarnęło ją poczucie ulgi. Zrobiło się jej słabo, więc oparła się na nim mocno.
- Och, Tom... Boże... Już... Wszystko w porządku. Tylko... Przestraszyłeś mnie.
Zaczęła płakać. Przyjemnie było czuć otaczające ją, silne ramię. Stała tak chwilę bez ruchu,
uspokajając skołatane nerwy. Potem podniosła głowę i stanęła z nim twarzą w twarz. Nie wolno jej
było tego robić zarówno ze względu na niego, jak i na siebie samą.
- Niepotrzebnie zadałeś sobie tyle trudu, przychodząc tutaj. Idę na górę - powiedziała,
uspokajajÄ…c oddech i ocierajÄ…c Å‚zy.
- Pójdę z tobą - odparł Tom. - Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Ależ mamy - uparł się. - Po pierwsze, twój ojciec szuka cię po całym Minneapolis, bo twoja
matka umiera i chce się z tobą pogodzić przed śmiercią.
- Co... ty... mówisz? - Lacey miała wrażenie, że jej wargi są z gumy. Gardło miała tak ściśnięte,
że słowa ledwo się przez nie przeciskały.
- Mówię o tym, że Rut Wilcox powiedziała mi wczoraj po południu, że w klubie był jakiś facet z
twoim zdjęciem i pytał o ciebie, twierdząc, że jest twoim ojcem.
On jest w Minneapolis! - myślała Lacey. - Znajdzie mnie!
- Spójrz mi w oczy, Alicjo! Czy to prawda? Czy ten, który cię szuka, rzeczywiście jest twoim
ojcem .
Lacey pokręciła głową, zdecydowana za wszelką cenę pozbyć się Toma.
- ProszÄ™ ciÄ™, Tom! Idz sobie!
- Nigdzie nie pójdę.
Ujął jej twarz w obie dłonie i zmusił, żeby na niego spojrzała.
Lacey znów usłyszała w swojej głowie głos Jacka Farrella: Za moją twarzą ukrywa się ta, której
pragniesz powiedział. - Przyznaj, że to prawda.
Przyznaję - pomyślała, spoglądając na silny podbródek Toma, na zmarszczone z troski o nią czoło
i na pełen napięcia wyraz w oczach. Tak się patrzy na kogoś ważnego. Nie pozwolę, żeby coś ci się
przeze mnie stało - obiecała mu w duchu.
Gdyby zabójcy Izabelli Waring udało się wyłudzić od Rut Wilcox z klubu  Blizniacze Miasta
mój adres, pewnie bym już nie żyła - pomyślała. - Nie jest aż tak zle. Gdzie jeszcze pokazywał jej
zdjęcie?
- Alicjo, wiem, że masz kłopoty i chociaż nie wiem, o co chodzi, jestem gotowy stanąć po twojej
stronie, nie możesz jednak trzymać mnie w niepewności - nalegał Tom. - Nie rozumiesz, że tak dłużej
nie może być?
Spojrzała na niego. Dziwnie się czuła, stojąc przed mężczyzną, który wyraznie darzył ją szczerym
uczuciem, może nawet miłością... Może. Tom był mężczyzną, jakiego miała nadzieję kiedyś poznać.
Ale nie teraz! Nie tutaj! Nie w tej sytuacji! Nie mogę mu tego zrobić.
Na parking wjechał jakiś samochód. Lacey miała ochotę pociągnąć Toma na ziemię i schować się
razem z nim za samochodem.
Muszę się spieszyć - myślała gorączkowo. - Muszę się pozbyć Toma.
Teraz wyrazniej widziała nadjeżdżający samochód. W środku siedziała kobieta, mieszkanka
sąsiedniego bloku. Kto przyjedzie następnym samochodem? Może on.
W powietrzu zaczęły wirować pierwsze płatki śniegu.
- Idz już, Tomie, proszę cię. Muszę zadzwonić do domu i porozmawiać z mamą.
- A więc to prawda!
Lacey przytaknęła kiwnięciem głowy, nie patrząc mu w oczy.
- Muszę z nią porozmawiać. Muszę coś wyjaśnić. Pózniej do ciebie zadzwonię.
Wreszcie podniosła spojrzenie. Jego oczy, niespokojne i uważne, były w nią wpatrzone.
- Zadzwonisz, Alicjo?
- Przyrzekani, że zadzwonię.
- Gdybym mógł pomóc...
- Teraz, nic nie możesz zrobić - przerwała mu.
- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- Czy w twoim życiu jest inny mężczyzna?
Spojrzała mu w oczy.
- Nie, nie ma innego.
Tom kiwnął głową.
- To mi wystarczy.
Na parking znów wjechał samochód. Odsuń się ode mnie - chciała krzyknąć.
- Tomie, muszę zadzwonić do domu.
- Pozwól przynajmniej, że odprowadzę cię do drzwi - poprosił i ujął jej ramię.
Po kilku krokach przystanęli.
- Utykasz.
- To nic wielkiego. Potknęłam się.
Lacey modliła się w duchu, żeby jej twarz nie zdradziła, jak wielki ból sprawia jej chodzenie.
Tom otworzył drzwi wejściowe do bloku.
- Kiedy zadzwonisz?
- Mniej więcej za godzinę - spojrzała na niego i zmusiła się do uśmiechu.
Tom pocałował ją w policzek.
- MartwiÄ™ siÄ™ o ciebie. Ty mnie martwisz.
Zcisnął jej dłonie i przeciągle popatrzył w oczy.
- Będę czekał na telefon od ciebie - powiedział. - Cieszy mnie to, co powiedziałaś. Wstąpiła we
mnie nowa nadzieja.
Lacey stała w holu, dopóki jego ciemnoniebieskie BMW nie wyjechało z parkingu. Potem tak
szybko, jak tylko mogła, ruszyła w kierunku windy.
Nawet nie zdjęła kurtki. Musiała jak najszybciej zadzwonić do klubu. Po chwili usłyszała
radosny głos kierowniczki.
- Klub Sportowy w Edinie. Proszę chwileczkę zaczekać.
Minęła jedna minuta, potem druga. Niech ją diabli - pomyślała Lacey i rozłączyła się.
Była sobota. Jeśli szczęście jej dopisze, matka będzie w domu. Po raz pierwszy od kilku
miesięcy Lacey sama wykręciła znajomy numer. Matka podniosła słuchawkę po pierwszym sygnale.
Lacey wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.
- Mamo, komu powiedziałaś, że jestem tutaj?
- Lacey? Nie mówiłam o tym nikomu. Dlaczego pytasz? - spytała, zaniepokojona.
Zwiadomie nikomu nie powiedziała pomyślała Lacey.
- Wymień wszystkich, którzy byli na wczorajszej kolacji.
- Alex i Kit z Jayem, Jimmy Landi i jego wspólnik, Steve Abbott, i ja. Dlaczego pytasz?
- Czy mówiłaś coś o mnie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl